Moja babcia na żywo
REDAKCJA • dawno temuMa 94 lata. Świetne zdrowie. I właściwie jedną tylko słabość: do brzydkiego słowa na „g”, wykrzykiwanego najczęściej przed telewizorem lub podczas lektury gazet. Skończyła zaledwie 4 klasy podstawówki. Babcia jest zdania, że wojna to jedno wielkie gówno, tak, gówno. Widzę po sobie, że moje pokolenie nie odziedziczyło jej siły.
Ma 94 lata. Świetne zdrowie. I właściwie jedną tylko słabość: do brzydkiego słowa na „g”, wykrzykiwanego najczęściej przed telewizorem lub podczas lektury gazet.
Niedawno Tomek Lis rozmawiał z Radkiem Sikorskim we flagowym programie publicystycznym tv publicznej. Dziennikarz zadawał inteligentne pytania, np. „czy Ukraina ma jeszcze szansę” lub „co zrobi Putin”, minister obrony udzielał błyskotliwych odpowiedzi, np. „wszystkich naszych sojuszników nie wymienię, bo nie pamiętam”. Babcia śledziła program z pogardliwym uśmieszkiem, który lubię, bo pod pogardą babci kryje się coś więcej: mądrość, i to nie ludowa. Towar deficytowy.
Skończyła zaledwie 4 klasy podstawówki. Zawsze lubiła czytać, szczególnie książki historyczne. Streściła mi wszystkie cegły przed maturą, żebym miała czas czytać nowsze rzeczy. Widziała leśnych partyzantów jednych i drugich, Wermacht, SS, Powstanie Warszawskie i to w Getcie. Jej teściowa była Kozaczką, trzech spośród siedmiu szwagrów – braćmi z Europy: Czechem, Rumunem i Serbem. Babcia niczym rasowy reporter poznawała teorię w praktyce.
Nie była w obozie ani nie handlowała za okupacji. Nie więziono jej po wojnie. Nie śpi z chlebem pod poduszką, nie każe nam kupować cukru ani lokować oszczędności za granicą. Uważa jak Hamlet, że oprócz życia niczego już nie można Jej odebrać. Kiedyś się z Niej śmiałam. Na przykład wtedy, kiedy wróciłam z Anglii na prośbę ówczesnego narzeczonego, a babcia wykrzyknęła na lotnisku swoje ulubione słowo i dodała: „Głupio zrobiłaś. To jest wyspa i nikt jej nie podbije”. Żałuję, że nie mogła powiedzieć mi tego wcześniej. Nie lubi pisać listów, z trudem korzysta z telefonu. Ale przetrwała jak Anglia, w przeciwieństwie do narzeczonego i kilku innych rzeczy, które wydawały mi się ważne oraz trwałe.
Babcia jest zdania, że wojna to jedno wielkie gówno, tak, gówno. Przepraszam za metaforę, lecz Ona obraca to słowo z lubością w ustach jak soczystą gumę do żucia przed wypluciem. W wojnie idzie tylko o dwie rzeczy: religię i pieniądze — i całą resztę, która z nich wynika. Przy czym władza jest dla nielicznych – dla reszty pozostaje ogłupiający narkotyk, odwalenie czarnej roboty, śmierć lub dożywotnia depresja. Jedno wielkie, po chamsku proste kłamstwo, rozkładane przez nas na czynniki pierwsze jak jakaś skomplikowana doktryna filozoficzna.
Zawsze się zastanawiałam, dlaczego moja babcia nie ma różańca, ani nawet jednego świętego obrazka w swoim pokoju. Czyżby zwątpiła przez to, co w życiu widziała? I jakim cudem nikogo nie nienawidzi, jak wielu ludzi z Jej pokolenia i nie tylko – ani Niemców, ani Żydów, ani Rosjan, ani pedałów. Przecież jest tzw. prostaczką, nie czytała nigdy traktatów o tolerancji, w nic się nie angażowała całą sobą, żyła z prądem lub z boku, zależy jak patrzeć.
Dziś myślę coraz częściej, że babcia kieruje się instynktem. Przetrwać i nie dać się ogłupić. Uciekać od stada i jego fałszywych idei. Wielu uzna Ją niechybnie za cwaną wiejską egoistkę. Przecież walczymy nie tylko dla siebie, a nikt nam niczego nie da za darmo. Ale mam wrażenie, że moja babcia chyba żyje „do środka” i tam znajduje wszystko, co Jej do życia potrzebne. Z wolnością i niezależnością poglądów na czele.
Widzę po sobie, że moje pokolenie nie odziedziczyło Jej siły. Nie umiemy myśleć, zmieniamy poglądy, gdy tylko napotkamy kolejny „autorytet”. I przepraszam za babcię – ciągle gówno wiemy.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze