Bojkot Walentego?
CEGŁA • dawno temuCały pech wydarzył się 13 lutego – pokłóciłam się z Markiem tak na ostro, nie wracając do domu, i... nie wiem co dalej. Znałam i kochałam przez 3 lata z górką dziwaka i indywidualistę. Chama i okrutnika bez uczuć kochać nie będę. Poszło o walentynki! Mareczek przegiął pałę! Nie widzę nic złego w szczypcie romantyzmu. Czy przesadzam? Nie wydaje mi się.
Droga Cegło!
Nasi znajomi dzielą się na 3 grupy: moi, Marka i wspólni. Do tych „osobnych” nie zawsze chodzimy razem, ale się zdarza. No i cały pech wydarzył się 13 lutego – pokłóciłam się z Markiem tak na ostro, nie wracając do domu, i… nie wiem co dalej. Znałam i kochałam przez 3 lata z górką dziwaka i indywidualistę. Chama i okrutnika bez uczuć kochać nie będę.
Mój (były) Marek ma obsesję na punkcie sztuczności i stadności, brzydzi się owczym pędem, ucieka, gdy ktoś Mu coś nakazuje, bo, na przykład, tak robi większość. Są przeróżne konsekwencje Jego natury, które na ogół znoszę dość dobrze. Pamiętam naszą pierwszą rocznicę i kartkę z misiami w uścisku, którą dla jaj zostawiłam Mu tamtego ranka na poduszce… Był tam jakiś sentymentalny tekścik o miłości, dopisałam odręcznie własne podziękowanie od serca za nasz pierwszy wspólny rok. Będąc w pracy, dostałam SMS-a: Nie wiem, ile to już trwa, i nie chcę liczyć dni, bo we wszystkie byłem szczęśliwy. Ot, taki romantyczny, ale jednak prztyczek w nos: żadnych rocznic, żadnych obchodów! Cały Marek. Krępują Go prezenty, nie pamięta daty własnych urodzin, nie cierpi świąt wszelakich. Ciągle powtarza, że ludzie powinni być dla siebie dobrzy i obdarowywać się tym, co mają najlepszego, przez cały rok, bez pompy i fanfar. Do pewnego stopnia zgadzam się z Nim i zaakceptowałam ten sposób myślenia.
Tym bardziej mi przykro, że spotkał mnie dowód dużego braku zaufania z Jego strony w sytuacji w sumie błahej. W sobotę moi bliscy znajomi urządzali małe party w knajpie. Wrócili właśnie z nart, gdzie się zaręczyli, no i chcieli to oficjalnie ogłosić. Zaprosili też mnie z Markiem. On oczywiście się nie palił, ale ponieważ rok temu byliśmy na wspólnym, bardzo udanym wypadzie w góry, ostatecznie postanowił ze mną pójść.
Jestem mało domyślna, że sobota 13 to jakby „wigilia walentynek”, ja szłam po prostu na imprezkę w swetrach i z lampkę szampana z okazji zaręczyn. Niestety, w knajpie była totalna serduszkowa masakra! Całe wnętrze udekorowane na czerwono balonikami, sercami, kwiatami, czym się da, ckliwa muza w tle, „miłosne” drinki w karcie etc. Po prostu, właściciele przygotowali się już na jutrzejsze święto.
Kiedy jednak weszliśmy tam, wyglądało to trochę tak, jakby knajpę udekorowano specjalnie na cześć i na życzenie moich znajomych, chociaż był to stuprocentowy zbieg okoliczności. No i „mój” Mareczek dostał na ten widok szału! Zaczął coś bredzić, że Go tu podstępnie zwabiłam, żeby coś (?!) na Nim wymusić, że nic Mu nie powiedziałam o „charakterze” tej imprezy, a On ma gdzieś walentynki i nikt Mu nie będzie wyznaczał daty okazywania uczuć, no a generalnie, to powinnam chyba dorosnąć, bo mentalnie jestem ciągle w podstawówce (to miało być chyba szczególnie zjadliwe, bo mamy po 28 lat).
Potem oznajmił drwiąco, że przeprasza, ale czerwony kolor działa na Niego jak wiadomo co na kogo, jest więc zmuszony opuścić ten piękny przybytek i życzyć nam miłej zabawy… Kurde, przecież to nie były nawet wcale te cholerne walentynki, tylko przeddzień! Jak On mógł zrobić mi taki cyrk przy ludziach? Czy sądził, że to ja porozwieszałam te setki balonów „na Jego cześć”? Albo żeby Go wkurzyć? Przecież się znamy chyba na tyle, by szanować nawzajem swoje różne cechy, nawet fobie, prawda?
Zostałam na imprezie, chociaż nie było mi łatwo. Potem pojechałam do siostry przenocować i się zastanowić nad tą sytuacją. Niczego nie wymyśliłam. Jest mi przykro, czuję się niezasłużenie skarcona i upokorzona. Napisałam Markowi SMS-a, że tu chyba raczej On musi dorosnąć… Jeszcze nie odpowiedział. Czy przesadzam? Nie wydaje mi się.
Poza wszystkim już, zwykłe, niewinne święto, które daje niektórym ludziom mnóstwo radochy, nie powinno być pretekstem do kłótni. Lepsze święto miłości, niż na przykład święto wojny czy nienawiści, moim skromnym zdaniem. Można go nie obchodzić, ignorować je, ale AKURAT przy tej okazji ranić ukochaną osobę — to chyba przesada. Mareczek przegiął pałę, ot co! Nie widzę nic złego w szczypcie romantyzmu, nawet jeśli pozwoliłam, by On skutecznie wybił mi z głowy takie ciągotki…
Izka
***
Droga Izo!
Na większość pytań i wątpliwości odpowiedziałaś sobie już sama – całkiem trafnie. Warto może tylko – nim pokłócicie się z Markiem na śmierć i życie o te nieszczęsne walentynki, oraz w rezultacie, o zgrozo, rozstaniecie – rozdzielić wyraźnie dwie sprawy, nadając każdej odpowiedni ciężar gatunkowy.
Przyznam Ci się szczerze, że dwie najważniejsze osoby w moim życiu — były mąż oraz obecny towarzysz niedoli:-) - również kontestowali zawsze twardo tego rodzaju święta, gdzie miłość, kobieta czy pocałunek są niepotrzebnie ich zdaniem nobilitowane, bo przecież wcale nobilitacji nie potrzebują… Co człowiek, to opinia. Ja, podobnie jak Ty, łatwo się z tym pogodziłam, a właściwie to nawet nie musiałam się specjalnie godzić, ponieważ sama dostaję niemiłych dreszczy na myśl o całej tej otoczce i pustosłowiu, towarzyszącym rzeczonym „dniom czegoś”. Nie razi mnie postawa niechętna takiej formie okazywania uczuć, ja też wolę czyny od słów, i też przez okrągły rok, a nie od wielkiego dzwonu. Dlatego SMS, którego dostałaś od Marka w Waszą pierwszą rocznicę znajomości, bardzo mi się podoba. Jest asertywnym, ale nie niegrzecznym wyznaniem wiary w coś, w co sama wierzę.
Jest jednak i druga strona medalu, po której podzielam z kolei Twoje odczucia – nie są to święta złe, szkodliwe ani godne potępienia. Na pewno wielu ludziom są potrzebne. (Szkoda tylko, że samotnym i zrozpaczonym cała ta hałaśliwa, komercyjna szopka może sprawiać ból… O nich też warto czasem pomyśleć). I z tego punktu widzenia Twój Mareczek wyszedł nieoczekiwanie na histeryka. Coś Mu najwyraźniej odbiło, a może Jego alergia narasta z każdym rokiem, tak jak narasta wariactwo walentynkowe w sklepach i reklamach – nie sądzę bowiem, by na serio podejrzewał Cię o jakiś „spisek”, chęć wymuszenia na Nim tych obchodów czy o cokolwiek w tym stylu. Sytuacja była czysta i jasna: osobista uroczystość zaręczynowa, przez przypadek urządzona w przesadnie udekorowanej restauracji, nawet nie w ten „feralny” dzień… Nie wszystko da się przewidzieć i nie masz obowiązku w życiu towarzyskim obchodzić się ze swoim partnerem jak z jajkiem, sprawdzając z wyprzedzeniem, czy przypadkiem coś Go nie urazi, bo to by już zakrawało na paranoję.
Czy jednak Jego głupi wyskok (ośmieszył tylko siebie, zapewniam Cię) wart był aż wyprowadzania się do siostry? To bardzo bolesny cios dla osoby, z którą mieszka się od dawna… Moim zdaniem, niewspółmiernie bolesny do „winy” Marka. Spójrz na to chłodnym okiem, uczciwie. Sama nie dbasz o walentynki (a może tylko to sobie wmawiasz, hę?), po co zatem robić z tego szekspirowski dramat? Zbłaźnił się chłopak, zepsuł Ci wieczór, a potem był już niestety TEN dzień i żadne nie chciało wyciągnąć ręki, żeby nie brnąć dalej w tę absurdalną sytuację…
Jaki z tego wniosek? Walentynki rządzą! Niestety, bo żadne z Was nie umiało zachować się tak, jakby ich nie było, i spokojnie wyjaśnić sprawy. Myślę, że pora uciąć tę obustronną dziecinadę – każdy kolejny cichy dzień oddala Was przecież od siebie, a de facto nic ważnego ani strasznego się nie wydarzyło. Nic nowego, o czym nie wiedziałaś już wcześniej…
Moja rada: łap za telefon i rozmawiaj tak, jakby nic się stało. Czyli – zgodnie ze stanem faktycznym:-).
Pozdrawiam oboje!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze