Tragedia i tajemnica
CEGŁA • dawno temuMój tata zginął rok temu w wypadku samochodowym. Byłam z nimi bardzo związana i dogadywałam się lepiej niż z mamą. Tymczasem, mama wywinęła tzw. numer i wyszła ponownie za mąż, nie dotrzymując nawet roku żałoby, za kolegę taty z pracy, a dokładnie wspólnika i serdecznego przyjaciela od 18 lat. Gdy pojawił się dobry moment na szczerą rozmowę z mamą, bomba wybuchła!
Droga Cegło!
Mój tata nie żyje, zginął rok temu (rocznica w lutym), w wypadku samochodowym, podczas delegacji na Śląsku. Ja studiuję i już od kilku lat nie mieszkałam z rodzicami, ale byłam z Nimi bardzo związana i jeździłam do domu na wszystkie weekendy. Śmierć taty była, no, nie zamierzam wpadać w patos, ale ciosem, naprawdę. On nauczył mnie jeździć na nartach i szanować zwierzaki, zapędził do nauki języków, zanim jeszcze śniło mi się o studiowaniu czegokolwiek, nigdy nie wtrącał się do moich przyjaciół czy miłości, na odległość potrafił odróżnić człowieka pustego, nieszczerego, od wartościowego i godnego zaufania. Wpoił mi, myślę, wiele niezłych rzeczy, które zawdzięczam Jego wychowaniu. Nie będę też ukrywać, że dogadywałam się z Nim lepiej i częściej niż z mamą, chociaż przypuszczam, że to niczyja wina – mama pracuje w systemie zmianowym i do tego jest osobą aktywną, towarzyską, mniej było w domu czasu na poważne rozmowy, jeśli o Nią chodzi.
Tymczasem, mama wywinęła tzw. numer i na Boże Narodzenie wyszła ponownie za mąż, nie dotrzymując nawet roku żałoby. Nie jestem dewotką, która oburza się na potrzeby uczuciowe czy erotyczne 44-letniej kobiety, sama zresztą jestem dorosła i to by było z mojej strony dziecinne. Ale szok był… Zwłaszcza, że nie jest to jakaś romantyczna historia nagłego zrywu miłosnego, typu romans na wczasach, ani powrót szkolnej miłości (tak bym chyba wolała, no, lepiej bym się z tym czuła). Mama po prostu wyszła za… kolegę taty z pracy, a dokładnie wspólnika, serdecznego przyjaciela od 18 lat. Na dodatek okoliczności ślubu były dosyć dramatyczne, gdyż Grzegorz, „następca” taty, przeszedł niedawno poważny zawał serca – podobno w związku z utratą przyjaciela i koniecznością wzięcia na siebie odpowiedzialności za całą firmę. Tato był od organizacji, promocji i kontaktów z ludźmi, Grzegorz zajmował się finansami, prawem i papierkami, taki podział był od zawsze. To mała firma i nie ma w niej drugiej takiej osoby, z którą Grzegorz mógłby w podobny sposób i z podobnym zaufaniem podzielić się pracą.
To całe przytłoczenie nagłą zmianą wywołało zawał, tak w każdym razie mama relacjonowała mi opinie lekarzy w szpitalu (mój nowy ojczym jest starszy od ojca, na oko grubo po pięćdziesiątce). Ona bardzo Grzegorza wspierała, opiekowała się nim, zresztą po wypadku taty był to układ wzajemny, no i tak jakoś zbliżyli się do siebie – bęc! I ślub, a do tego kościelny – na prośbę Grzegorza, bo mama jest raczej niewierząca. Oczywiście, ślub cichy, skromny, bez imprezy, co do tego nie mam zastrzeżeń, że oboje pokazali klasę i umiar.
Był, wydawało mi się, dobry moment na szczerą rozmowę z mamą o tym wszystkim teraz, kiedy Grzegorz pojechał na 3 tygodnie do sanatorium. Nie wiedziałam tylko, że otworzę puszkę Pandory… Ruszyłam na mamę pełną szarżą, zaatakowałam od frontu i od razu spytałam, czy zrobiła to, żeby trzymać rękę na pulsie w kwestiach firmy i nie zmarnować wysiłków taty lub coś w tych klimatach. Dopiero wtedy prawdziwa bomba wybuchła.
Mama się popłakała. Najpierw wychlipała coś tam, że pomimo wszystko jestem jeszcze dzieckiem i mało wiem o życiu, i oby tak było jak najdłużej. Potem poczęstowałyśmy się obie suto wermutem, który tata uwielbiał i zapas był zawsze w garażu, a mamie język się rozwiązał.
Podobno tata nie był w żadnej delegacji, tylko u jakiejś pani Mirki z Sosnowca. Sytuacja ciągnęła się przez 10 ostatnich lat! Mama wiedziała od początku, przyjęła to do wiadomości, zajęła się pracą na dwóch etatach oraz swoim życiem towarzyskim (nie mówię tu o zdradzaniu taty, bo tego ze strony mamy nie było i ja chcę Jej wierzyć). Nie potrafiła mi wytłumaczyć swojej postawy, nie wspomniała nic o „moim dobru” ani o poczuciu bezpieczeństwa finansowego – zresztą, spokojnie zarobiłaby na dwie osoby z okładem. Mogę tylko wnioskować, że jednak na swój sposób tatę kochała, na dodatek On Ją chyba też, więc się nie rozwiedli…
Zapytałam wobec tego czy Ona z Grześkiem to też sprawa, która urodziła się wcześniej, na przykład w odwecie czy z samotności. Mama twierdzi, że nie. Że Grzegorz był zawsze tylko przyjacielem taty i domu, życzliwym Jej, owszem, ale nic poza tym. Po wypadku, a w zasadzie dopiero po swoim zawale w szpitalu przyznał się mamie, że wiedział o tej Mirce i wielokrotnie próbował tatę „nawracać”. Ale z moją mamą nie miał odwagi o tym rozmawiać, bo to by już było w jego systemie wartości wtrącanie się w sprawy rodziny.
Cegło, nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć, na razie rozcieram bolesnego guza, jakbym oberwała w łeb. Jestem za stara na to, żeby nienawidzić taty czy tym bardziej mamy. Być może oni wiedzieli lepiej, kiedy należy mnie o tym poinformować, a może wcale nie mieli zamiaru? Ale wiesz, byłam sobie kiedyś dzieckiem ze szczęśliwej rodziny, a teraz jestem osobą, wychowaną w kłamstwie i obłudzie. Jak sobie z tym poradzić, jakie przyjąć reguły we własnym życiu, skoro rodzice byli dla mnie wzorem?
Mam chłopaka, jest Niemcem. Za półtora roku skończę studia, jemu za 2 lata kończy się kontrakt w Polsce. Już dawno temu rozmawialiśmy o małżeństwie, on chce, żebyśmy zamieszkali w Hamburgu. Po śmierci taty odłożyłam te plany ze względu na mamę i Jej trudną sytuację. Teraz mam wolną rękę, Ona już nie jest sama, ma Grzegorza. Co z tego, kiedy ja zwątpiłam w sens zakładania rodziny. Czy za 10–20 lat drogi moje i mojego męża tez rozejdą się w przeciwne strony, będziemy tylko zarabiać pieniądze i okłamywać własne dzieci? Szczęście wydaje mi się czymś bardzo kruchym, może nawet nieistniejącym w ogóle. Nie umiem się pozbierać. Chłopakowi jakoś też nie mogę się z tego zwierzyć, zależy mi na nim, ale coś mi przeszkadza. Nie chcę, żeby pomyślał, że jestem z pokopanej rodziny.
Chociaż, w sumie, kto nie jest? A co ja wiem o jego rodzicach? To wszystko wydaje mi się straszne, ohydne, niewarte angażowania się.
Lotka
***
Witaj, Lotko!
Współczuję Ci z całego serca, bo tata był ważny, może jak dotąd najważniejszy. A teraz musisz decydować i oceniać sama… Rób to! Nie porównuj siebie (ani nikogo innego) z Nim, bo to ślepa uliczka.
Jesteś na początku drogi i gdybasz, czy małżeństwa z zasady opierają się na zakontraktowanej zdradzie lub dorobkiewiczostwie… Rozumiem to uczucie: Twoje ideały po raz pierwszy legły w gruzach. Ale czy na pewno? Co Ci mówią drugoplanowe osoby dramatu – Grzegorz i pani Mirka? Świat jest przyziemny czy wzniosły? A może jedno i drugie? Wnioski należą do Ciebie. Namawiam jednak — nie krzywdź pochopnie siebie ani swojego chłopaka. Tylko czas pokaże, jak będzie wyglądało Wasze życie. Ludzie nie są klonami.
Nie będzie tak źle, jeśli wykorzystasz i docenisz swoje plusy — na ich czele jest wielka dojrzałość, naprawdę! Potrafisz rozdzielić dwie rzeczy: czujesz bunt i rozgoryczenie, ale — nie osądzasz rodziców. To bardzo istotne. Jeszcze istotniejsze jednak, byś nie oceniała życia „jako takiego” przez pryzmat ostatnich wydarzeń. Wyobraź sobie przez chwilę, że to tylko fragment gigantycznej, na swój sposób fascynującej mozaiki.
Moim zdaniem, nie zostałaś wychowana w kłamstwie. Przecież sama wyraźnie czujesz, że rodzice na swój tajemniczy sposób się kochali i postanowili nie rozstawać. Jak widać, wariantu z rozwodem nie chcieli. Zresztą, świat każdej pary naszpikowany jest niepojętymi siłami i motywacjami, które trzymają związek lub go niszczą. Nie zawsze warto to analizować, zwłaszcza, gdy na pewne rzeczy nie mieliśmy, a tym bardziej nie mamy już wpływu. Tobie rodzice również dali miłość, nie udawaną. Prawdziwy dom, dobre wspomnienia, owocujące Twoją tęsknotą i ciągłymi, dobrowolnymi powrotami.
Wiem, że jest Ci ciężko, ale nie zatruwaj sobie tego. Pomyśl raczej z dumą, że mama – fakt, pod presją sytuacji — potraktowała Cię jak kobietę-partnerkę. Nie zafundowała Ci ciężkiego dzieciństwa, zatem nie miała obowiązku obnażać przed Tobą swoich niepowodzeń czy kompromisów. Mogła Ci sprzedać wzruszającą, jednostronną historyjkę o poświęceniu, wziąć całą winę na siebie lub zrzucić ją na nieobecnego. Ten prosty zabieg wypacza zwykle myślenie dzieci o związkach, o kobietach, o mężczyznach. Ale kiedy Ty zmusiłaś ją do prawdziwych zwierzeń — uległa Ci, co pokazuje tylko, jak skomplikowany i niejednoznaczny jest świat: można na przykład być silnym i kruchym jednocześnie. Spróbuj pomyśleć, że to piękne!
Ten hamletyczny w Twoim odczuciu, pospieszny ślub to kolejna tajemnica, która wyjaśni się być może za kolejne 10 lat – gdy mama dojrzeje do kolejnej rozmowy. Albo nigdy. Daj jej czas. Na pewno wolałaby oszczędzić Ci swoich rozterek – to normalne i stąd jej komentarz o „nieznajomości życia”. Wiadomo jednak, że nikogo nie da się uchronić przed jego własnymi doświadczeniami. Musisz żyć i weryfikować wszystko od początku, na swój rachunek, na swój sposób. Spójrz uważnie: mama robi to samo i też jest jej ciężko. Znów związała się z człowiekiem, któremu ufa i z którym chce brnąć dalej w życie, pomimo jego słabości. Może ma to we krwi?
Wasze drogi się rozeszły, tak jak powinny się rozejść drogi rodziców i dzieci, tyle, że w dramatycznych okolicznościach. Zrób wszystko, by wykorzystać to na plus. Nie baw się w detektywa ani w filozofa. I najważniejsze: postaraj się nie patrzeć na swój związek w „nowy” sposób, pod „nowym” kątem. Potraktuj narzeczonego jak bliską osobę, nie jak kogoś, kto czyha na Twoje potknięcia i dziwactwa. Pomów z nim koniecznie o wszystkim, co Cię dręczy. To chyba jasne, że jeśli tego nie zrobisz, sama zapoczątkujesz spiralę nieszczerości, która budzi w Tobie tak wielki sprzeciw?
A nie powinnaś. Bo przecież Twoi rodzice byli ze sobą boleśnie szczerzy.
Pozdrawiam bardzo mocno!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze