"Z podniesionym czołem", reż. Kevin Bray
WOJCIECH ZEMBATY • dawno temuW znakomitej, niezamierzonej zapewne scenie, bohater rozgląda się po raz pierwszy po swoim nowym biurze. Oparty o maczugę, niczym poczciwy zbój Łamignat z komiksu Christy, z zakłopotaniem łypie na otaczającą go infrastrukturę, drapiąc się przy tym po łepetynie. Na szczęście szybko ma okazję komuś przywalić. I to bez efektów specjalnych, czy lipnych trików rodem z Matrixa. Z podniesionym czołem jest bardzo oldschoolowym przedsięwzięcie, nawiązującym do najlepszych tradycji kina akcji. Nie jest to film, w którym zobaczycie kung fu, bieganie po ścianach, czy inne orientalne perwersje. Wystarczy decha, tradycyjna maczuga jest dobra na wszystko.
Podobno historia oparta jest na faktach. Vaughan, były sierżant sił specjalnych, wraca po latach do rodzinnego miasteczka, gdzieś w Górach Skalistych. Miasteczko okazuje się skorumpowane i podporządkowane szajce opryszków. Zamiast ukochanego tartaku zastaje podejrzane kasyno, w którym dawna szkolna sympatią para się striptizem. Już pierwszego dnia dochodzi do konfrontacji Vaughana i niecnej sitwy…
Pierwotna wersja filmu z roku 1973 była w USA wielkim przebojem i doczekała się licznych kontynuacji. Twórcy remake'u zatroszczyli się o stosowną obsadę — grający Vaughana zapaśnik The Rock jest dzisiaj topowym mordobijem kina akcji. Walki są z jego udziałem są bardzo realistyczne i znać w nich ducha czasu. Przypominają nieco zmagania w klatkach. Walczący znają chyba brazylijskie jujitsu, najmodniejszy dziś w USA styl walki, i uszkadzają się również w parterze.
Reżyser zadbał też o przybliżenie realiów współczesnej Ameryki. Właśnie quasisocjologiczne tło filmu jest w nim najciekawsze. Niegdyś prosperujące miasteczko podupada. Następuje przejście od starej gospodarki przemysłowej do tzw. "ponowoczesnej" ekonomii usług. Na miejsce upadłego tartaku powstaje szemrane kasyno, mieszkańcy zatrudnieni w sektorze usługowym tracą godność. Dziewczyny z sąsiedztwa tańczą na rurach, zaś okoliczne dzieciaki wciągają lokalną metaamfetaminę. W jednej ze scen bohater zapytuje swojego tatę, co stało się ze sklepikiem spożywczym. Zamknięty — powiada papa — otworzyli na jego miejscu hiper supermarket. A w chwilę później mijają złowieszczy sekshop…
Oczywiście sympatia widza jest od pierwszej chwili po stronie Vaughana, który postanawia oczyścić cały ten burdel. Wyrazy współczucia dla burdelu. Musiało boleć, jako że główny bohater okłada wrogów naprawdę grubą dechą. Drewniana laga okazuje się być remedium na bolączki skomplikowanego świata. Vaughan po prostu miażdży (dosłownie) całe zło, aż wióry lecą. Demoluje kasyno, ochraniarzy, dilerów. Zostaje nawet wybrany szeryfem i, niczym komes Lepper, zwalnia skorumpowaną ekipę.
W znakomitej, niezamierzonej zapewne scenie, bohater rozgląda się po raz pierwszy po swoim nowym biurze. Oparty o maczugę, niczym poczciwy zbój Łamignat z komiksu Christy, z zakłopotaniem łypie na otaczającą go infrastrukturę, drapiąc się przy tym po łepetynie. Na szczęście szybko ma okazję komuś przywalić. I to bez efektów specjalnych, czy lipnych trików rodem z Matrixa. Z podniesionym czołem jest bardzo oldschoolowym przedsięwzięcie, nawiązującym do najlepszych tradycji kina akcji. Nie jest to film, w którym zobaczycie kung fu, bieganie po ścianach, czy inne orientalne perwersje. Wystarczy decha, tradycyjna maczuga jest dobra na wszystko.
No, ale bez jaskiniowca się nie obejdzie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze