„Strażniczka opowieści” Lisa Wingate – recenzja
ALICJA BARSZCZ • dawno temuCzasem, by żyć pełnią życia, trzeba zmierzyć się ze swoją przeszłością. Przeznaczenie potrafi w bardzo pokrętny sposób doprowadzić do tego, co jest nam pisane. Nie inaczej dzieje się z bohaterką książki Lisy Wintage „Strażniczka opowieści” pięknie wydanej przez Wydawnictwo Święty Wojciech w tłumaczeniu Iwony Janiak.
Jennia Beth Gibbs pochodzi z Karoliny Północnej, gdzie wychowała się u podnóża Appalachów w surowym obrządku Świętych Braci. Chciała więcej od życia, nie miała ochoty skończyć, jak inne kobiety z Lane’s Hill – młoda maltretowana mężatka, matka kilkorga dzieci, ciągle zadłużona i z brakiem perspektyw na zmianę. W edukacji i wyrwaniu się z matni pomogła jej Wilda Culp – swego rodzaju mecenas sztuki, kultury i nauki.
Jen poznajemy już jako dorosłą kobietę, która poświęciła się karierze i po dziesięciu latach pracy w różnych wydawnictwach w Nowym Jorku wreszcie trafia do tego wymarzonego – Vida House Publishing. Jest szczęśliwa, pełna zapału do pracy i zaangażowana. Jej spokój zostaje jednak zachwiany przez tajemniczą kopertę… Pewnego dnia pojawia się ona na jej biurku i całkowicie pochłania naszą bohaterkę. To zaledwie kilka kartek „Strażniczki opowieści”, początek niesamowitej historii Sarry i Randa, którzy zrządzeniem losu wspólnie podróżują przez Appalachy, uciekając od prześladowców. Opisywana historia dzieje się w XIX wieku. Jej autor nie jest znany, jednak Jen postanawia dowiedzieć się, kto ją napisał, trafiając tym samym w swoje rodzinne strony.
Od powodzenia misji zależy dalsza kariera Jen, jednak poza sfrustrowanym i asekuracyjnym pisarzem, musi się ona zmierzyć również z własną historią. Tylko rozrachunek z przeszłością może sprawić, że Jennia Beth odzyska nadzieję, wiarę i miłość – do rodziny, do Boga, do siebie samej.
Książka niesamowicie wciąga, przenosząc czytelnika w czasie i przestrzeni – raz do XIX-wiecznych Appalachów, raz do dzisiejszego Nowego Jorku. Jednak w Lane’s Hill czas jakby się zatrzymał. Jen wraca po kilkunastu latach, by nie zauważyć praktycznie żadnej zmiany. Ciągle młode i zdolne dzieci nie mają żadnych perspektyw, by coś osiągnąć. O siebie trzeba walczyć, a rodzina nie chce lub nie może w żaden sposób pomóc z powodów ideowych.
Co zachwyciło mnie w książce? Przedstawienie rodzinnych relacji. Mimo ogromnych różnic, zatargów i niechęci, siostry zawsze zostaną siostrami. Ich miłość jest nie do pokonania, choć osłabione więzi bardzo trudno naprawić. Szczególnie gdy widzimy Marah Diane. Najstarsza siostra Jen wywołuje bardzo niemiłe uczucia, jednak w którymś momencie, mimo całej antypatii, pojawia się, najpierw w bohaterce, a potem w czytelniku, iskierka zrozumienia. Kobiety w Lane’s Hill rzadko trafiały na prawdziwą miłość. Miały wyjść za mąż za mężczyznę, którego zaakceptowali Święci Bracia, miały rodzić dzieci, wychowywać je i dbać o dom. Nikt nie liczył się z ich uczuciami, nie miały prawa dyskutować. Każdy przejaw indywidualizmu i samodzielnego myślenia był karany, porównywany do szatańskich matactw. Nic dziwnego, że młode dziewczyny pełne strachu podporządkowywały się i… marniały w oczach, przedwcześnie starzejąc się i nasiąkając goryczą. A jeśli jeszcze mąż zaczynał je bić, wszystko stawało się jeszcze trudniejsze… Do takich to kobiet należała właśnie Marah Diane. Ona nie tylko nie dyskutowała, ona nawet nie próbowała we własnych myślach zagłębiać się tematy wiary. Przyjmowała wszystko tak, jak przekazywał jej ojciec i społeczność Świętych Braci.
Widzimy tutaj ogromy kontrast między Lane’s Hill a Nowym Jorkiem. Gardzimy zaściankowością mieszkańców Karoliny Pólnocnej, ale jednocześnie zachwycamy się ich zaradnością, umiejętnością życia w zgodzie z naturą. Jednoznaczne potępienie nie jest tutaj wskazane, a nawet nie jest możliwe.
Jednocześnie „Strażniczka opowieści” pokazuje, że życie należy tylko i wyłącznie do nas. To od nas zależy, co z nim zrobimy, w jaki sposób je wykorzystamy. Ponadto widzimy, że czasem warto zaryzykować, a od swojej przeszłości nie można się tak po prostu odciąć. Nie chodzi przecież o to, by zapomnieć, ale o to, żeby zaakceptować. Nikt przecież nam nie powiedział, że droga do osiągnięcia szczęścia i spełnienia będzie prosta i wygodna.
Tajemnica, przygoda, ciepło, nie do końca wyjaśnione zbiegi okoliczności i zwroty wydarzeń – to wszystko można znaleźć w „Strażniczce opowieści”. Z pewnością będziecie nią tak samo zachwyceni jak ja.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze