“Wanted: ścigani”, Timur Bekmambetov
DOROTA SMELA • dawno temuFilm to feeria tandetnych efektów specjalnych: samochody przelatujące ponad ulicami, pociąg opadający w przepaść i szczury z przytroczonymi ładunkami wybuchowymi. Film jest źle napisany, kiepsko zagrany i pozbawiony sensu, przez co nudny. To pewny faworyt przyszłorocznej gali rozdania Złotych Malin w kategoriach: film, reżyseria, scenariusz, najgorszy aktor i aktorka czyli z grubsza we wszystkich najważniejszych.
Sezon ogórkowy w kinach rozpoczął się na dobre. Na ekrany trafia kolejne dzieło skrojone według recepty "oby się tylko zbytnio główka nie zmęczyła". Do niedawna jeszcze przeciętny widz czekał na lato z zapartym tchem. Wiadomo było bowiem, że wtedy to Hollywood wypuszcza tych kilka tytułów, nad których poziomem ubolewają krytycy, a które dla reszty oznaczają wielką radochę i popcornową ucztę. Sęk w tym, że filmy obliczone jako blockbustery to ostatnio coraz częściej klapy frekwencyjne. Sromotna klęska Speer Racera braci Wachowskich, spektakularne fiasko Incredible Hulk czy skromniutki wynik Iron Mana powinny dać do zastanowienia wielkim studiom filmowym z Fabryki Snów. Może po prostu nikt już tego badziewia nie chce oglądać?
Wszystko wskazuje na to, że podobny los podzieli film Wanted: ścigani w reżyserii Timura Bekmambetova, autora głośnej rosyjskiej trylogii Straż nocna/Straż dzienna/Straż wieczorna (ostatniej części doczekamy się dopiero w przyszłym roku i zostanie ona zrealizowana już w Hollywood). Rosjanin, w którym wielu widziało wielkiego wizjonera komercyjnego kina, dostał na swoją adaptację serii komiksowej Wanted Marka Millara taki budżet, o jakim mógł tylko pomarzyć, gdy przed pięcioma laty pracował w Rosji nad kultową sagą fantasy. Stąd oczekiwania względem jego hollywoodzkiego debiutu były duże, a nawet — jak się teraz okazało — o wiele za duże.
Wanted: ścigani na pozór ma nawet podobny klimat do Straży, pozostaje jednak czymś w rodzaju wydmuszki. Za dużo w nim bombastyczności, a za mało elementarnego szacunku do widza, który co rusz wybijany jest z rytmu przez "bullshit", który obficie płynie z ust bohaterów. Najwięcej owego przypadło zaś w udziale Morganowi Freemanowi, który jako Sloan aż puchnie od głupich kwestii dialogowych, jakie ma w zanadrzu ta postać. Rola Sloana — przewodniczącego Bractwa, czyli tajemnego stowarzyszenia tkaczy-morderców — zwyczajnie urąga aktorskiej wielkości Freemana. Można było wybaczyć temu świetnemu aktorowi łatwiznę w rodzaju Bruce'a wszechmogącego i Evanana wszechmogącego, bo choć kreacje te nie licowały z jego umiejętnościami, były niezwykle sympatyczne. Można było wybaczyć mu i to, że nie pozwolił ogolić sobie głowy, uciekając się do kiepskiej charakteryzacji, w niedawnym Choć goni nas czas Roba Reinera, mimo że partnerujący mu na ekranie i równie szacowny Jack Nicholson zgodził się na pozbawienie włosów bez wahania. Ale absolutnie nie można wybaczyć Freemanowi tekstów wypowiadanych ze śmiertelną powagą i właściwą mu godnością, którymi raczy widza w Wanted: ściganych, a które bez najmniejszej redakcji nadają się do absurdalnych skeczy kabaretu Mumio. Bekmambetov musiał ostatnio (może z tęsknoty za macierzą) raczyć się Siedemnastoma mgnieniami wiosny, nad dialogami Wanted ciąży bowiem ten sam rodzaj czarnego humoru.
Wobec takich smaczków założenie twórców by wykreować magiczny, sugestywny świat obraca się w proch i pył. Wygląda to z grubsza tak: Wesley Gibson (James McAvoy) - główny bohater filmu, który wcześniej wiódł spokojny żywot urzędnika, nie umiał oprzeć się werbunkowi pięknej Fox (Angelina Jolie) i przystępuje do tajnego bractwa. Bractwo to zajmuje się eliminowaniem ze społeczeństwa tych, którzy w krótkim czasie wyrządziliby straszliwe krzywdy bliźnim. W odnajdywaniu niedoszłych złoczyńców tkaczom-zabójcom pomaga Krosno Przeznaczenia (sic!), które raz na tydzień wyrzuca płótno z nazwiskiem kolejnej ofiary. Bzdura bzdurę pogania. Nijak nie wzrusza też sztandarowy u Bekmambetova motyw walki ojca o zbawienie duszy syna (Gibson wychował się jako sierota i nie wiedział, że przez cały czas z dystansu opiekował się nim jego ojciec).
Wobec braku logicznej treści film staje się feerią tandetnych efektów specjalnych: mamy więc samochody przelatujące ponad ulicami wbrew wszelkim zasadom fizyki (choć te niby je obowiązują), pociąg widowiskowo opadający w przepaść oraz bezdennie głupie i naganne pod względem etycznym wykorzystanie szczurów z przytroczonymi ładunkami wybuchowymi do wysadzenia w powietrze zamku, w którym ukrywa się Sloan. Aż żal serce ściska. Można jakoś zrozumieć Angelinę Jolie, która musi przecież utrzymać spore stadko pociech z czterech stron świata, ale że też taki aktor jak James McAvoy — znany z Pokuty czy Ostatniego Króla Szkocji wziął udział w tym żenującym widowisku! W głowie się nie mieści.
Nie rozwodząc się zbytnio: Wanted jest filmem źle napisanym, kiepsko zagranym i pozbawionym sensu, przez co nudnym. Wątpię, by Polska tłumnie ruszyła na ten gniot, nawet Polska "B". Dzieło Bekmambetova to natomiast pewny faworyt przyszłorocznej gali rozdania Złotych Malin. Typuję kategorie film, reżyseria, scenariusz, najgorszy aktor i aktorka czyli z grubsza wszystkie najważniejsze.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze