Kto wyjdzie za pedanta?
CEGŁA • dawno temuOdkąd pamiętam, lubiłem porządek. Moje zabawki poustawiane były według wielkości, flamastry musiały leżeć idealnie równolegle i według kolorów. Jestem rok po rozwodzie. Moja ukochana stwierdziła, że to chore, aby po umyciu naczyń każdą łyżkę i widelec pakować osobno w chusteczkę, uprzednio odpowiednio złożoną. Aby układać książki na półkach według daty wydania, aby kolekcjonować każdy paragon i katalogować go w komputerze.
Witam,
Nie wstydzę się swojego problemu, a każda rada w cenie, więc postanowiłemzapytać i tutaj. Odkąd pamiętam, lubiłem porządek. Mówię o porządku z prawdziwego zdarzenia: moje zabawki poustawiane były według wielkości, flamastry musiały leżeć idealnie równolegle i według kolorów — od najjaśniejszego do najciemniejszego. Chyba zaczynasz rozumieć mój problem. W każdym razie, moi rodzice nigdy nie musieli się martwić o bałagan (jestem jedynakiem).
Było to męczące głównie dla mnie, ich denerwowało tylko to, że nie lubiłem wpuszczać ludzi do swojej, jak to mówili, „pustelni”:). Jak tylko się udało, uciekłem na studia do innego miasta, żeby wreszcie samemu gospodarować w całym dobytku, a nie tylko w swoim pokoju. Płaciłem (rodzice płacili, nie oszukujmy się) potrójnie za pokój w akademiku, aby mieszkać samemu, bo po tygodniu mieszkania ze współlokatorem mój stan psychiczny był mocno naruszony…
Dodam, że poza skrajnym pedantyzmem prowadzę się dość rygorystycznie, absolutnie żadnych używek (co było trudne do zrozumienia w domu studenckim) i (co chyba zrozumiałe i z czym się pogodziłem, i z czym mi dobrze) jestem raczej samotnikiem.
Po studiach przyszła praca i pierwsze własne mieszkanie, spotkałem kobietę,która akceptowała moje dziwactwo i nawet jej się to podobało, byłemszczęśliwy… Do czasu.
Teraz mam 29 lat i jestem rok po rozwodzie… Moja ukochana wytrzymała ze mną 2 lata, po czym stwierdziła jednak, że to jest chore, aby np. poumyciu naczyń każdą łyżkę, widelec pakować osobno w chusteczkę, uprzednioodpowiednio złożoną… Aby układać książki na półkach według daty wydania lub alfabetycznie, aby kolekcjonować każdy paragon i katalogować go dodatkowo w komputerze. Powiedziała, że chce mieć dzieci, ale mają one dorastać w normalnym (tak właśnie się wyraziła) domu, po czym odeszła…Zostaliśmy przyjaciółmi, utrzymujemy kontakt, Ona nawet żartuje (jak inni), że z taką naturą powinienem być wojskowym…
Jak pisałem, samotność nie jest dla mnie niczym nowym. Ale miałem nadzieję, że chociaż Ona jedna mnie zrozumiała, a wyszło jak wyszło. Na dłuższą metępewnie ciężko żyć z takim dziwakiem :). A teraz siedzę i się zastanawiam, czy powinienem szukać jeszcze miłości?
Na razie minął dopiero rok i nie czuję potrzeby bliskości, ale ten stan na pewno wróci i wtedy co? Mnie raczej zmienić się nie da, a kolejnego zawodu przeżyć i sprawić nie chcę.
Myślę, że mieszanka wybuchowa w postaci związku z moim żeńskim pedantycznym odpowiednikiem chyba jest niemożliwa, to przerodziłoby się w „rywalizację”, poza tym, ja lubiłem i wolałem widzieć obecność kogoś normalnie zachowującego się w domu:) i poprawić po Niej nierówno ułożoną ścierkę lub niedokładnie pościelone łóżko…
Jaka jest Twoja opinia na ten temat? Generalnie jestem szczęśliwym człowiekiem, ale wiadomo, jak działa natura.:)
Pozdrawiam,
R.O.
***
Witaj!
Jest w Tobie tyle autoironii, samokrytycyzmu, obiektywizmu w widzeniu siebie, że czytałam maila z uśmiechem od ucha do ucha:). Ciśnie mi się pod klawisze mnóstwo uwag na przeróżne tematy, których dotknąłeś, aż sama nie wiem, od czego zacząć.
Może tak:
Jesteś, jaki jesteś. Nie wiem, czy urodziłeś się pedantem, czy raczej zadziałał jakiś czynnik środowiskowy – prawdopodobnie nie wpływ rodziców, skoro, jak piszesz, nie byli motorem Twoich zachowań ani ich od Ciebie nie oczekiwali… To mogą być równie dobrze geny dziadka, jak wpływ pani przedszkolanki. Trudno diagnozować na odległość z tak niewielką liczbą danych, sam zresztą nie wiesz, skąd TO się w Tobie wzięło. Jedynacy miewają wiele niezawinionych przez nikogo problemów: czasami są zdystansowani, niemal autystyczni, budują własne światy, w których się chronią. Na przykład przed chaosem. To może być Twój przypadek, bo porządek jest jakąś na chaos odpowiedzią.
W wypadku, gdy problem nie zostaje wychwycony, nazwany i rozwiązany w dzieciństwie, lecz jest traktowany jako coś, z czym trzeba się pogodzić („on już taki jest”), przeradza się często w późniejszych latach w zachowanie kompulsywne, natręctwo lub wręcz obsesję. Jeśli oglądasz telewizję, trafiłeś być może na detektywa Monka, który czuje (między innymi) niepohamowaną potrzebę umycia rąk po każdym kontakcie z rzeczywistością… Jest to, powiedzmy sobie, odchylenie od normy, ale uleczalne, stosunkowo mało szkodliwe społecznie i jeszcze nie autodestrukcyjne (inaczej, niż w przypadku ciężkich i groźnych chorób psychosomatycznych czy wręcz psychoz, np. anoreksji, bulimii, fobii).
Potem nieuchronnie przychodzi dorosłość. Człowiek musi wziąć własny los w swoje ręce i naprawić, co nie naprawione. Jestem odrobinę zdziwiona, że ani Ty – na swoim poziomie inteligencji i wrażliwości, ani była żona, która, jak sądzę, wykazała wiele mądrości, cierpliwości i pogodnego zrozumienia, nie wpadliście na pomysł poszukania fachowej pomocy, terapii po prostu… Wasz związek miał wszelkie szanse przetrwania, z upragnionymi dziećmi i tak dalej – tylko nadzieja, że człowiek „sam się zmieni”, była, wybacz, nieco naiwna. Ale – nic straconego.
Najważniejsze w tej chwili jest to, byś doszedł do ładu ze swoją psychiką i oczekiwaniami wobec życia – tak, jak (zastępczo!) usiłujesz doprowadzić do ładu świat materialny. Po pierwsze, zauważ, że w Twojej samoocenie jest kilka sprzeczności: uważasz się za zdeklarowanego samotnika i jednocześnie boisz się na zapas widma samotności. Surowo osądzasz swoje „dziwactwo”, a nie doceniasz własnej tolerancji dla czyjejś „niedoskonałości”. Po drugie, założyłeś z góry, że Ty nie możesz się zmienić! Uprzedzasz wypadki, główkujesz, że nie potrafiłbyś być z dorównującą Ci pedantką, choć zarazem wiesz, że poniosłeś klęskę z osobą wyluzowaną i „normalną”. A to była dopiero Twoja pierwsza poważna miłość…
Nie masz jeszcze trzydziestki. Masz szansę zrobić ze sobą i swoim życiem wszystko. To nie rak – ocknij się! A kto wie — może za jakiś czas wylądujesz na turnusie terapeutycznym z dwudziestką ludzi borykających się z podobnym jak Ty problemem i po 2 tygodniach będziesz radośnie rozkopywał śmieci, robił kipisz w szafie z ubraniami, rozwalał symetryczny stos książek… I poczujesz się szczęśliwy, bo odkryjesz, że ani porządek świata, ani Twoja osobowość na tym nie ucierpiały.
Ale ja nie obiecuję, tylko doradzam:).
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze