Orly znam przede wszystkim bardzo dobrych odżywek i baz do paznokci. Lakieru tej marki używałam pierwszy raz i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to duże opakowanie. Pojemność 18 ml być może sprawdzi się w salonach, ale do użytku domowego wolę mniejsze, bo szybko nudzę się kolorem, a poza tym istnieje ryzyko, że lakier zgęstnieje w buteleczce.
Pastelowy Prelude to a Kiss to nieco mdły kolor, który zniechęcił mnie do używania tego kosmetyku. W buteleczce jest to bardzo jasny, cielisty róż, a po pomalowaniu mleczno-różowo-brzoskwiniowy. Jest tak jasny, że zlewał się z moją karnacją - nosząc go nie czułam się dobrze. Zdecydowanie wolę intensywnie kolorowe lub ciemniejsze barwy. Zaznaczam jednak, że technicznie spisuje się bardzo dobrze. Pędzelek jest zwykły i łatwo nim malować, ale ze względu na dość rzadką konsystencję lakieru należy to robić uważnie.
Prelude to a Kiss nie ma żadnych drobinek, lekko błyszczy. Schnie szybko, bo już chwilkę po pomalowaniu. Zmylam go po dwóch dniach, bo nie lubiłam koloru, ale wydaje się trwały i bardzo odporny na częste mycie rąk. Poza tym, bardzo łatwo i szybko się zmywa.
Chociaż ta wersja nie zyskała mojego uznania, to z pewnością wypróbuję ten lakier w innych kolorach. Póki co mój egzemplarz powędrował do koleżanki, która szaleje za pastelami.
Tak czy inaczej, jest to porządny jakościowo produkt, który jak najbardziej polecam, ale radzę uważnie wybrać kolor.