Dług długowi nierówny
CEGŁA • dawno temuPrzyjaciółka nazwała mnie egoistką, nierobem, pasożytem i zerwała ze mną kontakty, śmiertelnie się obraziła. Mnie też jest przykro, chyba sobie nie zasłużyłam na ten stek inwektyw. Wiosną utraciłam etat. Moja wieloletnia przyjaciółka w pierwszym miesiącu bezrobocia pożyczyła mi 300 zł z komentarzem oddasz, jak znajdziesz robotę, dla mnie to żadna kwota. Może głupio to zabrzmi w ustach dłużnika, ale mam poczucie krzywdy.
Szanowna Cegło!
Jestem ciekawa Twojej opinii. Przyjaciółka nazwała mnie egoistką, nierobem, pasożytem i zerwała ze mną kontakty, śmiertelnie się obraziła. Mnie też jest przykro, chyba sobie nie zasłużyłam na ten stek inwektyw.
Wiosną utraciłam etat. Zapadła się moja sytuacja diametralnie, pracuje tylko mąż, a mamy dwoje maluchów. Moja wieloletnia przyjaciółka w pierwszym miesiącu bezrobocia pożyczyła mi 300 zł na przetrwanie po pierwszym szoku, nie byłam wtedy w stanie napisać maila, wysłać CV, zdobyć najgłupszego zlecenia. Za te pieniądze kupiłam kosmetyki dla dzieci, środki piorące, zapłaciłam prąd i gaz. Przyjaciółka dała pożyczkę z komentarzem oddasz, jak znajdziesz robotę, dla mnie to żadna kwota. Oczywiście taka umowa nie jest konkretnym terminem, chociaż wiadomo, każdy stara się oddać dług jak najszybciej.
Starałam się i ja. Znalazłam kilka zleceń, moje dochody osiągnęły konkretną kwotę miesięczną, ok. pięć razy mniejszą niż etatowa pensja, ale zawsze coś. Tylko że potrzeby rodziny mnożyły mi się w mózgu i oczach, pęczniały jak drożdże. Od kilku miesięcy nie kupuję dosłownie nic dla siebie – wyłącznie dla domu i dzieci.
Po trzech miesiącach bezrobocia przyjaciółka zaczęła mnie pilić, potem prześladować o zwrot pieniędzy. Nie unikałam jej, odbierałam kilka telefonów tygodniowo, przyjmowałam zaproszenia na kawę. A ona rozsiadała się przy stoliku w nowych sandałkach, ze świeżym pedikiurem i fryzurą, i perorowała mi przez godzinę, co ja robię źle i co powinnam zrobić… Założyć własną firmę, mailować w 1000 miejsc dziennie, chodzić po mieście i osobiście wpychać się do gabinetów szefów firm, bo inaczej nic z tego nie będzie. Gdyby dała mi wejść w słowo, zapytałabym, skąd mam wziąć kilkaset złotych na ZUS i opiekunkę do dzieci. Ale i na to znalazłaby radę – powinnam napisać nowatorski projekt i zdobyć fundusze europejskie…
Natarczywie-mimochodem przypominała mi o pożyczce. Wytykała wady jak wyżej. Dzwoniła nawet do mojego męża kilka razy, żeby przemówił mi do rozumu (ich przyjaźń też się na dzień dzisiejszy rozpadła). Nie przyszło jej nawet do głowy, że nie stać mnie na lekarza, na leki, a zaczęłam chyba wpadać w lekką depresję.
Ostatnio w desperacji zrobiłam ostateczną rzecz: sprzedałam 100-letnią maszynę do pisania, prezent od dziadków, i oddałam jej te pieniądze. Usłyszałam karcący, cierpki komentarz i tyle. Kontakty ustały. Może głupio to zabrzmi w ustach dłużnika, ale mam poczucie krzywdy.
Stenka
***
Droga Steniu!
Pożyczanie to jeden z tych nieszczęsnych medali – każdy ma dwie strony…
Wiadomo, długi są sprawą nie tylko materialną, lecz przede wszystkim honorową, bez wątpienia należy je oddawać w terminie lub np. negocjować raty, także w prywatnych kontaktach. Nie powinniśmy też zważać na to, czy nasz wierzyciel jest lepiej od nas sytuowany i może się obejść bez tych pieniędzy, ponieważ to nie jest nasza sprawa i nie może podlegać subiektywnym ocenom. Nasza sprawa to fakt, że otrzymaliśmy pomoc i trzeba zobowiązanie uregulować.
Nieprzypadkowo istniej tyle przysłów, porzekadeł, złotych myśli na temat pożyczania… Statystycznie wynika z nich, że nie jest to dobra sprawa, lecz z reguły źródło nieporozumień, konfliktów i problemów. Ludzi, którzy z zasady pożyczek od nikogo nie biorą ani nikomu nie udzielają, rozumiem. Chcą tych problemów uniknąć. Wiadomo jednak – w życiu bywa różnie.
Co do opisanej historii, jestem przekonana, że po Twojej stronie jest kilka okoliczności łagodzących.
Po pierwsze, co innego pożyczyć z banku czy od koleżanki z pracy, a co innego – od bliskiej przyjaciółki, która zna na wylot naszą sytuację. Słowo „przyjaźń” do czegoś tam jednak zobowiązuje.
Po drugie, jak słusznie zauważyłaś, że przyjaciółka nie podała twardego terminu zwrotu — sama zaofiarowała się poczekać tyle, ile będzie trzeba. Jej późniejsze zachowanie było więc pozbawione konsekwencji, nieuzasadnione i niesprawiedliwe. Do tej pierwszej rozmowy zawsze mogłaś się odwołać, gdy Cię naciskała.
Po trzecie, zachowanie typu „wujek dobra rada” jest wyjątkowo niekoleżeńskie, niegrzeczne, nietaktowne. Nie wynika z dobrej woli, życzliwości. Przyjaciół nie krytykujemy, nie potępiamy i nie pouczamy z wyżyn swojej mądrości oraz zaradności. Zasadniczo nikogo nie powinniśmy w ten sposób traktować… O wyzwiskach nie wspomnę. Przyjaciółka mogła usiąść z Tobą kilka razy na porządną naradę, jak by tu szybko znaleźć pracę. Podrzucić kilka sugestii, poszukać kontaktów, zabrać Twoje dzieci na długi spacer. Krótko mówiąc: wesprzeć Cię. Jej zachowanie powinno szybko wymazać w Tobie wszelki żal po „utracie przyjaźni” i powstrzymać Cię skutecznie od ewentualnych prób „naprawienia” tej znajomości w lepszych czasach. Przyjaźń ma się sprawdzać w tych gorszych.
Natomiast sprzedaż cennej pamiątki była Twoją indywidualną decyzją, moim zdaniem błędną. Przyjaciółka nie zasłużyła na takie poświęcenie. Na pewno lepiej byś uczyniła, wydając te pieniądze na siebie, na poprawienie sobie nastroju. Ale rozumiem, że ta przesadna reakcja była wynikiem presji, którą chciałaś od siebie oddalić. Przynajmniej z jednej strony masz spokój – i bardzo dobrze.
Mam nadzieję, że wkrótce staniesz na nogi i zapomnisz o tym niemiłym życiowym epizodzie, czego z całego serca Ci życzę.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze