Plaża obnaża
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuWygląda na to, że dziś nikt już nie marzy, że mu się przydarzy Monika - dziewczyna ratownika. Współczesne marzenia plażowiczów to raczej gotowana kukurydza, gotowany bób, świeże naleśniki, zimne piwo i mrożona kawa. Stłoczeni na plaży ludzie kłębią się ciasno jak sardynki w puszce. Wczasowicze, niczym wędrowne, koczownicze plemię, budują swoje kolorowe osady. Parawan dookoła, a w środku ręczniczki, leżaczki, lodóweczki, koszyczki, plecaczki i termosiki.
Monika, dziewczyna ratownika, na plaży każdy marzy, że kiedyś się przydarzy: była kiedyś piosenka z takim tekstem. Może w latach osiemdziesiątych na plaży bywali inni rodacy – młodsi, piękniejsi, szczuplejsi? A może to kwestia sytuacji polityczno — gospodarczej: wyżywieni reglamentowanymi przez kartki nielicznymi artykułami spożywczymi rodacy byli szczuplejsi i bardziej skorzy do figlowania i flirtowania? Dziś wygląda na to, że nikt nie marzy, że mu się przydarzy Monika. Współczesne marzenia plażowiczów to raczej gotowana kukurydza, gotowany bób, świeże naleśniki, zimne piwo i mrożona kawa.
Umęczeni upałem młodzi ludzie (zamiast marzyć) noszą po plaży wielkie kosze z żarciem, niemiłosiernie się przy tym wydzierając. Nie ma mowy o spaniu na plaży. Looooodyyy Baaaaaambiiiiinooooo na pewno nie pozwolą się nikomu zdrzemnąć.
Zresztą – jak tu spać? Stłoczeni na plaży ludzie kłębią się koło siebie ciasno jak sardynki w puszce. Każdego ranka na szerokiej łasze piachu wczasowicze, niczym wędrowne, koczownicze plemię, budują swoje kolorowe osady. Parawan dookoła, w środku ręczniczki, kocyki, leżaczki, lodóweczki, koszyczki, plecaczki, torebeczki, termosiki i kto wie, co jeszcze. Dzień należy zacząć od rytualnego smarowania. Ale myli się ten, kto myśli, że chodzi o smarowanie potrzebnymi i chroniącymi skórę kremami z filtrem: w większości obserwowanych przeze mnie przypadków chodziło o smarowanie jakimkolwiek tłuszczem, który przyspiesza opalanie, a raczej – oparzenia skóry.
— Chodź tu, Nikolka, babcia posmaruje cię olejem, jak wrócisz do Małkini, to wszyscy będą myśleli, że to jakiś Murzyn wrócił; no gdzie ty idziesz znów do tej wody, nie opalisz się porządnie, na słonku trzeba leżeć plackiem, słonko za darmo nie opala! - powiada do wnuczki babcia o szkarłatnym ciele.
Wystarczy kilka rzutów okiem w domostwa sąsiednich parawanów, żeby stwierdzić, że rodacy w ogóle nie wierzą w raka skóry. W sklepach nadmorskich miejscowości sprzedaje się magiczny krem kakaowy, który sprawia, że skóra opala się jeszcze szybciej.
Plaża obnaża. Na plaży panuje demokracja. Pozbawieni atrybutów, w samych tylko gaciach tak samo wyglądają hokeiści, grabarze, onaniści, hazardziści, łowcy głów, prawnicy i robotnicy. Właściwie należałoby powiedzieć, że tu atrybutem staje się samo ciało. Milczący, pozbawiony drogiego gajeru i złotego zegarka prawnik z wielkim brzuchem, postawiony obok spalonego słońcem, umięśnionego robotnika budowlanego nie wzbudza szacunku. A ten drugi i owszem. Chciałoby się powiedzieć: każdy ma takie ciało, na jakie sobie zasłużył.
Plaża pustoszeje w porze obiadu – późnego obiadu. Zostają ci, którzy wreszcie mogą wyszaleć się sportowo: teraz szansa na zabicie kogoś piłką jest znikoma. Na plażę przybiegają psy, w końcu mają dość miejsca, nikomu nie przeszkadzają. I one lubią morze. Jak na dłoni widać, jak wspaniała jest ludzkość, kiedy wreszcie porzuci rywalizację: jak okiem sięgnąć, wszyscy się bawią. Na brzegu powstają tysiące nietrwałych, piaskowych rzeźb – sztuka dla sztuki, tworzenie dla samej przyjemności tworzenia, w końcu za chwilę wszystko zniknie. Rzeźbią i budują starzy i młodzi. Pociąg do tworzenia widać zwłaszcza u najmniejszych dzieci, niezmordowanie od świtu do zmierzchu klecących coś z piachu. Piasek to ocean możliwości, ogólnodostępny budulec na biuściaste syreny, futurystyczne zamki, wieloryby, rekiny, foki, co kto chce.
Niebo pokrywa się kolorowymi latawcami, niżej fruwają dyski frisbee, dmuchane kolorowe piłki, piłki do siatkówki. Wzdłuż brzegu spacerują zapatrzeni w horyzont marzyciele. Dojrzali mężczyźni chodzą szybko, raźnym, harcerskim krokiem, jakby chcieli pokazać, że jeszcze są silni, jeszcze sprawni. Samotne kobiety pozwalają, żeby wiatr zaplątywał ich zwiewne sukienki między uda. Stare kobiety ważą każdy krok, smakując uważnie każdą chwilę. Być może mają świadomość, że to może być ich ostatni raz nad morzem?
Pora na zachód słońca. Sportowcy poszli do swoich domków z płyty pilśniowej, na plażę wylegli ci, którym za mało życia w życiu. W ruch idą aparaty fotograficzne. Trzeba uwiecznić ten niezwykły, codzienny spektakl ucieczki słońca za morze. Romantyczna para ubrana w identyczne bluzy obściskuje się w blasku czerwonych promieni. Kobieta z rozwianym włosem pozuje ukochanemu na krwistym tle. Mężczyzna w dresie medytuje w takim zapamiętaniu, a raczej zapomnieniu, w tak wielkim bezruchu, że czekam na moment, kiedy zacznie lewitować.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Spędziłam ostatnio dwa tygodnie w grajdole nad Bałtykiem. Spod ciemnych okularów przyglądałam się bezczelnie ludziom i z każdą chwilą czułam coraz wyraźniej, że świat jest wspaniały – wspaniały i znacznie lepszy od tego, który znamy z łamów gazet i ekranów telewizorów. Ludzie, kiedy zdejmie się z nich jarzmo nużących, codziennych obowiązków, odklei ich od migających ekranów z okropnościami i da im do ręki jakąś wspaniałość — na przykład morze, pokazują swoje piękne oblicza. Stają się skłonni do zabaw, tworzą, uśmiechają się, dostrzegają dookoła piękno. Przestają się spieszyć, jedzą z nabożeństwem i po prostu, niczym uchatki, leżą na brzegu wygrzewając się w ciepłym blasku słonecznych promieni.
Życzę wszystkim pięknych wakacji.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze