Zwolnione z pracy z powodu menstruacji. Możliwe? Tylko w Japonii
EWA ORACZ • dawno temuW czasie miesiączki chciałoby się zostać w domu, zasłonić okna i poleżeć w łóżku. Tylko który pracodawca pozwoli na taki comiesięczny, kilkudniowy urlop? Są tacy! Seirikyuuka to menstruacyjny urlop przysługujący Japonkom. Nazywany też Wolnym Fizjologicznym przysługuje już od 1947 roku! Aż trudno uwierzyć. Czy możliwe jest wprowadzenie go u nas?
W czasie miesiączki chciałoby się zostać w domu, zasłonić okna i poleżeć w łóżku. Tylko który pracodawca pozwoli na taki comiesięczny, kilkudniowy urlop? Są tacy! Seirikyuuka to menstruacyjny urlop przysługujący Japonkom. Nazywany też Wolnym Fizjologicznym przysługuje już od 1947 roku! Aż trudno uwierzyć. Czy możliwe jest wprowadzenie go u nas?
Dawno, dawno temu kobiety w czasie „tych dni” spotykały się w Czerwonych Namiotach. Zanim wynaleziono światło, okresy u kobiet występowały najczęściej w jednym czasie. Co tam robiły? Spędzały czas na rozmowach, tańcach i innych formach celebrowania kobiecej fizjologii. Spotkania te nie miały nic wspólnego z odizolowaniem, samotnością i „nieczystością” tak często kojarzoną z miesiączką. To był księżycowy czas, święto, czczenie kobiecości i solidarności. Dzisiaj miesiączka to upierdliwa fizjologia, której najczęściej pozbyłybyśmy się raz na zawsze. Boli, rozprasza i przeszkadza w pracy. Najchętniej wiele z nas poszłoby w tym czasie na urlop. Wiecie, że Japonki mają taką możliwość?
Kiedyś pewna dziewczyna zastanawiała się, dlaczego kobiety muszą mieć menstruację, dlaczego są tak poszkodowane przez los. Nie dość, że cierpią przy porodach, to jeszcze muszą znosić bóle, wahania nastrojów i krwawienia, które do komfortowych nie należą. Każda z nas się nad tym przynajmniej raz zastanawiała. Wtedy pewien mężczyzna, w zasadzie jeszcze chłopak, odpowiedział jej „bo mają piękne ciała”. Czy naprawdę musimy cierpieć za ciało?
Należę do grona szczęściar, które nie wiedzą, co to jest ból menstruacyjny. Mogę sobie zatem jedynie wyobrażać co to znaczy, na podstawie tego, co widziałam u moich koleżanek. A bywało naprawdę dramatycznie. Miałam znajomą, która potrafiła zemdleć z bólu, innej zdarzało się w drodze do pracy zwinąć w kucki na chodniku tak, że przechodnie pytali, czy potrzebuje pomocy. Nudności i wymioty to dla niektórych codzienność w te dni. Wszystkie jednak na pewno będziemy zgodne, że to czas, kiedy nie czujemy się atrakcyjne, bo jesteśmy opuchnięte i obolałe. Przybywają nam nawet dwa kilogramy, przez zatrzymanie wody w organizmie. Myślenie wciąż o tym, czy wszystko jest w porządku nie pomaga w pracy, a irytuje i rozprasza. Obcisłe spodnie wpijają się z każdej strony i to nie dlatego, że raptem przytyłyśmy, ale nasz brzuch się w nie nie mieści przez te kilka dni. O stanie cery szkoda gadać. To jawny dowód na to, że przyszła kolej na nas. Szlag może trafić, i tak co miesiąc. Chciałoby się zostać w domu, zasłonić okna i poleżeć w łóżku. Tylko który pracodawca pozwoli na taki comiesięczny, kilkudniowy urlop?
Seirikyuuka to menstruacyjny urlop przysługujący Japonkom. Nazywany też Wolnym Fizjologicznym przysługuje już od 1947 roku! Aż trudno uwierzyć. Tym bardziej, że kwestie związane z taką intymnością, nie są poruszane na forum publicznym. Podpaski w Japonii pakowane są zawsze w ciemne torebki podobnie jak… papier toaletowy. A jednak dla kobiecych dolegliwości znalazło się zrozumienie i szacunek. Dlaczego seirikyuuka nie przyjęłaby się w Europie? Bo zakładam, że to niemożliwe z kilku powodów. Wyobraźcie sobie takie przepisy w naszym kraju. W kraju, w którym drobnych przedsiębiorców nie stać na normalne zatrudnienie pracowników. Pisząc normalne, mam na myśli cały etat z wpisaną w umowę kwotą, którą realnie zarabiają, a nie minimalną krajową. W kraju, w którym na rozmowach kwalifikacyjnych kobiety często słyszą pytanie, czy planują mieć dzieci, bo wiadomo, że to się wiąże z kolejnymi kosztami dla pracodawcy, a matki z małymi dziećmi to pracownicy drugiej kategorii, bo przecież dzieci chorują, a to kolejne urlopy na opiekę nad chorym dzieckiem. Jesteśmy za biedni na coś takiego. Polski system prawny to maszyna, która nie działa na rzecz ludzi. Ups, działa na rzecz niektórych, tych równiejszych.
Zakładając jednak czysto teoretycznie, że podatki byłyby niższe, zarobki wyższe, a wolne menstruacyjne zagościłoby na stałe w przepisach urlopowych. Co by było? Pogdybamy sobie? Ja obstawiam regularną nieobecność zdecydowanej większości kobiet przez dodatkowe pięć dni w miesiącu. Tych, co cierpiały zawsze w te dni i tych, które nie wiedzą co to jest ból menstruacyjny. Podejrzewam też, że wiele kobiet nie przechodziłoby menopauzy do emerytury i do samego końca życia zawodowego miesiączkowałyby regularnie i obficie.
Tak, problem leży też w naszej uczciwości i podejściu do pracy. Nie oceniam tego oczywiście, bo po pierwsze sama należę do tego społeczeństwa, a po drugie mamy odmienną kulturę od japońskiej i inny bagaż historyczny, który w dużej mierze kształtuje podejście do aparatu państwowego i wspólnego dobra. I przede wszystkim inny system pracy i inną opiekę socjalną. Polacy (uogólniam) żyją w zgodzie z zasadą „jak dają, to bierz”. Dlatego między innymi tak ładnie kwitnie szara strefa, teoretyczni bezrobotni pobierają zasiłki i zapomogi z MOPS-ów i żyją na całkiem dobrym poziomie. Niewyobrażalne to dla przeciętnego Japończyka, dobro wspólne jest w Japonii rzeczą najważniejszą. Nie do pomyślenia jest tam wzięcie wolnego dla własnych korzyści, bo to dezorganizuje pracę. Czy u nas ktoś o tym myśli? Nie sądzę też, aby japońskie kobiety korzystały z urlopów fizjologicznych ponad stan.
Przy okazji „przywilejów” dla kobiet, bardzo często pojawia się pytanie, dlaczego nie zajmą się tym feministki. Ciekawe, że większość kobiet zarzeka się, że nie mają nic wspólnego z ruchem feministycznym, jakkolwiek chętnie korzystają z rzeczy wywalczonych przez nie, choćby możliwość edukacji. Przypominają sobie o tym w sytuacjach, gdy jest coś do załatwienia. Wtedy pojawiają się roszczenia. Gdy feministki potrzebują wsparcia, to widzą środkowy palec. Czekam kiedy nie-feministki coś wywalczą na rzecz kobiet. Doczekam się?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze