Kupiłam produkt zachęcona bardzo pozytywnymi recenzjami i muszę powiedzieć, że chyba się przyłączę. Jest to naprawdę matujący puder, a nie pudropodobny produkt, po którym cera i tak zaraz się świeci. W porównaniu z nim większość znanych mi pudrów jest pudropodobnymi, ubogimi krewnymi. Podobno jest dostępny w trzech kolorach, ja mam jedyny, jaki był w sklepie - super jasny. Nałożony na twarz odrobinę ją rozświetla (rozświetla a nie nabłyszcza brokatem czy drobinkami albo pokrywa paskudną, metaliczną pastą). Rozświetla i polega to na tym, że cera robi się świetlista, promienna, jaśniejsza, jakby pokryta aksamitnym meszkiem.
Doskonale współpracuje z innymi kosmetykami. Matuje na długo i wcale nie polega to na wychwytywaniu sebum, skóra normalnie pod nim pracuje, ale pozostaje matowa. Drobne zmarszczki, a raczej zagniecenia znikają pod nim jak pod silikonową bazą.
Jest delikatny jak pył jedwabny. Zapach jest jak cień babcinych koronek, ze skóry znika wręcz momentalnie.
Dotychczasowe moje przygody z tą marką są tak udane, że z ciekawości się przyjrzałam opakowaniom - są buntownicze, czarne, z mocnym różowym napisem. Zdecydowanie dla szykownych nastolatek, ale sprawdzają się jak widać w znacznie szerszych nożycach wiekowych.
Płaskie pudełeczko z szerokim sitkiem daje prawdziwy komfort nabierania kosmetyku. Zdarza mi się czasem "dziobać" moim niezbyt rozległym pędzlem w za małych pojemniczkach, więc doceniam wygodę w tym produkcie. Fikuśnego puszku całe szczęście nie ma. Pojemność to 12 g, a więc nic nadzwyczajnego. Raczej dolne granice typowych opakowań sypkich pudrów. Stabilne, solidne, ale półprzezroczyste, więc lekkie przynajmniej optycznie.
To jest znakomity produkt. Przy swojej cenie jest to sprawa warta każdej minuty poświęconej na zakupy.
Producent | Pierre Rene |
---|---|
Kategoria | Twarz |
Rodzaj | Pudry sypkie |
Przybliżona cena | 9.00 PLN |