Chciałam pomóc, mogłam zarazić
PAULINA MAJEWSKA-ŚWIGOŃ • dawno temuBorelioza - jedna z najbardziej tajemniczych chorób. Walczą z nią dzieci i dorośli, walczą chorzy ludzie i ich rodziny. Wspiera ich Stowarzyszenie Chorych na Boreliozę. Są ulotki, kalendarze, coroczne zjazdy, są wreszcie spotkania i szkolenia dla lekarzy. Jednak wciąż mało mówi się o istotnym fakcie. Boreliozą możemy zarazić się także poprzez transfuzję krwi!
Paulina (26 lat, studentka z Krakowa):
— Na boreliozę choruję od kilku lat, od ponad roku czuję się fatalnie. A wszystko zaczęło się bardzo niewinnie — od spaceru po lesie. Potem były bóle stawów, rozdrażnienie, nietrzymanie moczu (to była dla mnie tragedia!). Biegałam po gabinetach lekarskich, łykałam różne tabletki, piłam herbatki ziołowe, sprowadzałam „cudowne” specyfiki ze Stanów Zjednoczonych. Wszystko to nie zmieniło mojego samopoczucia, wyszczupliło jedynie mój portfel. Robiłam badania, wymazy, prześwietlenia, USG, posiewy. Zero diagnozy. Jak większość chorujących na borelkę — zdiagnozowałam się sama, a raczej „zdiagnozował” mnie mój obecny partner (świetny początek znajomości, nie ma co!).
W każdym razie zawdzięczam mu życie. Po podjęciu terapii — złożonej antybiotykoterapii, której bardzo się bałam, bo nigdy nie brałam antybiotyków, zaczęłam wracać do sił. Leczenie nie należy do łatwych — to ciągła walka z bakteriami, ale również z samą sobą. Często mam ochotę rzucić tym wszystkim, nie mam już sił. Do tego jeszcze ta bezcukrowa dieta! A mnie jak na złość chce się cukierków, czekolady, lodów.
Jestem specjalistką w dziedzinie chorób odkleszczowych. Przeczytałam już chyba wszystkie publikacje, także obcojęzyczne, na ich temat. Oglądałam dwa filmy ukazujące ludzi, którzy tak jak ja zmagają się z tym świńskimi bakcylami, które siedzą w nas i powodują tyle objawów, że nie istnieje jedna ich lista — każdy przypadek jest inny. Moje życie kręci się wokół boreliozy.
Nie mogę przestać myśleć o kleszczach. Widzę je wszędzie! Nie wejdę na trawę, nie siądę na ławce, która stoi obok jakiegoś krzaczka. Kiedy widzę człowieka, który siada w parku pod drzewem, wyleguje się na kocu, albo pozwala dziecku biegać boso po trawniku — dostaję dreszczy! Oczywiście zawsze pada zdanie - Tylko proszę uważać na kleszcze! Może to dziwne, ale czuję, że powinnam, mnie nikt nie ostrzegał.
Sen z powiek spędza mi jeszcze jedna sprawa. Od 18 roku życia oddawałam honorowo krew. Nie miałam pojęcia, że choruję, nie wiedziałam zatem, że zamiast pomagać, mogę komuś „sprzedać” straszną chorobę. Boję się, że tak właśnie się stało. Ludzie, z którymi rozmawiałam na ten temat, pocieszają mnie, jak tylko mogą. Wylądowałam nawet u psychologa. Wiem, że nie skrzywdziłam nikogo świadomie, ale czuję się taka bezsilna!
Stowarzyszenie Chorych na Boreliozę również wielokrotnie poruszało już ten problem. Ktoś nawet zrobił eksperyment i udał się do autobusu — takiego banku krwi, który podróżuje po całym kraju. Przed pobraniem krwi poinformował o tym, że był nosicielem boreliozy. Pani zapytało go, czy brał leki przez 3 tygodnie — oczywiście, że brał i to znacznie dłużej. Nie było zatem przeciwwskazań.
Zachorowanie dyskwalifikuje krwiodawcę! Przecież choroba może ujawnić się nawet po latach od ugryzienia. Chory nigdy nie ma gwarancji, że całkowicie pozbył się bakterii i jest wyleczony. O tym trzeba mówić, krzyczeć!
Więcej informacji: www.borelioza.org
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze