„Mrok”, Brian W. Aldiss
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuBrian W. Aldiss zasłynął oryginalną powieścią science fiction Cieplarnia, gdzie podjął trud przedstawienia odległej przyszłości Ziemi. Mrok z kolei jest próbą nakreślenia zmian możliwych w najbliższej przyszłości. Dodajmy od razu, próbą nie do końca udaną. Gdyby Mrok napisał inny autor, poczucie rozczarowania byłoby mniejsze, ale Aldiss był klasą samą w sobie.
Brian W. Aldiss zasłynął oryginalną powieścią science fiction Cieplarnia, gdzie podjął trud przedstawienia odległej przyszłości Ziemi. Wizja naszej planety, zdominowanej przez gigantycznie rozrośniętą roślinność, rozgrzanej przez umierające słońce, gdzie resztki ludzkości toczą beznadziejną walkę o przetrwanie, naprawdę robiła wrażenie. Mrok z kolei jest próbą nakreślenia zmian możliwych w najbliższej przyszłości. Dodajmy od razu, próbą nie do końca udaną.
Wojna z terrorem w Europie uległa zaostrzeniu, w Wielkiej Brytanii aparat represji rozrósł się do kształtu właściwego dla państw totalitarnych. Machina, złożona z brutalnych wojskowych, policjantów, tajniaków i konfidentów może złamać każdego. Taki los spotyka Paula Fadhil Abbas Aliego, autora powieści satyrycznej, w której dwóch facetów po pijaku rozważa zamach na premiera. Paul, postnowoczesny odpowiednik Józefa K. z Procesu Kafki zostaje aresztowany, przewieziony do niewiadomego miejsca i tam poddany sekwencji brutalnych przesłuchań. Sadystyczni funkcjonariusze widzą w nim, w najlepszym wypadku, groźnego sprawcę fermentu, w najgorszym - spiskowca zdolnego zagrozić przedstawicielom władzy. Arabskie korzenie jeszcze pogarszają jego sytuację. Na marginesie, ujawnia się naiwna wiara autora w potęgę literatury. Gdybyż to współcześni pisarze budzili choć takie zainteresowanie!
Paul, torturowany ponad wytrzymałość, zaczyna żyć drugim życiem na planecie Stygia, wywiedzionej z poematu Miltona Raj utracony, twórczości klasyka fantasy Roberta E. Howarda, oraz, wiadomo, wyobraźni samego Aldissa. Cóż, Stygia jest przyjemniejszym miejscem niż cela bez okna, ale do Arkadii sporo jej brakuje. To świat zdominowany przez gargantuiczne owady, nieprzyjazny i wrogi. Człekokształtni mieszkańcy, niejacy Psiarze intelektualnie sytuują się w rejonach szympansów, zresztą natychmiast zostają wytrzebieni. Kosmiczna wędrówka jak widać nie zmieniła zwyczajów ludzkości.
Ludzie, w zamyśle pokojowi pielgrzymi zmierzający do Ziemi Obiecanej, szybko zmieniają się w konkwistadorów. Przewodzi im niejaki Astaroth (skąd to imię?), na którego Paul, funkcjonujący tutaj jako Fremant, najwyraźniej ma złość. Ucieka, współtworzy powstanie alternatywnej społeczności, znajduje kobietę, przygląda się zmianom społecznym, oraz odkrywa przedziwną tajemnicę Psiarzy. Cóż, okazali się wcale nie tacy głupi, jak początkowo sądzono. Fremanta gnębią jednak niepokojące wspomnienia o torturach, których doświadcza w bliżej nieokreślonej przeszłości.
Mamy więc dwa światy, złączone w szczególny sposób, co rodzi pytanie o charakter tego połączenia. Paul mógł oczywiście oszaleć, Stygia mu się roi, jest jednym sposobem ucieczki, na jaki zdobył się umęczony umysł. Z drugiej strony, szczególny charakter kosmicznej podróży (ludzi, przybyłych na Stygię niejako wskrzeszono z przywiezionego materiału genetycznego) narzuca inne rozwiązanie. We Fremancie ujawnił się szczególny rodzaj pamięci genetycznej i przeżywa raz jeszcze doświadczenia dawno zmarłego przodka. Fremant i Paul mogą istnieć niezależnie od siebie, komunikując się bez własnej woli przez jakiś kanał czasoprzestrzenny. Ostania interpretacja jest przekorna: to nie Paul oszalał, lecz Fremant.
Pomysł na złączenie dwóch rzeczywistości nie jest nowy (użył go choćby Vonnegut w Rzeźni numer pięć), lecz nie zużyty i chciałoby się, aby tytan fantastyki, jakim jest Aldiss wykorzystał go w błyskotliwy sposób. Stygia robi wrażenie do czasu, gdy przypomnimy sobie inne powieści o odległych światach, choćby tę nieszczęsną Cieplarnię. Z kolei wątek ziemski razi naiwnością. Żaden rząd nie będzie torturował trzeciorzędnego pisarzyny tylko dlatego, że ten napisał coś w książce. Już prędzej go przekupi albo otruje. Aldiss zdradza lęki właściwie części intelektualistów, którzy boją się o konserwę, gdyż może wyskoczyć z niej Hitler. Gdyby Mrok napisał inny autor, poczucie rozczarowania byłoby mniejsze, ale Aldiss był klasą samą w sobie. Szkoda. Zamiast dwóch, niedokładnie naszkicowanych światów wolałbym jeden, kompletny.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze