GMO - kukurydza z genami świni
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuKarp z ryżem z ludzkimi genami, sałata z genem szczura, pomidory z genem ryby. To nie jest fantastyka naukowa. To rzeczywistość. Czy to się nie wymknie spod kontroli? Czy nastąpi mutacja, która zniszczy nasz gatunek? Czy za kilkadziesiąt lat będą rodzić się karłowaci ludzie? Tego nie wiemy. Jeśli tak się stanie, trudno będzie wrócić do stanu początkowego. O blaskach i cieniach eksperymentów naukowych opowiada dietetyk Eugeniusz Muszyc.
Ratunek dla głodującej ludzkości? Szansa w leczeniu śmiertelnych chorób? A może owoc chorobliwej wyobraźni naukowców? Eksperymenty genetyczne na roślinach i zwierzętach wzbudzają kontrowersje wśród etyków, biologów i lekarzy. Ale najbardziej wzburzeni są konsumenci, którzy nie wiedzą, czy kupione przez nich warzywa lub owoce zostały poddane modyfikacjom genetycznym i czy mają one wpływ na ich zdrowie. O blaskach i cieniach eksperymentów naukowych opowiada dietetyk Eugeniusz Muszyc.
Czym jest żywność modyfikowana genetycznie?
E.M. - Wyjaśnijmy na początku znaczenie skrótu GMO. Genetically Modified Organisms, czyli organizmy zmodyfikowane genetycznie, to organizmy, których geny zostały celowo zmienione przez człowieka. Ta modyfikacja polega na wprowadzeniu do pierwotnego materiału genetycznego tzw. transgenu albo fragmentu obcego DNA. Dzieje się to na zasadzie „kopiuj – wklej”.
Jak Pan ocenia takie działania?
E.M. - Dziś trudno w sposób jednoznaczny stwierdzić, jak takie modyfikacje będą wpływać na zdrowie człowieka. Ludzki organizm, żeby się rozwijać, musi spożywać pokarm. W nim zawarte są białka, tłuszcze, składniki mineralne itp. To podstawa naszego funkcjonowania. Jeśli prowadzimy eksperymenty na żywności, musimy liczyć się z poważnymi konsekwencjami, dotyczącymi naszego zdrowia, dojrzewania, starości. Przyszłość pokaże efekty albo skutki.
Nie możemy jednak ignorować ewidentnych plusów…
E.M. - Tak. Eksperymenty genetyczne prowadzone są m.in. po to, by pozyskać określone rodzaje białka, które mogą służyć jako lek. Takim procedurom poddaje się m.in. owce i kozy, wykorzystując zmodyfikowane białko, znajdujące się w ich mleku. Pozyskiwana w ten sposób antytrypsyna stosowana jest w leczeniu płuc, a interferon zwalcza infekcje wirusowe. Gdyby nie modyfikacje genetyczne, nie byłoby insuliny. Kiedyś produkowano ją z trzustki świni, obecnie wykorzystuje się bakterie Escherichia coli, które syntetyzują ludzką insulinę. Ale jest i ciemna strona takiego procederu. W Ameryce do organizmu świni wprowadzono gen krowy po to tylko, żeby świnia „wyprodukowała” skórę cielaka. To brzmi jak horror.
Ale modyfikacjom poddawana jest również żywność.
E.M. - Mamy teraz odmiany transgeniczne prawie wszystkich odmian użytecznych roślin: jęczmienia, ryżu, kukurydzy, słonecznika, truskawki, jabłoni, śliwki, cebuli, papryki, soi i grochu. A więc roślin, które regularnie pojawiają się w naszym pożywieniu. Niestety żaden naukowiec nie stwierdzi definitywnie, że jest to obojętne dla naszego zdrowia. Nauka o modyfikacjach jest jeszcze stosunkowo młoda, a GMO od niedawna znajduje się na rynku (mniej więcej od lat 80. XX wieku), więc dopiero za 40 – 50 lat będziemy znali skutki tego typu działań. Przeciwnicy modyfikacji genetycznych twierdzą, że obcy gen może spowodować u człowieka wytwarzanie śmiertelnych toksyn i alergenów, zwiększyć odporność na działanie antybiotyków oraz wytwarzać agresywne bakterie i wirusy. O tym, że coś jest nie tak, stwierdzono badając m.in. szczury. U osobników karmionych genetycznie zmodyfikowaną kukurydzą zaobserwowano poważne anomalia zdrowotne: podwyższenie ilości białych krwinek, wzrost poziomu cukru we krwi oraz zaburzenie pracy nerek.
Ale oprócz skutków zdrowotnych, są także konsekwencje etyczne.
E.M. - Zdecydowanie tak. Przecież eksperymentując na zwierzętach, pozbawiamy je godności! A z drugiej strony odbieramy prawo wyboru ludziom, którzy stosują określone diety, np. wegetariańską. Dlatego wszystkie produkty genetycznie modyfikowane powinny być oznaczone, certyfikowane. Człowiek powinien mieć wybór.
Co w tej sytuacji możemy zrobić?
E.M. - Najważniejsze jest to, byśmy pamiętali, że produkty genetycznie modyfikowane są już na naszym rynku, że je spożywamy, więc najlepszym rozwiązaniem jest nasilenie kampanii informacyjnej. Nie uciekniemy od GMO. Genetycznie modyfikowana soja dodawana jest do różnych produktów już teraz. Podobnie drożdże. Również skrobia kukurydziana jest stosowana jako zagęszczacz w setkach produktów. Słowo stało się ciałem. Te produkty już są na naszych stołach, ale ludzie nie wiedzą o tym, ponieważ tego nie ma na etykietach.
Czy Polska może podjąć decyzję o zakazie dopuszczania do obrotu towarowego żywności modyfikowanej genetycznie? Taką decyzję podjęła Austria, Grecja, Węgry, Włochy, Szwajcaria, Rumunia, Luksemburg i Niemcy.
E.M. - Produkt dopuszczony do obrotu na terenie państwa Unii Europejskiej trafia do pozostałych państw. Mogą być zakazy, ale tylko tymczasowe. Przez jakiś okres, np. 2 lata, Polska może blokować wprowadzenie danego artykułu na rynek. Ale jest to blokada chwilowa. Jest wiele instytucji, które twierdzą, że nasz kraj nie powinien wprowadzać na rynek produktów modyfikowanych genetycznie. Przestrzegają także przed sianiem kukurydzy zmodyfikowanej w sąsiedztwie pól z normalnym ziarnem, bo nie da się ich od siebie odizolować. Pamiętajmy również o dodatkowych wydatkach: samorządy będą musiały wydawać znaczną ilość pieniędzy na monitoring zabezpieczenia żywności oraz sprawdzanie ich pod kątem zawartości GMO.
Dziś około 800 milionów ludzi głoduje na świecie. Czy liczba ta zmniejszyła się dzięki modyfikacjom genetycznym? Nie. W Indiach genetycznie modyfikowana bawełna miała być ratunkiem dla rolników. Ale stało się to farsą, bo firmy produkujące ziarno transgeniczne, doprowadziły wielu rolników do bankructwa, zmuszeni oni byli do zakupu ziaren u dystrybutora. Światełkiem w tunelu miał być tzw. złoty ryż z witaminą A. Jednak nic z tego nie wyszło. Pamiętajmy, że rolnicy, którzy kupują ziarno modyfikowane, uzależniają się od chemicznych korporacji. Taki produkt jest opatentowany i trzeba go kupować co roku. A rolnicy nie mogą używać własnych ziaren.
Podzielam obawy ludzi, którzy mówią „nie” dla GMO. Oczywiście są opracowania naukowe, które mówią o pozytywach modyfikacji genetycznych, ale mogę stwierdzić z całą pewnością, że stoją za nimi instytucje, którym opłaca się wprowadzanie na rynek tego typu żywności. Karp z ryżem z ludzkimi genami, sałata z genem szczura, pomidory z genem ryby. To nie jest fantastyka naukowa. To jest rzeczywistość. Tylko czy to się nie wymknie spod kontroli? Czy nie nastąpi jakaś mutacja? Taka mutacja, która zniszczy nasz gatunek? Czy za kilkadziesiąt lat będą rodzić się karłowaci ludzie? Tego nie wiemy. Jeśli tak się stanie, trudno będzie wrócić do stanu początkowego.
Rozumiem, że nie jest Pan zwolennikiem zakazów.
E.M. - Oczywiście. Nie możemy zakazać inżynierii genetycznej, która daje ratunek kilkudziesięciu milionom osób chorych na cukrzycę. To jest dla nich wybawienie. Chciałbym tylko, żeby Polacy mieli wybór, żeby idąc do sklepu każdy z nas miał możliwość wyboru określonego pożywienia. Sami powinniśmy decydować o swoim zdrowiu.
Dziękuję za rozmowę.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze