Udawany remont
CEGŁA • dawno temuJestem w 6. miesiącu ciąży, mieszkam z mężem i teściem (tato w kuchni, my w pokoju z psem). Jednocześnie z cudowną niespodzianką w postaci poczęcia córeczki otrzymaliśmy kredyt na mieszkanie. Wymaga trochę pracy: pomalowania, położenia glazury. Prac wykończeniowych podjął się mąż i zawiódł. Wytrzasnął skądś telewizor, podłączył się do kablówki, rozwalił na materacu. Nie wiem, jak go zmobilizować. Kiedyś mi się zdawało, że kręci go wizja samodzielnego życia. A może podejmował się czegoś, czego nie jest w stanie wykonać, ale bał mi się powiedzieć?
Droga Cegło!
Jestem w 6. miesiącu ciąży, mieszkam z moim mężem Jaśkiem i z teściem (tato dzielnie w kuchni, my w pokoju dodatkowo z psem). Miał być cud, ale się nie zdarzył: prawie jednocześnie z cudowną niespodzianką w postaci poczęcia naszej pierwszej córeczki otrzymaliśmy kredyt na mieszkanie. Wymaga tylko trochę pracy: pomalowania, położenia glazury, stopniowo umeblowania – bez szaleństw. Prac wykończeniowych podjął się mąż, wyprztykaliśmy się już z wszelkich pieniędzy na fachowców. Według planu ze szpitala miałam już wrócić do mojego wymarzonego błękitnego mieszkanka:-).
Z Jaśkiem niestety dzieje się coś złego. Pomóc to mu nie pomagam, mam ciążę pod ścisłą kontrolą i w zasadzie powinnam leżeć, czego i tak nie przestrzegam. Jasiek pracuje na 3 zmiany, co pod pewnymi względami jest wygodne, gdy chce się coś pozałatwiać w dzień lub zrobić konkretną robotę w domu. Tak mi się początkowo wydawało, niestety, mąż skrewił na całej linii.
Nie kontrolowałam go, w ogóle mi to przez myśl nie przeszło, tylko wpadłam do naszego mieszkania raz, żeby się pochwalić natychmiast dobrymi wynikami badań – on miał wtedy właśnie tam malować czy gipsować na wolnym dniu. Widok zastałam ponury: Jasiek wytrzasnął skądś stary telewizorek, podłączył się do kablówki, rozwalił na materacu dmuchanym z tv shopu, do tego piwko i… meczyk:-)
Teraz podejrzewam — po stanie mieszkania głównie, że to tak trwa od 5 miesięcy, wszystko z tego, co miało być zrobione, a nie było tego dużo, jest nietknięte… Nie gniewam się jakoś strasznie na męża, nie o to mi chodzi. Jest mu wstyd, że mnie zawiódł, to widać, na razie "zasadniczej rozmowy" nie było, powiedział tylko, że jest zmęczony i zniechęcony naszą sytuacją, pracą, obciążeniami, kiepskimi perspektywami, że go to "rozkłada". Ale jednak zawiódł mnie i skomplikował sytuację, za 2 miesiące (lub szybciej) będę rodzić, a zasadniczo nie możemy wyprowadzić się od teścia, bo nie mamy dokąd. A to wspólne mieszkanie jest przecież dla wszystkich uciążliwe, no i pieniądze na kredyt idą jakby w błoto, bo żyjemy w ciasnocie tak bez sensu…
Nie wiem, jak zmobilizować Jaśka. Kiedyś mi się zdawało, że jego też kręci wizja naszego samodzielnego życia, a teraz już sama nie wiem. A może podejmował się czegoś, czego nie jest w stanie wykonać, ale bał mi się powiedzieć?
Magdula
***
Droga Magdo!
Szczerze Cię podziwiam i lubię. Jesteś dla swojego męża prawdziwym skarbem, opiekuńczym aniołem. Kobieta w Twojej sytuacji – z zagrożoną ciążą – mogłaby teoretycznie skupić się wyłącznie na własnych potrzebach oraz żądaniach, bezwzględnie je egzekwując lub wpadając w histerię. Ty masz w sobie mnóstwo wyrozumiałości i wewnętrznego spokoju, które, jak sądzę, płyną przede wszystkim z dojrzałego uczucia. Tylko pozazdrościć takiej partnerki na całe życie!
Pomyśl sobie tak. Nie zdziwiłabym się, gdyby Twój Jasiek usłyszał w wiadomościach to, co wielu ludzi ostatnio – że na jednego Polaka przypada średnio 80 tysięcy długu. Kiepski to nius na optymistyczny start w życie rodzinne. Dochodzi do tego ciężka praca, troska o nienarodzone jeszcze dziecko, niezbyt komfortowe na razie warunki życia… Może Jaśka zwyczajnie to wszystko przerosło? Przestraszyło, sparaliżowało? Wydaje mi się, że problem jest na pewno głębszy niż niemożność zakupienia farb i pomalowania kilku ścian. Może to być nawet lekka depresja, ogólny napad zwątpienia w sens wszelkich działań. Odpowiedź w każdym razie otrzymałaś w miarę jasną i nie sprawia ona wrażenia wykrętu.
Rozmową powinnaś pokierować wielotorowo. Jedna z opcji to krótki urlop Jaśka, podzielony na 2 etapy: wypoczynek, a następnie ostre podgonienie remontu.
Jeśli to niemożliwe – trzeba poszukać wokół siebie pomocnej dłoni: kolegów, koleżanek. Dla sprawnych młodych ludzi malowanie to zajęcie na jeden weekend. Na pewno nie żyjecie na pustyni i ktoś chętny się znajdzie. Myślę, że wystarczy towarzystwo jednej osoby, by męża odrobinę zmobilizować, wlać w niego trochę optymizmu.
Trzecia sprawa – obniżenie poprzeczki. Skoro czas goni i nie chciałabyś wracać z noworodkiem do teścia – dajcie sobie spokój z kafelkami i szafeczkami, przynajmniej na razie. Można bez nich żyć. Niech nie będzie idealnie, trudno. Wytłumacz mężowi, że bez względu na stan prac, wolisz już zamieszkać na swoim, nawet niedokończonym, zacząć nowe życie w nowym miejscu. Lepiej jak najszybciej zakosztować własnej, nawet niewielkiej przestrzeni, zaludniać ją i zagospodarowywać stopniowo po swojemu, tworzyć nową jakość. Zapewniam Cię, że natychmiast po przeprowadzce poczujecie wiatr pod skrzydłami i poprawią się Wam humory… Najbliższe cele będziecie mieli zawsze przed oczami – to naprawdę pomaga w realizacji i dodaje energii do działania.
A dodatkowo – takie postawienie sprawy Jasiek na pewno doceni, bo zdejmiesz z niego przynajmniej część stresu – tę związaną z faktem, że się "nie wywiązał".
Ech, jeszcze więcej miłości Wam życzę…
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze