„Zack i Miri kręcą porno”, Kevin Smith
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuNajnowszy obraz cieszącego się w pewnych kręgach kultową wręcz popularnością Kevina Smitha, autora filmów takich jak Clerks-Sprzedawcy, W pogoni za Amy czy Szczury z supermarketu. Kino alternatywne łączy z ultrakomercyjnym, humor otwarcie seksistowski przeplata wątkami moralizatorskimi. Mamy do czynienia ze świadomie wulgarną i z lekka anarchistyczną komedią erotyczną. Wulgaryzmy pojawiają się średnio co dwie sekundy, a 90% dialogów to tzw. "grube" żarty o masturbacji, defekacji, seksie analnym, oralnym.
Tytuł mówi wszystko. Pozostaje jedynie dodać, że Zack (Seth Rogen) i Miri (Elizabeth Banks) to para najlepszych przyjaciół. Znają się jeszcze z czasów szkolnych, a że obojgu nie układa się ani w życiu prywatnym, ani zawodowym, razem wynajmują mieszkanie, mają wspólny budżet, itd. Wszystko układa się dobrze do czasu, kiedy przypomina o sobie góra niezapłaconych rachunków. Mieszkanie zostaje odcięte od prądu, gazu, z czasem nawet wody. Potrzeba natychmiastowego zdobycia większej ilości gotówki rodzi tytułowy pomysł: Zack i Miri postanawiają nakręcić amatorski film pornograficzny.
Zack i Miri to najnowszy obraz cieszącego się w pewnych kręgach kultową wręcz popularnością Kevina Smitha, autora filmów takich jak Clerks-Sprzedawcy, W pogoni za Amy czy Szczury z supermarketu.
I chociaż fani wybaczają mu wszystko (Smith stał się patronem i kronikarzem nieudaczników i małomiasteczkowych freaków), nie sposób nie dostrzec, że najlepsze lata reżyser ma już za sobą. Jego najgłośniejsze tytuły pamiętają lata 90. Kolejne, rozegrane na wciąż tych samych pomysłach, filmy sprowokowały falę oskarżeń o odcinanie kuponów i kryzys twórczy. Osadzony w zawsze chwytliwej tematyce, poparty sprytną kampanią reklamową Zack i Miri kręcą porno miał ukrócić te spekulacje.Czy tak się stało? Moim zdaniem niekoniecznie. Przede wszystkim Smith próbuje tu upiec zbyt wiele pieczeni przy jednym ogniu.
Kino alternatywne łączy z ultrakomercyjnym, humor otwarcie seksistowski przeplata wątkami nieomalże moralizatorskimi itd. Tworzy konstrukcję, która ma się podobać i jego dotychczasowym fanom, i zwolennikom komedii romantycznych (tych "do obejrzenia we dwoje"), i nastolatkom zakochanym w humorze fizjologiczno-toaletowym (chociaż w odniesieniu do Zacka i Miri jest to określenie co najmniej eufemistyczne). A jak wiadomo, co za dużo, to niezdrowo.
Bo z jednej strony mamy do czynienia z prowokacyjną — świadomie wulgarną i z lekka anarchistyczną komedią erotyczną. Wulgaryzmy pojawiają się tu średnio co dwie sekundy, a 90% dialogów to tzw. "grube" żarty o masturbacji, defekacji, seksie analnym, oralnym itd. I bardzo dobrze, bo konsekwentna niepoprawność polityczna jest akurat zaletą Zacka i Miri (dostaje się też Żydom, gejom, Murzynom itd.). Gorzej, że Smith ewidentnie przesadza. Nie ma tu żadnego stopniowania dynamiki, świntuszenie (chociaż to kolejny eufemizm) jest serwowane w takim natężeniu, że bardzo szybko przestaje robić jakiekolwiek wrażenie. Twórcy po prostu strzelają zbyt gęsto i w efekcie zbyt szybko kończy im się amunicja. Co z kolei napędza kolejną (tym razem już naprawdę drastyczną) spiralę obrzydliwości. Przykładowo scena seksu analnego staje się nad wyraz dosłowną demonstracją tzw. humoru fekalnego.
Ale to wszystko jeszcze pół biedy. Gorzej, że równie istotnym składnikiem jest tutaj konwencjonalna, infantylna komedia romantyczna. Taka, w której nikt nie próbuje nawet widza przekonać o realności ukazywanych zdarzeń. Wszystko jest słodkie, łzawe i boleśnie przewidywalne. I tak od pierwszych scen doskonale wiemy, że Zack w gruncie rzeczy pała do Miri uczuciem jak najbardziej wzniosłym i romantycznym, a z czasem coraz bardziej absurdalny rozwój wydarzeń ma jedynie do erupcji owego uczucia doprowadzić. Pogodzić ze sobą te dwie estetyki (skrajnie wulgarną i łopatologicznie romantyczną) to nie lada wyzwanie. I temu wyzwaniu Smith nie podołał. Poszczególne elementy ewidentnie nie pasują do siebie. Co z kolei rodzi pytanie: do kogo ten film jest adresowany?
Z pewnością do fanów Kevina Smitha. Ale może nie tylko. Bo jak wiadomo, seks to towar, który sprzeda się zawsze. Umieszczając w tytule informację, że będzie "kręcone porno", zatrudniając autentyczne gwiazdy gatunku (Traci Lords), nagłaśniając batalię z amerykańską cenzurą, Smith podarował swojemu filmowi najlepszą możliwą reklamę. Ale jednocześnie w tym właśnie obszarze pozostał sobą: twórcą przewrotnym i antymieszczańskim. Bo kto pobiegnie do kina nastawiony na oglądanie seksu, może się rozczarować. Owszem, golizny jest sporo, ale sposób jej ukazania to najczystszej wody kpina z pornografii. W dodatku kpina dość subtelna, a z pewnością wyważona. I szkoda tylko, że tych właśnie elementów: wyważenia proporcji, niedopowiedzenia, humoru nakreślonego z przymrużeniem oka, tak bardzo zabrakło w dialogach i konstrukcji fabularnej najnowszego filmu Kevina Smitha.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze