Zabójcze szczepionki dla dzieci!
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuPo pierwsze nie szkodzić – brzmi podstawowa reguła obowiązująca każdego lekarza. Niestety i wśród nich znaleźć można ludzi, którzy o dobru pacjenta zapomnieli. Warto wspomnieć o sprawie „łowców skór” lub przypadku lekarza, testującego na pacjentach leki psychotropowe. Na inną, równie zatrważającą sytuację, zwróciła uwagę profesor Maria Majewska z Instytutu Psychiatrii i Neurologii. To ona jest autorką wypowiedzi krytykujących politykę szczepień, którym poddawane są w Polsce dzieci.
Po pierwsze nie szkodzić – tak brzmi podstawowa reguła obowiązująca każdego lekarza. Niestety i wśród nich znaleźć można ludzi, którzy o dobru pacjenta zapomnieli albo nigdy nie brali go pod uwagę. Warto wspomnieć o sprawie „łowców skór” lub przypadku podlaskiego lekarza, testującego na pacjentach leki psychotropowe. Na inną, równie zatrważającą sytuację, zwróciła uwagę profesor Maria Majewska z Instytutu Psychiatrii i Neurologii. To ona jest autorką wypowiedzi krytykujących politykę szczepień, którym poddawane są w Polsce dzieci i młodzież.
Profesor Majewska, specjalistka od badań nad autyzmem, znalazła się tym samym w ogniu krytyki Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego i Stowarzyszenia Higieny Lecznictwa, zarzucającego jej, że jest przeciwniczką szczepień, których skuteczność dawno została udowodniona. Profesor zwraca jednak uwagę na inną kwestię, a mianowicie na ilość szczepionek i kontrowersyjny skład chemiczny niektórych z nich.
Maria Majewska podaje przykład szczepionek dla niemowląt autystycznych. Okazuje się, że zawierają one morderczą rtęć: pojawiła się hipoteza, że odpowiedzialny za wzrost […] chorób może być thimerosal ze szczepionek. Ilość organicznej rtęci, na którą eksponowany jest człowiek, uważana za bezpieczną przez EPA (Environmental Protection Agency), wynosi 0,1 μg/kg/dzień […], podobne są normy europejskie. Natomiast łączna jej ilość, którą jednorazowo wstrzykiwano niemowlętom w 3 szczepionkach — DTP, Hib i Hep B — wynosiła 62,5 μg, co dla 5-kilogramowego niemowlęcia 125 razy przekraczało bezpieczne dawki. Efektem tego mogło być opóźnienie mowy, ADHD i autyzm wśród pacjentów, którym podawano thimerosal.
Ogłoszenie tych informacji spotkało się oczywiście z protestem osób zainteresowanych utrzymaniem sprzedaży leków zawierających rtęć. Zamieszani w to naukowcy i lekarze próbowali automatycznie zdyskredytować niewygodnych badaczy lub usunąć część danych z oficjalnych raportów. W kontekście tego profesor Majewska analizuje również polski rynek szczepionek, stwierdzając m.in.: Podczas gdy w krajach Europy Zachodniej szczepienia dzieci są dobrowolne, w Polsce stosuje się terror wobec rodziców, którzy świadomie nie chcą szczepić swych dzieci. Można się o tym przekonać, czytając dramatyczne wypowiedzi na forach dla rodziców. Ciekawe jednak, że gdy rodzice żądają od lekarzy lub Sanepidu potwierdzenia na piśmie, że biorą na siebie pełną odpowiedzialność za możliwe okaleczenie lub uśmiercenie dziecka szczepionką, wszyscy odmawiają podpisania takiego dokumentu.
Jak więc wygląda kwestia pozytywnego wpływu szczepionek na zdrowie człowieka? Sprawa jest naprawdę kontrowersyjna, skoro niektórzy przedstawiciele środowisk medycznych kwestionują zasadność stosowania tego typu substancji, podawanych przede wszystkim dla organizmów bardzo młodych, które nie wypracowały jeszcze mechanizmów obronnych. Jedno jest pewne: przemysł farmaceutyczny to niewyobrażalne transfery pieniędzy, które płyną do producentów leków, którym zależy przede wszystkim na tym, by preparat dobrze się sprzedawał. Oczywiście skuteczność specyfiku jest tu sprawą pierwszorzędną, ale z samego zadowolenia człowiek nie jest w stanie się utrzymać. A to prowadzi do sytuacji opisanej przez profesor Majewską.
Serwisy informacyjne z ostatnich tygodni pełne są doniesień o masowych szczepieniach przeciwko świńskiej grypie, znanej pod tajemniczą nazwą A/H1N1. Zainteresowanie jest tak duże, że organizacje medyczne nie nadążają z zakupem odpowiednich ilości szczepionek, a i firmy farmaceutyczne pracują pełną parą. Zastanawiają więc ujęcia telewizyjne wprost z amerykańskich szpitali, na których tłoczą się dorośli z dziećmi albo ludzie starsi, którzy w pierwszej kolejności mają prawo zaszczepić się przeciwko świńskiej grypie. Większość z nich to zaniedbani Afroamerykanie albo osoby o średniej wieku 70–80 lat, które chyba z nadmiaru wolnego czasu pojechały do szpitala i z wytęsknieniem czekały na swoją kolej. Naprawdę trzeba docenić ich odwagę: przyjąć do organizmu szczepionkę, która niedawno została wyprodukowana, to heroiczna decyzja.
Pamiętajmy, że mamy w rękach niezwykle potężne narzędzie, jakim jest statystyka. Porównajmy więc liczbę zachorowań z ilością mieszkańców danego kraju lub kontynentu. Dojdziemy wtedy do wniosku, że liczba zachorowań na klasyczną odmianę grypy jest większa niż na świńską grypę. Ale do ekstremalnych zachowań konsumenckich bardziej zachęcają doniesienia o tajemniczym wirusie, dziesiątkującym populację świata, niż opowieści o klasycznej, a więc nudnej grypie.
W filmie dokumentalnym Brand New World, poświęconym społeczeństwu konsumpcyjnemu i wpływowi reklamy na nasze życie, padają wypowiedzi naukowców zajmujących się depresją. Otóż kilkanaście lat wcześniej pacjent, który przyszedłby do lekarza z objawami depresji, otrzymałby natychmiast informację, że cierpi na typową ospałość, objawiającą się brakiem energii. Rada byłaby prosta: długie spacery na świeżym powietrzu, jogging, wycieczka w góry, jazda na nartach. Teraz sytuacja jest diametralnie inna: medycy przepisują nam receptę na Prozac, a my uznajemy to za jedyne wyjście z sytuacji. W tygodniku Wprost pojawił się swego czasu artykuł, z którego wynikało, że amerykańscy lekarze przepisują leki psychotropowe około 90% pacjentów poniżej osiemnastego roku życia, a w 2002 roku kilkanaście tysięcy recept było przepisanych dla niemowląt. Dziś niestety bardziej opłaca się kupić duże opakowanie leku przeciwbólowego (np. 60 sztuk) niż zjeść główkę czosnku, wypić gorące mleko z miodem lub zjeść cytrynę. Albo pobiegać przez pół godziny po parku.
Równie ciekawy, co Brand New World, jest także film o leczeniu cukrzycy. Po prostu na surowo – cofanie cukrzycy w 30 dni to opowieść o alternatywnych metodach leczenia, polegających na stosowaniu diety wegańskiej. Chorzy na cukrzycę przyjmują czysto wegańskie pożywienie, w którym produktów nie poddaje się obróbce termicznej powyżej 50 stopni Celsjusza. Rezultaty okazują się być zaskakujące. Ale ile w tym prawdy, a ile fałszu — to pozostawiamy czytelnikom. Warto jednak pamiętać, że nie zawsze produkt chemiczny musi być lepszy niż preparaty proponowane przez medycynę naturalną. Możemy się ironicznie uśmiechać, słysząc o tym, że jakiś lekarz leczył nowotwory podając swoim pacjentom przez kilka tygodni świeży sok z marchwi, ale niepodważalny jest fakt, że soki z selera, buraka i marchwi są skutecznymi eliksirami na wiele dolegliwości. I nikt temu nie zaprzeczy.
Zastanawiają również kontrowersje związane z tzw. leczeniem homeopatycznym, które polega na tym, że chorobę leczymy czynnikiem, który ją wywołał. W ostatnich miesiącach środowisko lekarskie podjęło dynamiczne działania, by zdyskredytować lekarzy homeopatów i zabronić w Polsce tego typu leczenia. Zwolennicy klasycznych metod twierdzą bowiem, że homeopatia jest nieskuteczna, że jest to wyłącznie „mydlenie oczu pacjentom” i żadne dane nie potwierdzają, że można kogoś w ten sposób wyleczyć. Dbałość o dobro pacjenta jest sprawą zrozumiałą, ale działania prawne, ograniczające wolność wyboru leczenia, wynikać mogą z innych, bardziej materialnych pobudek.
Czy zastanawialiście się nad jedną z reklam środka na niestrawność? Dwie panie jedzą obiad w restauracji i kiedy jedna z nich chce zrezygnować z ciężkostrawnego dania, druga doradza jej, by spałaszowała posiłek, a potem zażyła cudowny preparat na niestrawność. Jaki morał płynie z reklamy? — jedz wszystko, na co masz ochotę. Masz przecież cudowne pigułki, które automatycznie uzdrowią twoje ciało. A kłopotami z żołądkiem i otyłością będziesz zamartwiał się po śmierci.
Pozostaje jeszcze kwestia wpływu antybiotyków na nasze zdrowie. Wystarczy wybrać się do lekarza pierwszego kontaktu i powiedzieć, że boli nas gardło albo mamy lekki katar, a automatycznie otrzymujemy receptę na antybiotyk (jego cena to średnio około 30–40 złotych). Skuteczna terapia antybiotykowa polega na regularnym zażywaniu całej dawki, do końca. Cóż więc zrobić, kiedy przeziębienie przeszło, a w opakowaniu jest jeszcze 30 kapsułek? Odpowiedź prosta: trzeba łykać, bo polecenie lekarza jest święte. Pamiętajmy jednak, że antybiotyki osłabiają naszą odporność, tzn. wpływają na równowagę w bakteryjnej florze jelitowej, której zadaniem jest ochrona błony śluzowej jelit przed drobnoustrojami chorobotwórczymi.
Wróćmy na koniec do szczepionek. Możemy ostatecznie przeżyć to, że eksperymentuje się na ludziach dorosłych, ale wykorzystywanie miłości rodzicielskiej w stosunku do dzieci, to daleko posunięta bezduszność. Nie powinniśmy oczywiście brać na wiarę doniesień jakiegokolwiek naukowca, ale trzeba zastanowić się nad faktem, że ktoś o tak znaczących osiągnięciach, jakie ma profesor Majewska, twierdzi, że jesteśmy typowymi królikami doświadczalnymi, na których ktoś dorabia się fortuny. Polskie niemowlęta – pisze badaczka – w pierwszych 18 miesiącach życia otrzymują 16 obowiązkowych szczepień przeciw 10 chorobom: gruźlicy, żółtaczce B, błonicy, krztuścowi, tężcowi, polio, odrze, śwince, różyczce, i zakażeniom „Haemofilus influenzae b”. Dodatkowo zalecane są szczepienia przeciw: „Streptococcus pneumoniae”, „Neisseria meningitidis”, „rotavirus”, „influenza virus”, „herpes virus varicellae” i „hepatitis A virus”, co może stanowić razem liczbę 26 szczepień w pierwszych 24 miesiącach życia. Nawet zdrowe organizmy żołnierzy amerykańskich nie wytrzymały zmasowanych szczepień i zostały trwale okaleczone chorobą autoimmunologiczną zwaną Syndromem Wojny Zatokowej.
Co o tym sądzicie?
***
List profesor Marii Majewskiej dostępny jest m. in. na stronie profmajewskalist
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze