W razie obalania prezydentów…
REDAKCJA • dawno temuBardzo bym chciała, żeby stołeczne referendum miało podstawy praktyczne i teraźniejsze. Praga – ziemia obiecana, lecz olana. Stadion – strefa zamknięta, jak wojskowy poligon prób nuklearnych – a miał być placem zabaw. Klasa podśrednia – bez perspektyw: wysiedlana z Centrum, traktowana jak uciążliwy, mało zyskowny element. Przepraszam, a co jest wizytówką światłego (nie mylić z oświetlonym!) miasta, kraju, świata? Złote tarasy czy raczej stosunek do najsłabszych?
Jako warszawianka mam pewien problem. Nie podoba mi się sposób zarządzania moim miastem, lecz obraz mam dodatkowo zaburzony przez… mamę. Jest ona od czasów II wojny światowej nieprzejednaną antysemitką i dla niej referendum to coś więcej niż wybieranie prezydenta miasta. To wybieranie prezydenta miasta określonej krwi, która, zdaniem mamy, zagwarantuje sprawiedliwość i porządek. A prezydent obecny Warszawy, w odczuciu mamy, jest „nie nasz”.
Czy to prawda czy bzdura – nie wiem, ja nikomu do metryki nie zaglądam. Mama ma 80 lat, przedziwne i przestraszne przeżycia tuż powojenne, z których wysnuła swą niechęć. Tych wspomnień nie obalę. Wstyd mi za nią, ale nie mam żadnego wpływu na jej poglądy – zostały utrwalone dawno temu i już się nie zmienią. Zrobię, co w mojej mocy, by tego dnia zatrzymać ją w domu, kupię jej czekoladę.
Bardzo bym natomiast chciała, żeby stoliczne referendum miało podstawy praktyczne i teraźniejsze. Praga – ziemia obiecana, lecz olana. Stadion – strefa zamknięta, jak wojskowy poligon prób nuklearnych – a miał być placem zabaw. Klasa podśrednia – bez perspektyw: wysiedlana z Centrum, traktowana jak uciążliwy, mało zyskowny element. Przepraszam, a co jest wizytówką światłego (nie mylić z oświetlonym!) miasta, kraju, świata? Złote tarasy czy raczej stosunek do najsłabszych?
Kocham moje miasto i nie interesują mnie korzenie genealogiczne jej włodarzy, tylko efektywność ich działań. Denerwują mnie żałosne popisy przed referendum, igrzyska dla ludu, biegi, festyny, fontanny obietnic. Chciałabym, żeby to było miasto DLA LUDZI, nieważne, czy tu urodzonych, czy mieszkających od niedawna. Nie dla banków, korporacji, knajp, do których nie możemy chodzić, salonów fryzjerskich po 300 zł od łebka. Miasto, w którym mogę spacerować z psem, siedzieć na krawężniku z przyjaciółmi i winem, przejechać na czas z punktu a do b. Niekoniecznie Paryż. Warszawa na poziomie europejskim. Z klimatycznymi oazami wolności, nie tylko Ratuszem i Bristolem do pokazania turystom.
Czy z takimi marzeniami warto w ogóle iść na referendum? Kolejna utopia? A może tylko rozgrywka polityczna, w której warszawiacy będą pionkami?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze