Do czego namawia Kuna, Cichopek i Różdżka?
ANNA GAWRYLUK • dawno temuKomórki macierzyste są przedmiotem zainteresowania naukowców od wielu lat. Świadczą o tym setki wykonanych badań i eksperymentów. Dzisiaj wiemy już, że każdy żywy organizm rozwija się z innego żywego organizmu, a wszystkie jego komórki pochodzą od komórek już istniejących. Ale czym są komórki macierzyste? Czy mogą one wyleczyć białaczkę albo zbudować nowe serce?
Komórki macierzyste mają dwie charakterystyczne dla siebie właściwości: zdolność do samoodnowy oraz różnicowania. Ze względu na swoje pochodzenie komórki macierzyste dzielą się na: embrionalne (czyli wyprowadzane z embrionów) i somatyczne (znajdujące się w tkankach dorosłych organizmów). W życiu embrionalnym komórki macierzyste dają początek wszystkim komórkom naszego organizmu. Aby je pozyskać, stosuje się różne procedury w zależności od tego, skąd mają być pobrane. Źródłem komórek macierzystych może być szpik albo krew obwodowa. Po wielu przeprowadzonych badaniach okazało się, że bardzo dobrym źródłem do pozyskania tych komórek może być także krew pępowinowa. Jest ona pobierana w sposób całkowicie bezpieczny, bezbolesny, podczas porodu. Komórki pobiera się z łożyska i sznura pępowinowego, a następnie przechowuje w specjalnych bankach nawet przez 50 lat. Tylko po co to wszystko?
Przez ponad 30 lat w medycynie wykorzystywane są owe komórki do odtworzenia komórek układu krwiotwórczego oraz funkcji immunologicznych biorcy. Dzięki nim możemy pokonać ponad 70 groźnych chorób, między innymi: chłoniaki, białaczkę, różnego rodzaju nowotwory czy anemię sierpowatą. Coraz dalej posunięte badania i szeregi eksperymentów dają nadzieję na to, że może już w niedalekiej przyszłości komórki macierzyste będzie można wykorzystywać do regeneracji mięśnia sercowego czy też leczenia chorób takich jak Alzheimer, Parkinson.
W oczekiwaniu na wizytę u ginekologa natknęłam się kiedyś na ulotkę jednego z banków krwi. Wiadomo, w poczekalni czas się dłuży, więc chcesz czy nie chcesz, bierzesz ze stoliczka wszystkie ulotki, gazetki i wertujesz bezmyślnie. Przejrzałam ulotkę. Kiedy za kilka miesięcy ponownie znalazłam się w tej samej poczekalni, tym razem z brzuchem pod nosem, przeczytałam uważniej, a ponieważ mój stan pozwalał na skorzystanie z takiego banku, „ruszyłam ten temat”. Co ja mówię! Ruszyłam… Wręcz się napaliłam! Przekonując męża, że nie możemy nie skorzystać z szansy na pobranie krwi pępowinowej, która jest nieocenionym skarbem mogącym uratować kiedyś życie naszego dziecka lub jego rodzeństwa. W internecie doczytałam, że krew pępowinowa może leczyć wiele chorób, których już same nazwy sieją postrach wśród pacjentów. Nie jest to co prawda antidotum na wszystko, ale choroby takie jak: białaczka, niedokrwistość oporna, chłoniaki czy rak dają się dzięki niej wyleczyć. Dodatkowo uśmiechnięta Kasia Cichopek, Izabela Kuna i Magdalena Różdżka zapewniały, że inwestycja w krew pępowinową to inwestycja w zdrowie dziecka.
Niestety, mój entuzjazm opadł, gdy zajrzałam do cennika. Zarówno pobranie próbki jak i przechowywanie jej w banku kosztuje nie mało (2 500 zł za pobranie i ok. 600 zł rocznie za przechowywanie). Odpuściłam, chociaż z żalem. Z żalem pomyślałam też, że co z tego, że medycyna tak pędzi do przodu, skoro mało kto może sobie pozwolić na wykorzystanie jej osiągnięć. Najbogatszych i tak zawsze będzie stać na te nawet najdroższe operacje ratujące życie, a ci mniej zamożni mogą się jedynie modlić, by los nie postawił ich przed wyborem — pieniądze albo życie. Jakiś czas temu dowiedziałam się, że obok komercyjnych banków powstają publiczne — jeden z nich działa od niedawna w Warszawie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze