Pracoholizm – ciężka choroba
ALEKSANDRA POWIERSKA • dawno temuZaczyna się niewinnie - kilka nadgodzin w pracy, dodatkowy projekt, weekendowy wyjazd służbowy. Trzeba się wykazać i zdobyć przychylność szefa, zwłaszcza jeśli jesteśmy zatrudnieni na okres próbny. Zaczynamy zabierać pracę do domu, pijemy więcej kawy i coraz mniej mamy czasu dla rodziny i przyjaciół. Stąd już tylko krok do pracoholizmu. Na ogół nikt nie zauważa, że wpędza się w groźną chorobę. Miło jest przecież słuchać pochwał przełożonego i dostawać premie.
Zaczyna się niewinnie — kilka nadgodzin w pracy, dodatkowy projekt, weekendowy wyjazd służbowy. Trzeba się przecież wykazać i zdobyć przychylność szefa, zwłaszcza jeśli jesteśmy zatrudnieni na tzw. okres próbny. Zaczynamy więc zabierać pracę do domu, pijemy więcej kawy i coraz mniej mamy czasu dla rodziny i przyjaciół. A stąd już tylko krok do pracoholizmu. Na ogół nikt nie zauważa, że wpędza się w groźną chorobę. Miło jest przecież słuchać pochwał przełożonego, a jeszcze milej dostawać premie.
Pracoholizm rozumiany jest potocznie jako uzależnienie od pracy objawiające się długim czasem spędzanym w firmie. Gdyby jednak w rzeczywistości tak było, nie stanowiłby on takiego zagrożenia, a magicznym antidotum na męczącą chorobę byłby po prostu odpoczynek. Ale to nie takie proste. Problem polega na tym, że praca staje się główną kategorią poznawczą uzależnionego, jego sposobem na życie, a wręcz okularami, przez które patrzy na świat. W takiej sytuacji nawet zabawa jest obowiązkiem, a wypoczynek kolejnym punktem w grafiku. Zjawisko to trafnie ujmuje badaczka Diana Fassel, która stwierdza, że pracoholicy uzależnieni są od obowiązku pracy, a nie od tego, co w niej robią.
Różne oblicza pracoholika
Piotr od dwóch lat pracuje jako grafik komputerowy w jednej z toruńskich firm. Choć jego projekty są oceniane bardzo wysoko, to on sam uchodzi za niezbyt zorganizowanego pracownika. Wszystko przez to, że wyznaczone zadania odkłada na ostatnią chwilę, a potem nadrabia zaległości wpadając w prawdziwy wir pracy i ślęcząc kilkanaście godzin dziennie przed komputerem. Wydawałoby się, że taka osoba nie może być posądzona o pracoholizm… Tymczasem okazuje się, że Piotr to klasyczny typ pracoholika bulimicznego, który ma problem z rozpoczęciem pracy. Mimo to absorbuje ona jego myśli, jest jak uciążliwy wyrzut sumienia, od którego ciężko się uwolnić, a który wyniszcza psychicznie. Ostatecznie pracoholik bulimiczny wykonuje swoją pracę w kilka dni, pracując praktycznie bez przerwy, co skutkuje przemęczeniem i kolejną fazą zniechęcenia.
Zupełnym przeciwieństwem jest pracoholik z deficytem uwagi. Nie ma on problemu z organizacją pracy, a raczej z ewentualną nudą. Jego zawód musi dostarczać zatem sporej dawki adrenaliny. Jednym słowem, tam gdzie ryzyko i sytuacje kryzysowe, tam idealne miejsce dla tego typu pracownika. Co ciekawe, bardzo często wywołuje on konflikty w miejscu pracy, by potem samemu je zażegnać i być za to wynagrodzonym, a przynajmniej pochwalonym przez szefa. To tak, jak strażak, który sam podkłada ogień, by wykazać się swymi umiejętnościami w gaszeniu pożarów. Pracoholik z deficytem uwagi to innowator z głową pełną pomysłów i obszernym planem działań. Niestety, rzadko które z jego przedsięwzięć kończy się sukcesem.
Ci, którzy zbyt dokładnie planują swoją pracę, wszystko skrupulatnie zapisują w kalendarzu i działają nadzwyczaj ostrożnie, są doskonałymi kandydatami na pracoholików delektujących się pracą. Cóż, dla niektórych obowiązki są jak kawałek tortu, który najlepiej podzielić na wiele części, by słodycz trwała jak najdłużej.
Jak widać większość uzależnionych od pracy to typy pośrednie, a pracoholika nieustępliwego, doskonale wpisującego się w stereotypowe ujęcie tej choroby, raczej trudno spotkać. Często bywa jednak, że pracoholikiem nazywamy lekarza spędzającego w szpitalu kilkanaście godzin dziennie lub nauczycielkę, która po lekcjach w domu sprawdza tony kartkówek. A może to pomyłka? Może są to po prostu osoby lubiące swój zawód? I wreszcie najważniejsze pytanie: gdzie jest granica pomiędzy zaangażowaniem w pracę a pracoholizmem?
Pracoholizm a poczucie misji
Kamila z Bydgoszczy jest młodą nauczycielką w szkole specjalnej. Tutaj praca wygląda zupełnie inaczej, niż w zwykłej podstawówce. Dla każdego ucznia musi być napisany odrębny program nauczania, a do tego jeszcze diagnozy i oceny opisowe.
— To jest bardzo czasochłonne. W ogóle miesiące takie jak wrzesień, październik, styczeń, maj i czerwiec to miesiące, które zdecydowanie absorbują nauczycieli ponad „przepisowe” 40 godzin pracy w tygodniu. I nie ma na to wpływu - wyjaśnia — Czy to pracoholizm? Myślę, że nie. Bardzo lubię swoją pracę z młodzieżą i lubię przygotowywać im zajęcia - dodaje.
Kamila w szkole spędza około 20 godzin tygodniowo, kolejne 20 wyznaczone jest na pracę w domu, czyli głównie sporządzanie dokumentacji. Jak sama przyznaje, to nudna i mało absorbująca część jej obowiązków. Nie pozwala jednak na to, by zabierała jej czas wolny.
— Jeśli zabieram pracę do domu to wszystko w porządku, jeśli zabieram pracę do łóżka, a ona potem leniwie się w nim zagnieżdża wyrzucając mnie przed komputer, to już nie jest w porządku! — komentuje. Na pytanie, czy czuje się pracoholikiem, śmiało odpowiada: — Nie, absolutnie nie. Mam czas na odpoczynek, na jazdę na rowerze, fitness czy basen. Jeżeli zostaję w domu, to zabieram się za gotowanie, wyciągam maszynę do szycia lub farby i maluję dekory na ścianie albo paznokcie u nóg. Właściwie wygląda to tak, jakbym ciągle coś robiła. I faktycznie tak jest. Ale to są moje malutkie pasje, które muszę realizować, by czuć się dobrze, przy nich odpoczywam i nie mają one nic wspólnego z moim życiem zawodowym.
Niełączenie życia osobistego z zawodowym jest właśnie tym, co przesądza, że Kamila nie jest pracoholikiem. Choć niewątpliwie ciężko pracuje, czasami robiąc sporo nadgodzin, potrafi znaleźć czas dla rodziny i przyjaciół, dla siebie samej. Przede wszystkim jednak daje sobie prawo do odczuwania zmęczenia, a kiedy nadchodzą wakacje, wyłącza wewnętrzny system mobilizacyjny.
Taka jest właśnie specyfika zawodów misyjnych, do których należą obok nauczycieli, lekarze, pielęgniarki, strażacy, policjanci oraz służba wojskowa, a także niektórzy członkowie wspólnot wyznaniowych.
Ludzie wykonujący zawody misyjne odznaczają się wysokim zaangażowaniem, chęcią pomocy innym, nawet kosztem własnego czasu wolnego. To osoby odporne na stres, odpowiedzialne i rzetelne. Poświęcanie się dla drugiego człowieka jest jakby odgórnie wpisane w specyfikę ich profesji. Zdarza się jednak, że nadmierne zaangażowanie prowadzi do wypalenia zawodowego, a zbyt mocne przywiązanie emocjonalne do obowiązków jest z kolei prostą drogą do pracoholizmu. Trzeba być po prostu czujnym, by nie przekroczyć trudno dostrzegalnej granicy zatracenia się w pracy.
Bóle głowy, omdlenia, kłótnie i rozwody — tak kończą pracoholicy
Uzależnienie od pracy wpływa negatywnie zarówno na samego pracoholika, jak i w równym stopniu na jego otoczenie. Do najczęstszych objawów przepracowania należą: bóle głowy, niestrawności, tiki nerwowe czy bezsenność. W dalszym stadium zaawansowania pojawiają się problemy z koncentracją, a także trudności w zapamiętywaniu. Bywa jednak, że osobiste problemy przekładają się na otoczenie. Psują się wtedy relacje z rodziną, bo osoba uzależniona, mimo szczerych chęci, prawie nigdy nie dotrzymuje obietnic. Ponadto badania wykazały, że większość żon pracoholików uważa, że ich małżeństwa rozpadają się. Dzieje się tak dlatego, iż czują się ignorowane, niekochane, a także przeciążone samodzielnym prowadzeniem domu. I tutaj musi paść ostrzeżenie: w takiej sytuacji to dzieci na ogół przejmują obowiązki nieobecnego rodzica. Wbrew pozorom to wcale nie uczy ich dorosłości, a w perspektywie czasu skutkuje depresją oraz poczuciem braku kontroli nad własnym życiem.
Uzależnienie godne pochwały?
Wydawałoby się, że pracoholik to idealny pracownik, zwłaszcza w wielkiej korporacji, gdzie wszystko musi być zrobione „na wczoraj”. Jednak dyrektorzy większości firm nie podzielają tego zdania. Przede wszystkim pracoholik nie potrafi pracować zespołowo, ciągle chce udowadniać swoje umiejętności i to na dodatek kosztem innych. Popełnione błędy stara się ukryć, a nie naprawić. Często też działa nieefektywnie, bo skupia się na szczegółach i ostatecznie nigdy nie wykonuje zadania w wyznaczonym czasie. Bywają też skrajne sytuacje, gdy pracoholik popada w paranoję i wszystkich podejrzewa o działanie przeciwko sobie. Na szczęście pracodawcy w porę zorientowali się, że pracoholizm nie jest uzależnieniem godnym szacunku. Stąd też coraz częściej organizują odpowiednie szkolenia dla swoich pracowników, czy zachęcają do aktywności po pracy, np. wręczając karnety na siłownię. Warto też samemu się kontrolować i pamiętać, że życie nie kończy się na pracy, a każdy z nas ma prawo do odpoczynku.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze