Irminka
JOANNA BUKOWSKA • dawno temuByło już po ósmej, kiedy Irmince zdarzył się ten paskudny wypadek. Wracała właśnie od przyjaciółki, a może z wieczornych zajęć, gdy nieoczekiwanie, z niczyjej winy, po prostu całkiem przypadkiem, potrącił ją samochód. Potrącił na tyle skutecznie, że Irminka odbijając się od maski pojazdu, pofrunęła kilka metrów w górę, po czym jej ciało prasnęło z głuchym hukiem o asfalt.
Ostatnio podbiłam sobie oko na nartach, w związku z czym wyglądam olśniewająco. Moment, kiedy człowiek, w sensie kobieta, zderza się z troszku oblodzonym stokiem trwa króciutko rzecz jasna, a z drugiej strony całą wieczność, bo kiedy omskła mi się nartka i poczułam, że lecę, to najpierw pomyślałam sobie szybciutko, o, lecę, ale kiedy w ułamku sekundy zobaczyłam lewym okiem, że mój lewy policzek, lewa skroń, lewy łuk brwiowy i w ogóle lewe wszystko zbliża się do stoku, to miałam czas zastanowić się nad konsekwencjami, które nastąpiły nader szybko, bo w następnym ułamku sekundy poczułam i usłyszałam głuche bum, potem mi życie przeleciało przed oczami, bardzo to było ciekawe, potem pomyślałam, że takie ciekawe to życie, że mi może go już wystarczy, głowa odbiła mi się od stoku, drugie bum, a może ja mam tego życia dosyć?, trzecie bum, ale przed trzecim bum przypomniałam sobie, jak w przypływie rozpaczy wymyślałyśmy z koleżanką W. najmniej bolesne sposoby usunięcia się z doczesności (pójść w mrozie do lasu, napić się szampana i zamarznąć) i pomyślałam, że zamiast kombinować z tym szampanem i zamarznięciem, to może przy okazji tych trzech bum zejdę sobie śmiertelnie i będę miała spokój. I w rzeczy samej nadeszła ciemność, z której jednakowoż wybudził mnie dość szybko telefon od naszego producenta, który mnie zaczął straszliwie o coś opieprzać, ale ja jeszcze nie wiedziałam, gdzie jestem, czy na tym, czy na tamtym świecie i pomyślałam sobie z niejaką niechęcią, że skoro mój producent dzwoni do mnie nawet w niebie, to są na tym świecie rzeczy, których człowiek nie uniknie i może lepiej było nie umierać. I natychmiast przyszła mi na myśl historia o Irmince, która poniżej:
Po paru chwilach z doczesnych szczątków Irminki poczęła powoli i nie bez trudu wydobywać się jej dusza. Wygramoliwszy się w końcu, otrząsnęła się z niesmakiem, łypnęła ukradkiem na swoje pokiereszowane truchło i czując, że jakaś nieznana, lecz bardzo miłosierna i zapewne boska siła wzywa ją do siebie, wzbiła się ku górze. Lecąc skonstatowała z niejakim zdumieniem, że wciąż jest Irminką, nieco tylko przezroczystą, w każdym bądź razie jej kształt doczesny nie uległ zasadniczym i wyraźnym zmianom, ba! ma na sobie nawet tą samą spódniczkę i niebieski sweterek.
Prawdę mówiąc nie bardzo przejęła się swoją śmiercią. Od dłuższego już czasu nachodziły ją okropne i wręcz nie do zniesienia depresje, związane, jak to tłumaczyła jej matka, z wiekiem dojrzewania. Ponadto Irminka miała całkiem po prostu wszystkiego dosyć. Trzeba przyznać, że nie była łatwa w pożyciu; nauczycielki, jak twierdziła, doprowadzały ją do szału, koleżanki miały nieciekawe zainteresowania, chłopcom nie odpowiadała jej melancholijna natura i niespotykana wręcz skłonność do wahania się nastrojów, a opieka nad małą siostrzyczką przyprawiała ją o nieudawane mdłości. Niewielu było ludzi, których lubiła, niestety jeszcze mniej takich, którzy ją darzyli choćby cieniem sympatii. Toteż Irminkę zadowolił a nawet wręcz ucieszył fakt, że wreszcie będzie miała spokój i to jak najbardziej święty (ani przez chwilę bowiem – i słusznie – nie wątpiła, że w zaświatach czeka ją nagroda za trudy jej krótkiego życia).
Wkrótce, po stosunkowo niedługim locie, spostrzegła bramy Raju i poczuła się naprawdę szczęśliwa. Oto (jak sobie po cichutku myślała) otwierał się przed nią żywot wieczny, ach, jaki piękny i radosny.
Święty Piotr przywitał się z nią bardzo po ojcowsku, przeczytał uroczyście pokrzepiający fragment z oprawionej w złoto księgi, przypomniał całe Irminkowe życie, a następnie oddał w ręce anielic przybranych w białe giezła, które z wielką powagą poprowadziły ją przed oblicze Pańskie.
Otrzymawszy tam kilka pouczeń oraz sporo krytycznych, mimo wszystko, uwag na temat swojego życia, została niezwłocznie skierowana do anielskich chórków dziecięcych, czym poczuła się nieco dotknięta, ponieważ od dłuższego już czasu miała się za osobę dorosłą oraz jak najbardziej dojrzałą, której raczej nie przystoi zadawać się ze smarkaczami. Dostała także białą, zwiewną szatę, parę doprawdy uroczych skrzydełek i bardzo twarzową, jej zdaniem, aureolkę.
Tak oto rozpoczął się żywot wieczny Irminki.
Przez większą część niebiańskiego dnia śpiewała w chórkach, wieczorami zaś podziwiała zachody słońca. W niewielkim zaledwie stopniu czuła się samotna. Najgorsze, jak się miało wkrótce okazać, było jeszcze przed nią.
Po krótkim czasie niebiańskiej beztroski, przeznaczonej na, jak to ujęto, przystosowanie się do nowych warunków życia, Irminka dowiedziała się, że odtąd jej czas wolny będzie radykalnie ograniczony, a mianowicie zostanie dodatkowo przydzielona do sekcji aniołów nawiedzających ludzi we śnie, co będzie rzecz jasna poprzedzone odpowiednim kursem, ponadto do jej nowych obowiązków ma należeć opieka nad nowo przybyłymi najmłodszymi duszyczkami, które z racji przedwczesnej śmierci nie potrafią nawet mówić, nie wspominając o czymś tak niezbędnym w rajskiej dziedzinie jak śpiew.
Irminka, zeźliwszy się okrutnie, miała nawet początkowo zamiar obrazić się i to śmiertelnie, jednak doszła do słusznego wniosku, iż ŚMIERTELNE obrażanie się w Raju jest ze zrozumiałych przyczyn niemożliwe. Jedno jest pewne ponad wszelką wątpliwość: tego dnia zrodził się w niej bunt, bunt straszliwy i nieprzejednany. Na znak protestu przekrzywiła aureolkę na bakier, wyrwała kilka piórek ze skrzydełek i poszarpała troszeczkę swoją piękną, białą szatę. W ten sposób paskudnie oszpecona ruszyła, chcąc nie chcąc, do swej nowej pracy.
Pierwszą oddaną jej pod opiekę duszyczkę nauczyła zaledwie kilku słów, za to naprawdę bardzo brzydkich i niestosownych, w rodzaju “kurczę blade”, a nawet “psiakrew”, czy “cholera”. Duszyczka po niedługim czasie powtarzała je bez zmrużenia oka, również wówczas, gdy została wyrwana z głębokiego snu, z czego Irminka czerpała niekłamaną satysfakcję. Podczas wyżej wymienionego kursu, na który była zmuszona co rano uczęszczać, jedynym zajęciem Irminki było doprawdy ohydne przedrzeźnianie wykładowcy i od czasu do czasu, kiedy zdobyła się na odwagę, dyskretne opluwanie szaty siedzącego obok anioła. Wkrótce, wbrew powszechnym mniemaniom o świętej, anielskiej cierpliwości, skargi na Irminkę poczęły się mnożyć jak króliki. Z obawy przed skandalem nie wysłano jej nawet ani razu do śmiertelników, których miała po ukończonym kursie nawiedzać podczas snu, za to w ramach pokuty kazano jej co dzień sprzątać wyznaczony rewir. Tego było już zbyt wiele, ponieważ Irminka od zawsze pałała straszliwym obrzydzeniem do wszelakich prac fizycznych. Pochlipując cichutko nad swoim bezgranicznym upokorzeniem, usiadła w kątku i pomyślała, że w zasadzie chciałaby umrzeć i więcej nie widzieć swych okrutnych ciemiężycieli. Umrzeć… Tak, to jest myśl, w zasadzie jedyne wyjście z tej nieznośnej sytuacji! Pokrzepiona takim odkryciem Irminka postanowiła wcielić ów zamysł czym prędzej w życie. Jedyny acz zasadniczy problem tkwił w fakcie, iż dusza jest ze swej natury zwykle nieśmiertelna, co jednak bardziej zniecierpliwiło niż zmartwiło Irminkę.Postanowiła spróbować wszelkich sposobów: rozpędziwszy się uderzyła z całą mocą w rajskie drzewo, lecz nie przyniosło to pożądanego, ba!, wręcz żadnego efektu. Wstrzymała powietrze, starając się nie oddychać, ale i to zdało się na nic. W furii obskubała całe skrzydełka i rzuciła precz aureolkę, okładała swoją głowę drobnymi piąstkami, nie czyniąc sobie najmniejszej krzywdy, próbowała się nawet powiesić, a potem rzucić z wysokich obłoków w przepaść, wszystko bez skutku. Nagle w swej bezbrzeżnej rozpaczy i nienawiści wezwała na pomoc diabła i w tej sekundzie padła bez życia.
I wówczas z martwej duszy Irminki poczęła powoli i nie bez trudu wydobywać się jej druga dusza. Wygramoliwszy się wreszcie, spojrzała z lękiem po sobie i czując, że jakaś nieznana, lecz bardzo miłosierna, zapewne boska siła wzywa ją do siebie, z rezygnacją wzbiła się ku górze.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze