Lewandowscy to nie napis na dropsach
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuFajnie jest, kiedy markami stają się osoby zachęcające nas np. do wysiłku fizycznego i dbania o zdrowie. Może państwo Lewandowscy i Ewa Chodakowska nie mają jeszcze wiernych wyznawców, ale markami na pewno już są. I czerpią z tego korzyści.
Trudne jest życie celebrytów: bale, koncerty, sesje z paparazzi i pokazy na ściankach. A w międzyczasie nagrywanie płyt, pisanie książek, podkładanie głosu do animowanych filmów dla dzieci. Jak oni to robią? Metoda jest „banalnie” prosta: trzeba stać się kultową marką! A kiedy komuś się to uda, zarabianie pieniędzy i podkręcanie popularności będzie bajecznie proste. Taki sukces osiągnęły siostry Kardashian – znane wyłącznie z tego, że są znane. Najczęściej jednak za sukcesem „marki” stoi tytaniczna praca. Szczególnie sportowcy (np. David Beckham, Lewandowscy) udowadniają nam, że na bycie „marką” trzeba sobie zasłużyć.
Ostatnio o byciu markami wypowiadali się państwo Lewandowscy, Robert i Anna. Z ich strony padła szczera odpowiedź:
— Nie jesteśmy markami. Jesteśmy ludźmi, sportowcami. Potrzebujemy dużo pracy, ale mamy dużo wyrzeczeń. Jak skończymy kariery, wtedy pojedziemy na długie wakacje. Zwiedzimy cały Luwr w Paryżu, będziemy mieli święta z rodziną w domu. Tego nam brakuje.
Skromność? Zdecydowanie tak. I jestem w stanie uwierzyć, że Lewandowscy tak właśnie myślą, bo znam trochę sportowców i wiem, że ostry reżim treningowy i codzienne wyrzeczenia dają właściwe spojrzenie na medialny świat, w którym wszystko można podrasować, by dobrze wyglądało: piersi, mięśnie, pośladki. Sportowiec to sportowiec: albo ma sukcesy albo wypada z ringu (chyba że wcześniej naprawdę zapracował na popularność i na sportowej emeryturze może odcinać kupony od sławy). I chociaż Lewandowscy twierdzą, że markami nie są, nie do końca mogę się z tym zgodzić.
Wystarczy sięgnąć do pierwszej lepszej książki o marketingu, by przekonać się, czym jest marka i dlaczego drzemie w niej taka siła. Matthew Ragas i Bolivar Bueno w książce „Potęga kultowej marki” jednoznacznie twierdzą, że wokół marki (tej kultowej oczywiście) tworzą się społeczności klientów oczekujące od produktu (np. Apple'a, Microsoftu, Coca-Coli lub McDonald's) określonego stylu życia, promującego wolność, swobodę, rozwój itp. Dziś te cechy nie są już zarezerwowane wyłącznie dla przedmiotów. Coraz częściej przejmują je ludzie – istoty z krwi i kości – wzorce do naśladowania dla wielu milionów. Fajnie jest, kiedy takimi markami stają się osoby zachęcające nas np. do wysiłku fizycznego i dbania o zdrowie. Może państwo Lewandowscy i Ewa Chodakowska nie mają jeszcze wiernych wyznawców, ale markami na pewno już są. I czerpią z tego korzyści.
Pytanie do was: jakie polskie gwiazdy sportu, estrady, nauki i polityki mają status marek? A może na naszym rynku kogoś takiego nie ma? Czy Polacy – podobno zazdrośni do granic możliwości – są w stanie obdarzyć kultem osobę, która nie nosi koloratki?
Zobacz także: lewandowski_przyjechal_na_zgrupowanie_kadry_nowym_maserati
Zdjęcia: AKPA
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze