Matka Polka, nie kukułka
MAGDALENA TRAWIŃSKA-GOSIK • dawno temuCzy macie wśród znajomych lub w rodzinie kobietę, która nie sprawuje opieki nad swoim dzieckiem, a mimo to jest na tyle bezczelna, że usiłuje dalej z tym żyć? Ja tak, nawet dwie. Nie są alkoholiczkami, osobami niepoczytalnymi ani z marginesu. Nie zostały pozbawione praw rodzicielskich z powodu patologii. Ot, zwyczajnie – sąd w obu wypadkach przyznał opiekę nad dziećmi ojcom. Obie te kobiety przez całe życie walczą z podejrzliwością lub wręcz niechęcią otoczenia: jak strasznymi musiały być matkami, żeby sąd przyznał dzieci ojcu? Coś musi być z nimi nie tak… A ja się zastanawiam… Czy kobieta, która wychodzi z sądu bez swoich dzieci, rzeczywiście jest potworem?
Czy macie wśród znajomych lub nie daj Boże w rodzinie kobietę, która z tych czy innych powodów nie sprawuje opieki nad swoim dzieckiem, a mimo to jest na tyle bezczelna, że usiłuje dalej z tym żyć?
Ja mam. Aż dwie! Nie są alkoholiczkami, osobami niepoczytalnymi ani z marginesu. Nie zostały pozbawione praw rodzicielskich z powodu patologii. Ot, zwyczajnie – sąd w obu wypadkach przyznał opiekę nad dziećmi ojcom. Fantastycznym tatusiom, do schrupania na miejscu, jakże by inaczej. To przecież one są „be”, tak się nie godzi i już!
Pierwsza ma 40 lat. W chwili rozwodu chorowała na depresję, nie pracowała. Mąż afiszował się w sądzie posadą, możliwościami, pieniędzmi. Dzieci, odpowiednio sterowane, też wywęszyły, gdzie stoją konfitury. Werdykt był czystą formalnością. Anna nie spotykała się z synami przez 7 lat. Teraz są w partnerskiej przyjaźni. Oni startują na studia, ona ma drugiego męża i małoletniego synka. Mówi, że jest szczęśliwa.
Druga jest już od dość dawna babcią. Jako 18-latka urodziła córeczkę trzykrotnie starszemu mężowi, mentorowi, artyście i psychicznemu terroryście. Nie wytrzymała, uciekła do Stanów. Co niektórym wyda się pewnie makabryczne, pracowała między innymi jako niania. Zbudowała wszystko od nowa. 12 lat walczyła o to, by mąż przynajmniej pozwolił dziecku na odwiedzenie jej. Kupiła 2 maleńkie działki na Florydzie, by zmazać swój grzech. Do Polski nie miała po co wracać, wszyscy ją skreślili. Dopiero po zawale i śmierci byłego męża odzyskała namiastkę rodziny: dorosła córka wyemigrowała do niej, wyszła za mąż, zamieszkała o godzinę drogi autem od mamy…
Obie te kobiety są wygrane i przegrane zarazem. Podniosły się z porażki, osiągnęły względną niezależność. Ale przez całe życie walczą z podejrzliwością lub wręcz niechęcią otoczenia: jak strasznymi musiały być matkami, żeby sąd przyznał dzieci ojcu? Coś musi być z nimi nie tak… Nawet najbliżsi poczęstowali je rezerwą i ostracyzmem.
A ja się zastanawiam… Czy kobieta, która wychodzi z sądu bez swoich dzieci, rzeczywiście jest potworem? Anomalią? Wybrykiem natury? Czy może my – popłakujący na olimpiadzie specjalnej i wzruszający się losem dzieci czekających na przeszczep — cierpimy jednak na bardzo wybiórczą tolerancję?
Nie pytajmy, czy zaprosilibyśmy do stołu geja albo araba. Zapytajmy, czy umielibyśmy obdarzyć bezinteresowną przyjaźnią jedną z kobiet, które opisałam.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze