Nie zwróciłabym szczególnej uwagi na ten kosmetyk, gdyby nie mój mąż, który jest fanem wszystkiego, co związane jest z Albertem Einsteinem – to on pokazał mi go w sieci. Związki ze sławnym naukowcem kończą się zapewne tylko na nazwie firmy i opakowaniu w szwajcarskim klimacie, warto dodać też, że chłodzący balsam do ust, o którym mowa to produkt amerykański.
Dlaczego w ogóle o nim wspominam? Jeszcze nigdy nie miałam kosmetyku tak mocno i na tak długo „mrożącego” usta. Na zimę dodatkowe chłodzenie może nie będzie miłą perspektywą, ale kosmetyk również bardzo dobrze pielęgnuje i regeneruje (zawiera witaminy A i E), nawilża i chroni. Jego konsystencja przypomina wazelinę - jest zbita z maślanym poślizgiem, ale nie mocno tłusta. Ust nie barwi, ale pozostawia na nich delikatny połysk. Smaku brak, choć tuż po aplikacji można przez moment poczuć mentolowa gorycz. Zapach jest oczywiście mentolowo-kamforowy.
Opakowanie to masywny, choć niewielki rozmiarem i wagą słoiczek (3,16 g) z przezroczystego plastiku – w torebce nie odkręci się, ani nie rozpadnie. Balsam trzeba nakładać pędzelkiem lub palcem, co w ciągu dnia może być nieco uciążliwe. Pociesza natomiast fakt, że jest wydajny, całkiem długo trzyma się na ustach i wcale nie ma się ochoty na zlizywanie go.
Ciekawa rzecz do wypróbowania.
Producent | Einstein |
---|---|
Kategoria | Usta |
Rodzaj | Balsamy do ust: nawilżające |
Przybliżona cena | 4.00 PLN |