O niezdrowym podnieceniu
REDAKCJA • dawno temuDużo się przy okazji afery z panem Murdochem mówi teraz o etyce dziennikarskiej. Owszem, ten zawód BYWA brudny, ale nie musi taki być. Co smutne, nie zawsze zależy to od dziennikarza! Ludzi chętnych do współpracy z mediami i przede wszystkim – do zaistnienia, wyjścia z cienia, z szarości własnego życia, a przy okazji do zdobycia mniejszych lub większych pieniędzy, jest znacznie więcej, niż tych skromnych i skrytych.
Dużo się przy okazji afery z panem Murdochem mówi teraz o etyce dziennikarskiej.
Owszem, ten zawód BYWA brudny, ale nie musi taki być. Co smutne, nie zawsze zależy to od dziennikarza!
Rozróżniłabym dwie rzeczy. Co innego podsłuchiwanie czy wydobywanie podstępem informacji od ludzi, którzy sobie tego nie życzą. Co innego zaś – szukanie taniej sensacji, a nawet fabrykowanie jej z udziałem osób, które mają parcie zarówno na szkło, jak i na papier. Wówczas moim zdaniem „nieuczciwy” dziennikarz jest usprawiedliwiony.
W dzisiejszych czasach, mam wrażenie, ludzi chętnych do współpracy z mediami i przede wszystkim – do zaistnienia, wyjścia z cienia, z szarości własnego życia, a przy okazji do zdobycia mniejszych lub większych pieniędzy, jest znacznie więcej, niż tych skromnych i skrytych. Chyba, że jedyną motywacją tych pierwszych jest głupota, w co jakoś nie wierzę.
Dlatego brukowce i talk-showy są pełne bohaterów monstrualnie grubych, katowanych przez współmałżonków, sprzedających dziewictwo lub całe ciało… Oczywiście, niektóre z tych historii są podrasowane lub wyssane z palca, niektóre postaci to zwykli przebierańcy w perukach i grubych okularach. Ale… Nie byłoby ich wszędzie pełno, gdyby na taką „rozrywkę” nie było popytu. Chcemy takie gówna czytać i oglądać, niestety, podnosi to nas na duchu, czujemy się lepsi!
Gdyby popyt spadł, dziennikarze przestaliby takie rzeczy robić i przerzuciliby się na coś innego. Nie oszukujmy się: praca to nie tylko misja, to także źródło dochodów. Nie wjeżdżajmy na dziennikarzy za to, że chcą zarabiać na życie. Każdy chce. I każdy zarabia, jak umie.
Ja osobiście przełączam kanał, gdy widzę panią Drzyzgę i jej „ofiary”. Ale wierzę i akceptuję, że ten żałosny program ma wielką oglądalność.
Śmieszy mnie to, że stajemy w obronie ludzkich uczuć, godności, prywatności, a jednocześnie podniecamy się piętnastą zdradą Arnolda S. czy operacją plastyczną Edyty G., i PŁACIMY za to, żeby o tym poczytać w tramwaju, na rozgrzewkę przed trudnym dniem. A oni się cieszą, że nie schodzą z pierwszych stron, choćby nie wiem, jak błahą durnotę popełnili i sprzedali. Współczuję dziennikarzom, że muszą o tym pisać dla pieniędzy!
A co, może tak nie jest?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze