Kosztowne hobby mojej mamy
ZOFIA BOGUCKA • dawno temuBywa, że matki, kiedy już odchowają dzieci, zaczynają zachowywać się niefrasobliwie. Tempo ich życia nagle zwolniło, codzienność stała się mniej intensywna, a one – czując luz - puściły wodze fantazji, wysłały rozsądek na urlop i uśpiły instynkt samozachowawczy? I tak – na przykład - oddają się pasjom, które wydają się nieszkodliwe i dodają ich życiu smaczku, jednak na dłuższą metę mogą mieć przykry finał.
Aneta (29 lat, farmaceutka z Poznania):
— Moja mama całe życia żyła na wysokich obrotach – najpierw pracowała na etacie, potem prowadziła sklep. Była panią domu, zajmowała się naszą trójką, swoimi schorowanymi rodzicami, a i niańczyła też ojca, który — kiedy nie pracował — czytał gazetę lub oglądał TV.
Stało się tak, że moja matka nagle została sama. Babcia, dziadek i tato odeszli niemal jednocześnie, w ciągu roku, a my – ja i moich dwóch braci – niedługo po tym założyliśmy swoje rodziny, wyprowadziliśmy się do innych miast. Wpadamy do mamy często, ona co kilka tygodni przyjeżdża do nas, codziennie rozmawiamy przez telefon – wiemy, co u niej, jak się czuje, jak jest. Czasem słyszę i widzę, że dokucza jej samotność, ale i nudzi ją życie – jakby straciła sens, wigor, moc. Mieszka sama, nie ma obowiązków, nic nie musi – rozleniwiła się, a dni jej się pewnie ciągną, jak gumka od majtek. W tym właśnie upatruję przyczyny jej rujnującego hobby.
Moja mama codziennie wydaje co najmniej trzydzieści złotych na zdrapki, kupony totolotka i krzyżówki. Myślę, że jest uzależniona od emocji, jakie towarzyszą wyczekiwaniu na wygraną. Może dzięki temu jej życie ma barwę, smak, sens? Staram się to zrozumieć – zwłaszcza, że ona ma fart i faktycznie często coś wygrywa, także większe sumy. Nie byłoby w tym nawet nic złego, gdyby nie to, że ta dorosła, wyważona osoba zachowuje się nieodpowiedzialnie i nierozsądnie. Ponieważ mama też ma inną pasję — pali codziennie dwie paczki papierosów, co miesiąc puszcza z dymem kolejne kilka stówek. Na jej hobby idzie całą emerytura i oszczędności życia! Do tego zapłaci podstawowe rachunki i – cóż — nic dziwnego, że wciąż odżywia się ziemniakami i kapustą. Ziemniaki pieczone, frytki, smażone talarki, gotowane ze zsiadłym mlekiem… Kapusta gotowana, smażona, zapiekana… Długo o tym nie wiedzieliśmy, bo jej lodówka, kiedy przyjeżdżamy, wygląda zupełnie inaczej. Oczywiście mama – zaraz po tym, jak wymknęło jej się, jak wygląda codzienny jadłospis – zapewniała nas, że tak je, bo przecież lubi, ale nikt jej w to nie uwierzył. Boję się o nią, o jej zdrowie, o przyszłość. Tylko co mam z tym zrobić?
Beata (23 lata, asystentka w biurze rachunkowym we Włocławku):
— Moja mama zawsze interesowała się ezoteryką. Dopóki nie wykraczało to poza stawianie pasjansa, studiowanie kart tarota, zagłębianie się w horoskopy, prenumeratę czasopism i lekturę książek, nie było w tym nic niepokojącego. Potem przyszedł etap spotkań – z wróżkami, znachorami, numerologami i innymi specjalistami „od magii”. Było to kosztowne, ale – na szczęście — nie zdarzało się często. Nawet rozumieliśmy tę pasję, czy raczej potrzebę. Mama czuła się zagubiona, pewnie też samotna, bała się przyszłości. W końcu wychowywała nas sama.
Nasze kłopoty zaczęły się, kiedy w prasie odkryła usługi telefoniczne – ktoś za opłatą stawiał horoskopy, tłumaczył sny, wróżył z kart. Oferta wygląda niewinnie – czym jest pięć złotych za wiedzę tajemną? Niestety taka rozmowa nie trwa minutę – oj, odczuł to nasz budżet domowy. Mama często wisiała na telefonie – kiedy nie wysłuchała tych mądrości raz dziennie, była po prostu niespokojna. Zaczęliśmy mieć kłopoty finansowe.
Mama nie zarabiała dużo, była kucharką w zakładowej stołówce, a ojciec – alkoholik – zostawił nas dla swojej kochanki i nie płacił alimentów. Oprócz mnie na wychowaniu miała jeszcze mojego młodszego brata. Rachunki za telefon były koszmarne, cudem nie odcięto nam linii. Na skromne jedzenie jeszcze mieliśmy, ale inne opłaty mama robiła naprzemiennie. Raz płaciła za mieszkanie, raz za prąd i wodę, i tak w kółko. Dzięki temu nie mieliśmy wielkich zaległości. Potem niestety odkryła w ofercie telewizji kablowej kanał ezoteryczny. I dopiero się zaczęło! To była równia pochyła. Mama śledziła te wygłupy z wypiekami na twarzy, naturalnie też dzwoniła, musieliśmy ją niemal siłą odciągać od telewizora. Dobrze, że miała pracę… Nie umieliśmy jej pomóc, prosiliśmy, rozmawialiśmy, tłumaczyliśmy, ale i tak staczaliśmy się na dno. Stos niezapłaconych rachunków rósł, dzwoniły do nas firmy windykacyjne, przychodziły ponaglenia. Atmosfera zaczęła robić się napięta. Odłączyliśmy telefon – a ona kupiła sobie (w tajemnicy przed nami) telefon na kartę! To był dramat.
Skończyłam liceum, poszłam do pracy, brat zaczął udzielać korepetycji. Wiedzieliśmy, że musimy coś zrobić, żeby nas ratować, ale nie wyobrażałam sobie, żeby tak się dało na dłuższą metę. Z czasem, wraz z bratem zdecydowaliśmy, że zamienimy mieszkanie na mniejsze (było przepisane na nas) – to pozwoli nam na spłatę długów, w tym też upatrywaliśmy szansy na otrzeźwienie matki. Wydawało nam się, że wtedy ona zobaczy, do czego doprowadziła nas jej pasja…
Od naszej przeprowadzki z ładnego mieszkania w nowym budownictwie do peerelowskiej klitki minęło kilka miesięcy. Póki co widać, że matka ze sobą walczy. Chyba zrozumiała. Chcę jej wierzyć, tylko niestety — zaufania nie da się tak łatwo odbudować. Wciąż boję się, że ona znów straci kontakt z rzeczywistością. Jak nie teraz, to wtedy, kiedy zostanie bez nas, sama.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze