Podcięte skrzydła
CEGŁA • dawno temuMama postanowiła zepsuć mi zaręczyny i dopięła swego! Na zaręczynach, które dla mnie miały być prostym stwierdzeniem faktu, mama zrobiła wielkopańską szopkę przy sutym stole. Żałuję, że się ugięłam, zgodziłam na to… Nie chcę, by zepsuła mi ślub. Marzę o romantycznej ceremonii z urzędnikiem, a nie o księdzu i wielkim weselu. Nie chcę żyć z nią w konflikcie, nie wiem jak tego uniknąć.
Kochana Cegło!
Mama postanowiła zepsuć mi zaręczyny i szacun, dopięła swego! Dla niej wszystko jest nie tak, począwszy od Jańcia, on stanowi główny problem. My mamy wielką, rozgałęzioną jak baobab rodzinę, Jańcio jest sam, jego rodzice i wszyscy nieliczni krewni mieszkają w Berlinie i są, jak to w rodzinie, poobrażani. Na siebie nawzajem zresztą też.
Na zaręczynach, które dla mnie miały być prostym stwierdzeniem faktu, mama zrobiła wielkopańską szopkę przy sutym stole. Żałuję, że się ugięłam, zgodziłam na to… Jańcio miał po swojej stronie mnie i kilkoro przyjaciół dla przeciwwagi, raczej w wieku mojej mamy niż moim. Mama wszczęła dyskusję o weselu urządzanym obowiązkowo przez stronę panny młodej, a ja się pilnowałam, żeby nie zwymiotować jedzenia. Jakieś restauracje, noc poślubna w hotelu iluś-gwiazdkowym, obowiązkowo podróż do Egiptu za kilka tysiów. Dla nas to masakryczny żart!
Wiem, co ma prawo się mamie nie podobać, wolałabym stwierdzenie – budzić wątpliwości. To chyba nie powód, by urządzać mi parodię z moich marzeń i wcześniejszych postanowień. Jańcio jest specyficznym człowiekiem, nie jakimś smarkatym kolesiem, którego dorośli pakują w garniturek, do limuzyny i gotowe. Ma 36 lat i wiele za sobą, w tym jeden ślub polski na maksa. Ma poważną chorobę, pod kontrolą leków, która kiedyś też uniemożliwiła mu realizację marzeń. Robił tatuaże, jeździł po świecie i nawet wygrywał konkursy, ale ze względów zaburzeń ruchowych po wypadku nie wolno mu już kłuć, zostało samo projektowanie. A uwierz mi, jest w tym genialny. Jest artystą, malarzem, co tu dużo mówić. Może otworzy studio, na razie jest trochę podłamany i zamknięty w sobie, trudno mu zmobilizować się do działania. Mam parę pomysłów, jak go wesprzeć, ale wszystko w swoim czasie.
Moją mamę to wszystko przeraża. Uważa, że się pakuję w kłopoty. Wiadomo, rozwodnik, dwoje dzieci, alimenty. Mamę nie interesuje fakt, że kiedy Jańcio leżał w szpitalu i kiepsko rokował, to jego była spakowała wszystko, nawet jego obrazy, i zwiała do Berlina, a dzieci zostawiła u znajomych i zabrała dopiero potem, bo Jańcio musiał wyrazić formalnie zgodę… To tylko takie smętne historie, na które według mojej mamy każdy sobie sam zasłużył. Mnie jej postawa i ciągłe negatywne kłapanie dziobem podcina skrzydła. Według niej Jańcio jest nietowarzyskim mrukiem, zanudzi mnie na śmierć etc.
Chciałabym, żeby nasz ślub był naprawdę nasz, nie żądam chyba zbyt wiele. Gdzieś w naturze lub urokliwym małym miasteczku, tylko my i cywilny „ksiądz”. Może bryczka, może ognisko albo rejs łódką po jeziorze. Sukienkę uszyje koleżanka, mam już własny projekt. Zdjęcia zrobi nam znajomy na pamiątkę, jak wrócimy. Obrączki skromne i proste, widziałam już takie, jakie chcę, w Internecie, co prawda wolałabym tatuaż wymyślony przez Jańcia, ale on ma jakiś uraz… Taka w sumie dziewczyńska romantyczna wizja – czy aż tak odbiega od normy?
Zrozum, kocham moją rodzinę i nie zamierzam jej lekceważyć. Mogę zgodzić się na jakąś bibkę dla mamy oraz wszystkich spragnionych wiadomo czego cioć i wujków po fakcie. Nie chcę żyć w konflikcie z bliskimi, według mnie to w ogóle nie powinien być powód do konfliktu! Widzę, jak przykro jest Jańciowi z powodu rozproszenia całej rodziny, sporadycznych kontaktów z dziećmi, tych wszystkich dąsów na śmierć i życie. Ale nie wiem, jak tego uniknąć u siebie.
Jedyną osobą, która mnie rozumie, jest babcia ze strony ojca, która śmieje się i powtarza: A weźcie im wszystkim ucieknijcie! Niestety, dla mojej mamy zdanie w końcu „tylko teściowej” się nie liczy…
Druga Nerka
***
Kochana Nerko!
Racja jest w całości po Twojej czy też Waszej stronie. Ślub to uroczystość rodzinna, lecz w pierwszym rzędzie osobista, intymna sprawa dwóch zainteresowanych osób, które mają prawo zdecydować, w jakim duchu ją przeżyć. Romantyzm najwidoczniej odziedziczyłaś po babci, która Wam tak pięknie kibicuje.
Niestety, w rzeczywistości warunki rzadko sprzyjają nam w stu procentach, co oznacza potrzebę pewnych kompromisów. Wydaje mi się jednak, że można wszystko pogodzić — bez uszczerbku na własnych marzeniach i zaogniania atmosfery w szerszym gronie.
Pomyśl sobie, że Twoją mamę usprawiedliwia kilka rzeczy. Pierwsza to oczywiście jej charakter i hierarchia wartości – te zmienić byłoby raczej trudno, zresztą po co? Bądźmy sobą i na to samo pozwólmy innym. Po drugie, jesteś zapewne jedynaczką, a stanowisko taty w Twojej opowieści nie występuje wcale, zgaduję więc, że jest w ten czy inny sposób nieobecny. Dlatego mama czuje się odpowiedzialna ponad miarę za wszystko, co Ciebie dotyczy – a głównie za Twoje życiowe wybory. Ma typowe dla nadopiekuńczego rodzica zastrzeżenia do Twojego związku z mężczyzną starszym, doświadczonym przez życie, obarczonym wcześniejszymi zobowiązaniami, do tego nie w pełni zdrowym. Boi się, że bierzesz na siebie brzemię, któremu możesz nie podołać. A ponieważ nie jest w stanie wpłynąć na Twoją zasadniczą decyzję, zagłusza te lęki poprzez forsowanie pewnych tradycyjnych rozwiązań: chce Cię widzieć zapewne w białej sukni i welonie, w aurze luksusu dającego mniej lub bardziej złudne poczucie bezpieczeństwa na przyszłość, i zapewnić Ci ze swej strony tę oprawę jako dowód swojej miłości i wypełnienie matczynej roli. Dla wielu rodziców taki ślub to symbol i dobra wróżba na przyszłość – mniej tu chodzi o „postawienie się” czy ufetowanie bliższych i dalszych krewnych, uwierz mi.
Myślę, że mama została zaskoczona i w jakimś sensie boi się tego, co niewiadome. Trudno Jej pewnie znaleźć wspólny język z Twoim narzeczonym, nie rozumie Waszej potrzeby „skromnego” ślubu, bo dla Niej to znak, że próbujesz się odciąć, wykluczyć Ją w tak ważnym momencie. W rodzinnym gronie i tradycyjnej atmosferze czułaby się pewniejsza siebie, potrzebna Ci po prostu. Dlatego nie twierdzę, że powinnaś Jej ulec. Ale chyba należy jej się trochę uwagi, rozmów, wyjaśnień. Nie oczekuj, że wszystko zrozumie i zaakceptuje bez żadnego gestu z Twojej strony. To chyba w tym punkcie nieco zaniedbałaś sprawę.
Wiem, że jesteś teraz zafascynowana Jańciem i perspektywą nowego życia, uczucie pochłania Cię bez reszty. Jeśli jednak szczerze chcesz uniknąć „dąsów” w swojej rodzinie, poświęć temu więcej czasu, zamiast… sama się dąsać, jak to miało miejsce podczas zaręczyn. Przecież do tej imprezy – w takim kształcie, jaki kompletnie Ci nie odpowiadał – też wcale nie musiało dojść. Było chyba dość okazji do wcześniejszego, spokojnego przedyskutowania wszystkiego z mamą? A czemu by nie wykorzystać okresu pomiędzy zaręczynami i ślubem na bliższe zaznajomienie Jańcia z Twoją rodziną? Ma urazy, zamyka się w sobie… Trudno, spróbuj Go otworzyć, rozruszać. Niech przede wszystkim pozna Go trochę lepiej Twoja mama. Skoro już ma być nieobecna na ślubie, niech się chociaż przekona, za kogo właściwie wychodzisz:). Jeśli ma zweryfikować swoje negatywne nastawienie, musisz dać Jej szansę. Obojgu im się zresztą taka szansa należy. Kiedy włączysz Jańcia bardziej w nurt swojego codziennego życia, to oswoisz Go też powoli z faktem, że Tobie ułożyło się inaczej i nie żyjesz na pustyni. Trudno powiedzieć, na ile On zechce się wtopić, a Twój świat Go wchłonie, ale — spróbować warto.
Jestem przekonana, że nie musicie tak zazdrośnie strzec swojego szczęścia przed otoczeniem. Może zbytnio demonizujesz Jańcia i Jego „nietowarzyski” charakter… Uchylcie rąbka tajemnicy, a wówczas mamie będzie łatwiej pomachać Wam na pożegnanie w Waszym Wielkim Dniu.
Wiele szczęścia Wam życzę!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze