Galerianki i blachary - efekt uboczny współczesnego wychowania?
ZOFIA BOGUCKA • dawno temuPojęcia galerianka i blachara na stałe weszły do naszego codziennego słownika. Mają one wydźwięk pejoratywny – są oceniające, piętnują, budzą negatywne skojarzenia i wiele emocji – tak w wymiarze estetycznym, jak i moralnym.
Pojęcia galerianka i blachara na stałe weszły do naszego codziennego słownika. Mają one wydźwięk pejoratywny – są oceniające, piętnują, budzą negatywne skojarzenia i wiele emocji – tak w wymiarze estetycznym, jak i moralnym.
Kim jest galerianka?
O dziewczynach, dla których centrum wszechświata stały się centra handlowe, zaczęło być głośno zaraz po tym, jak na ekrany kin wszedł film Katarzyny Rosłaniec „Galerianki”. Kim tak naprawdę są galerianki? To dziewczyny, które uprawiają prostytucję za prezenty, zakup ciuchów czy gadżetów, rzadziej za pieniądze. Polują na sponsorów w galeriach handlowych – najpierw obserwują samotnych mężczyzn (im bardziej „markowy”, tym lepiej), po czym przechodzą do działań. Zaczepiają potencjalnego klienta i — w mniej lub bardziej zawoalowany sposób — proponują zawarcie transakcji, finalizacja odbywa się najczęściej w samochodzie, na parkingu galerii.
Być blacharą
Blachara (od „blachy”, czyli drogiego auta, który jest niezbędnym i podstawowym atrybutem mężczyzny) lubi pieniądze i mężczyzn, którzy je mają. Kocha budzić zainteresowanie. Uwielbia błyszczeć – cekinami i kryształkami (rzadko wewnętrznym blaskiem), a jej stylizacje mają przykuwać wzrok i uwagę – właśnie temu służą króciutkie spódniczki, głębokie dekolty czy ostry makijaż. Nie jest ważne, że są one w złym guście i nie pozostawiają zbyt wiele miejsca dla wyobraźni. Ważny jest efekt i cel.
Co na to psychologowie?
Grupy, o których mowa, na dobre wpisały się w naszą rzeczywistości. W wymiarze ludzkim jest to smutne, przerażające i żenujące. Psychologowie i socjologowie alarmują, że zjawisko to jest poważną kwestią społeczną, patologią z tendencją wzrostową.
Blachary i galerianki wywodzą się z różnych warstw społecznych – i nie ma tu reguły. Niektóre pochodzą z rodzin zamożnych, z tak zwanych dobrych domów – w nich niestety na przykład wieje nudą, a one czują się niekochane, są niezauważane. Te mniej zamożne, a nawet i biedne, poprzez swoje działania dążą do podwyższenia swojego statusu, podkręcenia wizerunku, poprzez zdobywanie gadżetów i ciuchów innymi — niż klasyczne, ogólnie aprobowane — sposobami. Chcą luksusu, ale ich na niego nie stać.
To, co jest dla nich spójne, to specyficzna konstrukcja psychiczna. To dziewczyny o skrajnie konsumpcyjnym nastawieniu do życia, które traktują się przedmiotowo. Wydają się nie mieć skrupułów w osiąganiu celów, są wyprane z emocji i wartości. Ich atuty to przedsiębiorczość, pewność siebie i dostateczna atrakcyjność.
Na galeriankach fakt, że to, co robią, uwłacza godności, nie robi wrażenia bądź jest sprawą drugorzędną. Niestety będzie to miało swoje konsekwencje dla ich dalszego życia, relacji w przyszłości. Dla wielu z nich szeroko rozumiana prostytucja (w pojęcie blachary na przykład nie jest wpisane branie pieniędzy za świadczone usługi, one sprzedają się w nieco inny sposób) będzie stylem życia także później, w dorosłości.
Skąd się to bierze, czyli o przyczynach zjawiska
Kiedy zaczynamy zastanawiać się głębiej nad przyczyną owych patologii, przychodzą na myśl dwa zagadnienia: dysfunkcja rodziny i specyfika współczesnego świata. Naturalnie jest to generalizowanie – problem przecież jest naprawdę skomplikowany, a ile dziewczyn, tyle historii…
Zabiegani rodzice
Najczęściej – w kontekście galerianek czy blachar – otwiera się szuflada zarzutów „Zabiegani rodzice”. I niestety coś w tym jest. Żyjemy szybko, intensywnie. Często pracujemy na kilku śmieciówkach czy dwóch etatach – i to nie zawsze po to, by piąć się po drabinie kariery zawodowej czy opływać w dobra luksusowe. Niekiedy jest to warunek niezbędny, by związać koniec z końcem bądź żyć nieco lepiej niż skromnie. Czasy są trudne, system pracy niedoskonały, a realia – brutalne.
W rezultacie poświęcamy dzieciom za mało czasu. Nie odrabiamy z nimi lekcji, nie rozmawiamy, nie chodzimy na spacery. Umiera tradycja niedzielnych obiadów i wspólnych wakacji. I to nie zawsze z naszej woli, choć i takie przypadki się zdarzają. Nie każdy rodzic ma ochotę angażować się w życie rodzin – z własnej woli popełniając grzech zaniedbania.
Konsekwencji jest masa. Brak więzi, brak kontroli i problemy wychowawcze. Dzieci, zostawione same sobie, spędzając czas tak, jak lubią i jak są przyzwyczajone, czyli przed TV, konsolą czy komputerem. Izolują się, żyją w rzeczywistość, która jest sztuczna i płaska. Jednocześnie potrzebują zainteresowania, miłości i bliskości. Stają się podatne na złe wypływy i patologie.
My, rodzice z pokolenia „testowego”
Psychologowie, socjologowie i pedagodzy mają sporo do zarzucenia rodzicom w zakresie ich kompetencji. Gdyby nas wrzucić do jednej szuflady, to wyszłoby na to, że jesteśmy nieporadni, niestabilni i wręcz niewydolni. Że nie umiemy stawiać granic i dać dzieciom poczucia bezpieczeństwa. Czy mamy coś na swoje usprawiedliwienie?
Wychowywaliśmy się w czasach, gdy królował zimny wychów oraz jasny podział obowiązków, a dzieci i ryby głosy nie miały. O komputerze świat coś tam wprawdzie już słyszał, ale on wciąż – zupełnie jak TV — nie był ani zagrożeniem, ani częścią życia. Nie czyhało na nas tyle niebezpieczeństw, ale i nie znaliśmy dobrodziejstw jak wolność, niezależność czy indywidualizm.
Byliśmy dziećmi, które wychowywały się miliony lat świetlnych od czasów, w których nam samym przyszło wychowywać. Tamte modele wychowania i betonowe poglądy nijak nie dają się przenieść na grunt współczesności. A by wypracować nowe… Nic dziwnego, że się gubimy – przecież teoretycznie nie mamy ani doświadczenia, ani umiejętności, które wsparłyby nam w pedagogicznej orce. Testujemy więc. Próbujemy. Uczymy się na błędach, polegamy na własnej intuicji. Czasem jednak brakuje nam pewności i wiary we własne kompetencje. Nie jest lekko, a dzieci to wyczuwają. Bywamy też zestresowani, mamy poczucie winy – często oblewamy egzamin z rodzicielstwa. Na szczęście nie każdy podlega tym regułom i wielu z nas udaje się kochać mądrze i tworzyć kochające rodziny.
Dziwny jest ten świat…
Żyjemy w ciekawych, ale trudnych czasach. W ciągu ostatnich lat w Polsce zmieniło się bardzo wiele. Świat stał się globalną wioską, do władzy doszły media, przeobrażeniom uległo wszystko, także normy obyczajowe. Trzeba mieć plecy, niewyparzony język i łokcie. Króluje liberalizm, konsumpcjonizm, a „mieć” mieć wygrało z „być”. Ciało stało się produktem, a pieniądz obiektem pożądania. Okazuje się też, że „starzy” nie mają fantazji, miłość jest śmieszna, a seks wcale nie musi mieć związku z emocjami. Wystarczy obejrzeć filmiki w Internecie, które dzieciaki nagrywają na „domówkach”, by pozbyć się złudzeń. Nas, rodziców, rzeczywistość szokuje. Dla dzieci jest normą.
Chociaż dziwny jest ten świat i zasadniczo nie zdziwi już nic, nie musimy się poddawać. Nie zasłaniajmy się skutkami przemian społecznych – nie jesteśmy bezbronni. Trzeba tylko mieć świadomość spoczywającej na nas odpowiedzialności i czyhających zagrożeń.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze