Uwielbiam być bezrobotna
EWA PODSIADŁY-NATORSKA • dawno temuJeśli nie masz pracy i wychodzisz z siebie, aby ją zdobyć, pomyśl o ludziach, którzy uwielbiają być bezrobotni i za nic w świecie nie zamierzają zrezygnować z wywalczonej wolności. Taka postawa doczekała się już nawet nazwy – to funemployment, który zdobywa coraz więcej zwolenników na całym świecie. Również w Polsce.
Przyjemne bezrobocie
W naszym kraju bezrobocie sięga obecnie około 12 proc. Z badań przeprowadzonych przez firmę rekrutacyjną Work Service wynika, że młodym i zdeterminowanym ludziom znalezienie zatrudnienia średnio zajmuje miesiąc. Najczęściej jednak na pracę trzeba czekać nawet ponad rok – zwłaszcza w przypadku starszych osób. Taka sytuacja może zdołować. Bynajmniej jednak nie Amerykanów. To właśnie w Stanach Zjednoczonych narodził się funemployment (z ang. fun – zabawa, unemployment – bezrobocie). Chodzi o to, aby z bezrobocia czerpać pełnymi garściami, czyli poświęcić wolny czas na własne hobby, zainteresowania, spotkania towarzyskie, nadrobienie zaległości w dowolnej dziedzinie, podróże czy po prostu spełnianie marzeń. Nie tracąc przy tym ani chwili na wysyłanie aplikacji i nerwowe poszukiwania pracy.
Znaczę więcej niż karta kredytowa
Amerykańska blogerka Yekits z San Francisco założyła jeden z pierwszych internetowych pamiętników o byciu na beztroskim bezrobociu. Zanim straciła pracę, przez dwa lata pracowała w dziale marketingu dużego magazynu wnętrzarskiego. W międzyczasie awansowała, przeprowadziła ponad 40 eventów, nawiązała niezliczone kontakty – nieocenione dla jej firmy. Jednak zamiast rozpaczać z powodu zwolnienia, zdążyła polubić bezrobocie, na którym się znalazła.
Mam mnóstwo wolnego czasu, nie muszę robić kilku rzeczy jednocześnie. Zdałam sobie sprawę, że znaczę więcej niż moja karta kredytowa. Nie mam pojęcia, jaki jest właśnie dzień tygodnia, o konkretnej dacie w ogóle nie wspominając. Jestem jedną z tych osób, które chodzą na zakupy w samym środku dnia czy w środku tygodnia – pisze Yekits, która nie pracowała w sumie przez osiem miesięcy. W tym czasie podróżowała, oglądała telewizję, czytała… I prowadziła poczytnego bloga. Słowem – realizowała swoje pasje, rozkoszując się brakiem obowiązków.
Z czego oni żyją?
Oto ja. Jem moje ulubione miodowe płatki, siedząc w łóżku. W piżamie. Jest środa. Reszta z was pewnie pracuje. Myślę więc sobie, że będę cieszyć się moim obecnym stanem, który pewnie nie będzie trwał wiecznie – wyznaje inna blogerka, Mollie z Nowego Jorku. Wcześniej pracowała jako projektantka wnętrz i – jak sama podkreśla – bardzo się starała, aby być wiecznie zajęta. W końcu stała się jednak wesołą bezrobotną, która postanowiła jak najlepiej wykorzystać każdą wolną minutę.
Jedną z największym zalet bezrobocia jest wolny czas! Jest tak dużo rzeczy, które chciałabym zrobić, spróbować, zobaczyć, usłyszeć, zasmakować, a na które zawsze brakowało mi siły i energii! – wyznaje Mollie, która jest kolejnym potwierdzeniem, że brak pracy może cieszyć.
Jednak pierwsze pytanie, które nasuwa się, gdy słyszmy o zjawisku funemploymentu brzmi: z czego żyją ludzie, traktujący brak pracy jak wybawienie? Zwykle to osoby – jak blogerka Yekits – które wcześniej zajmowały prestiżowe, dobrze płatne posady. Do tego najczęściej młodzi single. Dzięki temu mogą przez kilka miesięcy żyć z oszczędności, nie martwiąc się o zabezpieczenie finansowe.
Nie ma pracy — jestem szczęśliwa
Czy funemployment ma szansę przyjąć się w Polsce? Pewnie mniejszą niż w krajach, gdzie bezrobocie nie jest aż tak wysokie. I gdzie pracując, można odłożyć pieniądze na czarną godzinę. O tym jednak, że bez zatrudnienia da się żyć – i to całkiem dobrze – przekonana jest Aleksandra z Lublina.
– Na studiach pedagogicznych bardzo się starałam, żeby zdobyć praktykę, doświadczenie, ukończyć jakieś kursy. Nie miałam czasu na nic, bo jednocześnie pracowałam i uczyłam się. To był okropny moment, który kompletnie odebrał mi radość życia i zadowolenie – opowiada Aleksandra. – Pewnego dnia przyszło opamiętanie. Spojrzałam na moje styrane, kształcące się przyjaciółki i powiedziałam sobie, że nie chcę być taka sama. Postanowiłam cieszyć się życiem. Spokojnie ukończyłam studia, a oszczędności wydałam na podróże po Polsce. Udało mi się również napisać książkę, która czeka teraz w szufladzie. Naprawdę jestem szczęśliwa – dodaje Aleksandra.
Bezrobocie na wesoło nie istnieje?
Specjaliści są jednak ostrożni w beztroskim podchodzeniu do braku pracy.
– Bezrobocie na wesoło? Nie sądzę, żeby naprawdę było to możliwe – twierdzi psycholog i psychoterapeuta Joanna Grabowska-Osypiuk, właścicielka poradni psycho24.pl. Jak tłumaczy, bezrobocie to trauma, w której uczestniczy cała rodzina.
– Nieco inna jest sytuacja, kiedy dziedziczymy społecznie pewien model funkcjonowania: na przykład rodziny, która uzależniona jest od pomocy, czyli zasiłków czy różnych zapomóg. Jednak i tu byłabym ostrożna. Wiele lat pracowałam z rodzinami, które radziły sobie, nie pracując, ale żyły w specyficznych, zamkniętych środowiskach, a ich „sposób” na życie wynikał właśnie z braku możliwości dokonania wyboru – wyjaśnia Joanna Grabowska-Osypiuk.
To tylko nowa moda
Zdaniem specjalistki bezrobocie na wesoło jest zupełną beztroską i kompletnym brakiem odpowiedzialności.
– Bo przecież to od naszej pracy zależy byt naszych dzieci. Co innego, jeśli ktoś ma ogromne możliwości zawodowe i utrata pracy jest jedynie czymś chwilowym. Wtedy łatwo zachować pogodę ducha – twierdzi Joanna Grabowska-Osypiuk. I podsumowuje: – W praktyce rzadko mamy do czynienia z taką sytuacją. Bezrobocie zazwyczaj wywołuje silny niepokój, lęk, depresję. Nie widzę tutaj miejsca na jakąś szczególną formę radości.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze