Magia świąt
BARBARA KAŹMIERCZAK • dawno temuW poszukiwaniu najtańszego karpia i najbardziej błyszczących bombek ucieka coś naprawdę cennego. Przemyka zasypane rachunkami z kasy fiskalnej lub papierem pakunkowym. A jak pokazuje historia ten okres jest naprawdę magiczny, a utyskiwanie księży na laicyzację świąt, nie tyle w chrześcijańskim, co po prostu duchowym aspekcie, jest racją.
Po przekroczeniu progu rozsuwanych drzwi — pierwsze co widzę, to gigantyczna choinka w kolorze zielonej wycieraczki do butów, ustrojona świecidełkami w stonowanych kolorach. Mijam bombkowe instalacje na sklepowych witrynach, rabatowe przypomnienia o gwiazdce czy „kuszące” propozycje świątecznych kredytów. Sekundę po dorwaniu się do koszyka na zakupy zatrzymuję się pod wieżą zbudowaną z czekoladek w kształcie mikołaja lub z wizerunkiem renifera za „jedyne” 28 zł.
Razem z tłumem, pozornie niezainteresowanym stoiskiem ze światełkami, idę główną alejką. Z głośników dolatuje nieśmiertelne Jingle bells i już zaczynam wizualizować sobie te kolejki, tłok i zmęczenie szukaniem prezentów. Przed kasą, obok gum, cukierków i prezerwatyw, wiszą czapki mikołaja made in China. Więc już święta?
Powoli wchodzimy w tę machinę: zaczynamy kupować wcześniej, więcej i częściej. Gonitwa i nagabywanie przyczyniają się do utraty specyficznej atmosfery, która zaczyna być obecna tylko w reklamie kawy, barszczu z torebki, a magię potrafi zapewnić już tylko pewien gazowany napój. Tymczasem okres przełomu grudnia i stycznia naprawdę musi mieć w sobie coś ważnego, skoro od prawieków był uznawany za niesamowity i właśnie… świąteczny.
Podmiana
25. grudnia dniem specjalnym jest już od bardzo dawna, ale niekoniecznie dla chrześcijan. Ponieważ ci w pierwszych wiekach swojego istnienia wcale nie obchodzili narodzin Jezusa, stało się to dopiero w roku 325 na I Soborze Nicejskim. A dlaczego spośród kilku proponowanych dat wybrano właśnie tę? Z prostej przyczyny; od dłuższego czasu w tym dniu obchodzono święto narodzin boga Mitry, którego kult dosyć długo konkurował z chrześcijaństwem. Ówcześni duszpasterze słusznie przewidzieli, że trudno byłoby wyrzucić długowieczną tradycję ze świadomości ludzi, dlatego lepiej nadać jej trochę inny wymiar, zostawiając wszystkie fundamenty, a zmieniając tylko ich znaczenie. Ten proceder zastosowano analogicznie do większości zwyczajów grudniowego okresu świętowania.
Na naszym pogańskim gruncie sprawa przedstawiała się zadziwiająco podobnie, bo także w tym samym okresie oddawano cześć Swarogowi — bogu słońca, nieba i ognia. Natomiast w Italii jeszcze zanim czczono Mitrę obchodzono Saturnalia. Ale co tam Rzymianie! Przesilenie zimowe świętowano już w epoce kamiennej!
Drzewo życia
Powszechnie uważa się, że zwyczaj stawiania choinki przyszedł do nas z Niemiec w XIX w. Tymczasem drzewo iglaste jako symbol życia, płodności, odrodzenia i trwania, w swojej zmodyfikowanej formie było już dawno na naszych ziemiach. W kącie izby stawiano dekorowany jabłkami snop siana, bądź wieszano pod sufitem gałąź jodły, świerku czy sosny. Był to przesąd mający zagwarantować dobre zbiory w następnym roku. Kolejnym przykładem agrarnego zabobonu było umieszczanie słomy lub siana pod nakryciem stołu, które potem stały się pamiątką żłobu, w którym leżał nowo narodzony Jezus. Zresztą jak przystało na magiczną noc, żaden z elementów jej tradycji nie mógł pozostać bez głębszego znaczenia. I tak jabłka, które ewoluowały w bombki, były znakiem jabłka Adama i Ewy, papierowe łańcuchy — zniewolenia grzechem (wąż kusiciel), a oświetlenie choinkowe – Chrystusa, który przyniósł światło wiary dla pogan. Na szczycie gwiazda, naturalnie pamiątka tej betlejemskiej wskazującej drogę do stajenki.
Opłatek, jako wyraz miłości i pojednania, etymologicznie pochodzi z łacińskiego oblatum, znaczy dar ofiarny. Zwyczaj składania sobie dobrych życzeń towarzyszył świętom styczniowym Rzymian i najwyraźniej pod postacią wypieczonej mąki i wody, dostał się do kraju nad Wisłą, w którym można go kupić już za 5 zł, w każdym supermarkecie.
Hej kolęda, koooooolęda!
Zarówno Rzymianie jak i nasi przodkowie śpiewali kolędy (łac. calendae) będące radosnymi pieśniami wykonywanymi przy okazji odwiedzin krewnych, uczt i sprawowania wróżb. Te dwie ostatnie początkowo były potępiane ze względu na swój niebiblijny rodowód, ale koniec końców i te zaakceptowano.
Kolędowaniem zajmowali się także nasi pradawni bracia, ponieważ istniał rytuał nawiedzania domostw z figurką nowo narodzonego Słońca, które przekształcone w Gwiazdę Betlejemską stało się ważnym atrybutem tradycji Kościoła. Jego odmianą są odwiedziny księdza w towarzystwie ministrantów o cherubinowych głosach, pozostawiającego na drzwiach inicjały trzech króli, a w zeszycie do religii datę i podpis.
Kodeks wigilijny
Niepowtarzalność i tajemniczość przesilenia zimowego rodziła w ludziach niepokój lub wręcz lęk. Święta te otaczała łuna magii, demonów i duchów. Istniał cały system nakazów i zakazów, jakich należało przestrzegać w Wigilię; niedozwolone były np. kłótnie, szycie, tkanie czy przędzenie. Można było przewidzieć pogodę i przyszłoroczne zbiory. Oprócz tego ważną rolę odgrywa liczba i rodzaj potraw, nakryć i gości przy stole. Te zwyczaje akurat często są praktykowane do dziś. Łącznie z obżarstwem, w końcu dwanaście potraw zobowiązuje…
Może to i banał, ale w poszukiwaniu najtańszego karpia i najbardziej błyszczących bombek ucieka coś naprawdę cennego. Przemyka tuż obok zasypane rachunkami z kasy fiskalnej lub papierem pakunkowym. A jak pokazuje historia ten okres naprawdę jest magiczny, a utyskiwanie księży na laicyzację świąt, w tym szerszym, nie tyle chrześcijańskim, co po prostu duchowym, aspekcie, jest racją.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze