„¡Madre mia!”, Dorota Żak
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuLiteratura podróżnicza ma się w Polsce całkiem dobrze, skoro co rusz na księgarskich półkach pojawiają się nowe tytuły. W ten nurt idealnie wpisuje się książka Doroty Żak. To właśnie do Hiszpanii wyjechała w celach służbowych główna bohaterka książki. I o swoich wrażeniach z rocznego pobytu w Madrycie poinformowała czytelników, proponując im kalejdoskop zabawnych wspomnień i refleksji o tym egzotycznym dla Polaków kraju.
Literatura podróżnicza ma się w Polsce całkiem dobrze, skoro co rusz na księgarskich półkach pojawiają się nowe tytuły. Ma to swoje potwierdzenie w cyfrach: coraz częściej jeździmy za granicę, podróżując dla przyjemności lub w interesach. I mimo że nie mamy zasobnych (jak na Europejczyków) portfeli, to przeciętnego Polaka zawsze stać na urlop (bardzo często za granicą). W ten nurt idealnie wpisuje się książka Doroty Żak, pt. „¡Madre mia!”, czyli – w wolnym tłumaczeniu - „O, Matko!”. Skąd hiszpański tytuł? Odpowiedź jest prosta. To właśnie do Hiszpanii wyjechała w celach służbowych główna bohaterka książki. I o swoich wrażeniach z rocznego pobytu w Madrycie poinformowała czytelników, proponując im kalejdoskop zabawnych wspomnień i refleksji o tym egzotycznym dla Polaków kraju.
„¡Madre mia!” bardzo przypomina dzienniki amerykańskie Katarzyny Klimasińskiej, poświęcone wyprawie autorki do Stanów Zjednoczonych, co nie jest w tym przypadku zarzutem, bo książka Klimasińskiej została przez nas bardzo dobrze oceniona na łamach Kafeterii. Również w tym przypadku mamy propozycję literacką przyciągającą nas przede wszystkim humorem, który rodzi się w sytuacji, kiedy Polka musi zrozumieć enigmatyczną, a jednocześnie gorącą naturę Hiszpanów i Hiszpanek. Jeśli ktoś nie był jeszcze w tym kraju, książka Żak na pewno go do tego zachęci. A podróżnicy, którym udało się zaliczyć wyprawę np. do Madrytu, będą mieli okazję porównać swoje obserwacje z błyskotliwymi refleksjami Doroty Żak.
Bohaterka książki wyjeżdża do Madrytu na prośbę swojego szefa, który proponuje jej przeniesienie do hiszpańskiego oddziału potężnej korporacji. Dorota musi niestety zostawić swojego chłopaka Maćka oraz grono oddanych jej przyjaciół. Ale praca za granicą to dla niej nie tylko wyzwanie, ale i możliwość zawodowego rozwoju. Cóż, nie będzie to oczywiście wyprawa łatwa, bo Dorota zna tylko odrobinę język hiszpański i ma – mówiąc delikatnie – sporego stracha przed podróżowaniem lub – powiedzmy to inaczej – przed doświadczaniem totalnie nowych rzeczy. Mimo to po suto zakrapianej, głośnej imprezie pożegnalnej nasza bohaterka pakuje walizki i wylatuje do Madrytu. I wtedy zaczyna się naprawdę zakręcona przygoda. Nie jesteśmy w stanie opowiedzieć o wszystkich sytuacjach, z którymi kobieta musiała się zmierzyć. Jedno jest pewne: sytuacje opisane przez Dorotę Żak mogą zdarzyć się wszystkim tym, którzy wybierają się za granicę i wiedzą, że mimo bariery językowej, muszą jakoś dotrzeć do pracy, kupić jedzenie i znaleźć miejsce do spania. A później może… gorącą miłość.
Dorota w trakcie wędrówek po Madrycie ma okazję skorzystać z popularnych również u nas wyprzedaży, czyli rebajas. Chociaż nic ciekawego nie udało się jej kupić, Dorota trafiła do gejowskiej dzielnicy, w której właśnie odbywała się Parada Równości. W skrócie tak to wyglądało: Tęczowe flagi, chłopcy trzymający się za ręce, dziewczyny patrzące sobie w oczy, męskie kobiety i faceci w sukienkach. Wpadła też Kylie Minogue. Ulice tętniły radością. To była Madrid LGTB Pride […] Podobało mi się. O dziwo, nie było kontrmanifestacji. A niedaleko, w tym samym momencie snuli się po ulicach osobnicy z twarzami pomalowanymi w barwy narodowe, bo właśnie w telewizji była transmisja ważnego dla Hiszpanii meczu piłki nożnej (Hiszpania grała wtedy z Paragwajem). Wszystko odbyło się w całkowitym spokoju. Ciekawe, czy w Polsce taka sytuacja byłaby możliwa? Sprawa wątpliwa. Dodajmy jeszcze, że w tym samym dniu Dorocie ktoś ukradł zapięcie do roweru, ale… pojazdu wcale nie miał zamiaru zabierać. Dziwna, naprawdę, ta Hiszpania!
Książka Doroty Żak z całą pewnością adresowana jest do pań, bo na Hiszpanię patrzymy zdecydowanie z kobiecej perspektywy. W tej książce liczą się więc subtelne dialogi ze współpracownikami, relacje z mężczyznami, wystrój typowego madryckiego mieszkania, smak potraw, alkoholu, ubrania, pogoda itp. Co nie znaczy, że te sprawy nie interesują mężczyzn (szczególnie w przypadku jedzenia i alkoholu). Ale „¡Madre mia!” to bardzo kobieca książka, napisana z inteligentnym, przekonującym humorem. Mnie zdecydowanie zachęciła do podróży do Hiszpanii, może nie w celach zarobkowych (bo kraj ten zmaga się wciąż z potężnym kryzysem), ale zdecydowanie kulinarnych (hiszpańskie wino i tapas to dwie rzeczy, które posmakuję od razu po przylocie do Madrytu). Jeśli też macie takie plany, wcześniej zajrzyjcie do książki Doroty Żak. Ona jeszcze bardziej utwierdzi was w przekonaniu, że warto się do Hiszpanii wybrać.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze