"Aniołki Charliego: Zawrotna szybkość", reż. McG
LEWI • dawno temuFilm polecam wyłącznie tym, którzy pragną, by zalała ich fala słodkich doznań, jakie płyną z podziwiania trzech przeuroczych, zawadiackich, gibkich i diabelnie seksownych Aniołków.
Aniołki Charliego: Zawrotna szybkość w reżyserii McG należą do stosunkowo nowego gatunku komediosensacji, których cechą rozpoznawczą jest ambicja sparodiowania klasycznej serii filmów z Jamesem Bondem. Ale na tym nie koniec: film jest parodią samego siebie, zarówno reżyser, jak i aktorzy zdają się stale puszczać do widza oko, żeby go umocnić w przekonaniu, iż nie warto ich pracy i koncepcji brać w ogóle na serio. Wobec powyższego nie można mieć wątpliwości, że sequel Aniołków Charliego został zrobiony jedynie dlatego, że jego poprzednia część zarobiła dużo pieniędzy.
Akcja Zawrotnej szybkości jest wyjątkowo nieskomplikowana i nieoryginalna, ale też nie było z pewnością intencją twórców filmu, by była lepsza: grupa strasznie podłych ludzi pragnie zdobyć 2 pierścienie z dekoderem, które połączone ujawnią im tożsamość uczestników programu ochrony świadków. Poszukiwania prowadzone przez bandytów dają rezultaty; dowiadują się, że pierścienie wykradł i pragnie sprzedać na aukcji eks-Aniołek (Demi Moore), a raczej upadły anioł, który na serio przejął się rolą "Złego". Aniołki dołączają do akcji trochę spóźnione, bo najpierw musiały się uporać z przewrotem rządowym w Mongolii, ale szybko nadrabiają zaległości, bo czas, przestrzeń i prawa fizyki nie stanowią dla nich poważnego ograniczenia. Zadaniem Aniołków Charliego, w które wcielają się Drew Barrymore, Cameron Diaz i Lucy Liu, jest powstrzymanie Demi Moore, co jest prawie równoznaczne z uratowaniem świata. Do działania motywuje je dodatkowo fakt, iż jedna z nich też jest świadkiem objętym systemem ochrony i żyjącym pod zmienionym nazwiskiem; w razie niepowodzenia grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo ze strony mściwego mordercy, do którego skazania się przyczyniła.
Ten rozgrywający się w tempie muzyki disco lat 70-tych crazy-sexy-cool film ma niewątpliwie więcej wad, niż zalet. Mimo że mamy do czynienia z kinem akcji, to nic nas nie ekscytuje; z wyżej wymienionych powodów intryga nie ma znaczenia, więc z definicji zwroty fabuły nie mogą i nie przyprawiają o najmniejszy dreszczyk. To, co w filmie rozrywkowym powinno być tłem czy dodatkiem, w tym jest treścią; protagonistki w krzykliwych strojach, makijażach i widowiskowych akrobacjach, a także nago podczas kąpieli — oczywiście filmowanych pod takim kątem, iż tego, co kryje bikini nie widać. Co więcej, przez nowe Aniołki Charliego przewija się cała galeria super gwiazd, których obecność służy dekoracji, a nie akcji. Podobnie rzecz się ma z większością scen i dialogów, które nie pracują na całość, lecz są jedynie obrazkami, które za cel mają cieszyć oko.
Zawrotnej szybkości nie można jednak nienawidzić i niewzruszenie potępiać, gdyż dobry humor aniołków: Drew Barrymore, Cameron Diaz i Lucy Liu, który nie opuszczał ich podczas kręcenia filmu, udziela się widzowi. Gwiazdy nie interpretują swych ról z pełną powagą, a ich uśmiechy od ucha do ucha mówią: świetnie się bawimy kręcąc ten głupiutki film, bo dobrze nam płacą i mamy świadomość, że wypadamy bosko na ekranie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze