Wielodzietność to patologia?
JOANNA SZWECHŁOWICZ • dawno temuW świecie jedynaków i parek (koniecznie chłopiec i dziewczynka) pomysł, żeby założyć wielodzietną rodzinę, wydaje się wręcz egzotyczny. Rodzenie tak wielu dzieci kojarzy się ze skrajną nieodpowiedzialnością. Jeśli zaś decydujemy się na jedynaka, to jesteśmy według otoczenia nowocześni i europejscy. Jak jest naprawdę.
W świecie jedynaków i parek (koniecznie chłopiec i dziewczynka) pomysł, żeby założyć wielodzietną rodzinę, wydaje się wręcz egzotyczny.
Przecież dziecko musi mieć zestaw mat edukacyjnych, angielski od szóstego miesiąca życia i francuski od przedszkola. Bardzo trudno zapewnić jednemu to wszystko, o czym eksperci opowiadają w telewizji i na portalach internetowych. A co dopiero pięciorgu? Przy polskich zarobkach wydaje się to niemożliwe. Rodzenie tak wielu dzieci kojarzy się ze skrajną nieodpowiedzialnością. Jeśli zaś decydujemy się na jedynaka, to jesteśmy według otoczenia nowocześni i europejscy. Jak jest naprawdę?
Fałszywy ideał
Wbrew stereotypom, w tzw. krajach zachodnich, więcej dzieci mają właśnie bogate i wykształcone rodziny. Sceptykom radzę wycieczkę do Francji, gdzie wyznacznikiem statusu materialnego jest często umiejętność wychowania i wykształcenia na wysokim poziomie gromadki dzieci. Moja znajoma, która pracowała tam jako au-pair, wróciła zszokowana. Wiedziała co prawda, że jej obowiązkiem będzie opieka nad czworgiem maluchów, ale nie wpadła na to, że wśród znajomych i przyjaciół jej pracodawcy będą uchodzić za średniodzietnych. W odwiedziny do nich wpadały mamy z pięciorgiem czy sześciorgiem dzieci. Żeby nie było nieporozumień – to nie tylko rodziny muzułmańskie. Podobnie rzecz ma się w Stanach – popatrzmy na amerykańskie samochody rodzinne. Aby pojazd godzien był tego miana, musi być miejsce dla co najmniej czworga pociech.
W większości państw świata założenie trwałej, dużej rodziny to element wizerunku człowieka sukcesu, który potrafi pogodzić życie osobiste i zawodowe. W krajach Europy Zachodniej państwo stara się w tym pomóc, wiedząc, że dzieci to najlepsza inwestycja. Nigdzie nie jest pod tym względem idealnie, ale pokażcie mi drugie państwo w UE, które jednocześnie wtrąca się w to, czy dziecko przyszło na świat z in vitro czy „po Bożemu”, uszczęśliwia tysiącem złotych becikowego i skutecznie pomaga młodej matce wypaść z rynku pracy.
Dla wystających nocami pod przedszkolem czy żłobkiem w "kolejkach rekrutacyjnych", prawdziwa pomoc państwa to abstrakcja. W Polsce świadomi wielodzietni rodzice to kamikadze, którym należy się szacunek. Nasze podejście do wielodzietnych rodzin wynika więc w dużej mierze z prowincjonalnych resentymentów. Naśladujemy wzory zachodnie, ale te sprzed trzydziestu lat, podlewając je przy tym swojskim sosem jedynie słusznych rad cioci Zosi. Moja koleżanka często powtarzała: Jak urodzisz dziecko na studiach, jesteś patologia. Jak urodzisz po trzydziestce, jesteś patologia. Zostaje więc jakieś pięć lat na akceptowaną społecznie prokreację. Trzeba byłoby więc działać zgodnie ze staropolską zasadą „co rok prorok”. Ale to oczywiście także patologia.
Dzieci przyszłością emerytów
Nikogo nie namawiam do szalonego rozmnażania się. Są ludzie, którzy zdecydowanie nie powinni tego robić, bo do bycia rodzicami się nie nadają. Ale dziś, kiedy ZUS stoi na skraju bankructwa, powinniśmy jako społeczeństwo hołubić wielodzietne rodziny. Przecież wiadomo, że nasze emerytury to nie pieniądze, które sami odkładamy w ramach składek – za te żyją teraźniejsi emeryci. Nas utrzymywać będzie następne pokolenie. Pod warunkiem, że w ogóle będzie komu – aby ilość obywateli się nie zmniejszała, podobno każda kobieta powinna urodzić ponad dwoje dzieci. Co wy na to?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze