Katarzyna Bonda: „Zabiorę państwa do Hadesu”
PAULINA LIPKA • dawno temu- Literatura, którą uprawiam nie służy od poklepywania po plecach, lecz grzebania w brzuchu czytelnika i zadawania ważkich pytań - Katarzyna Bonda, królowa polskiego kryminału mówi nam o pracy nad nową książką i swoim udziale w programie Zbigniewa Urbańskiego „Prawdziwe zbrodnie”.
— Literatura, którą uprawiam nie służy od poklepywania po plecach, lecz grzebania w brzuchu czytelnika i zadawania ważkich pytań - Katarzyna Bonda, królowa polskiego kryminału mówi nam o pracy nad nową książką i swoim udziale w programie Zbigniewa Urbańskiego „Prawdziwe zbrodnie”.
W Pani książkach, po raz pierwszy w historii polskiej literatury kryminalnej, pojawiają się postaci profilerów policyjnych. Jak naprawdę wygląda praca takich specjalistów?
W Polsce psycholog śledczy pracuje zupełnie inaczej niż znamy to z zachodnich filmów czy seriali. Ma też inny status w śledztwie (nadal jest to wyłącznie materiał operacyjny, a więc taki, który nie trafia na przykład do akt sądowych). Profil ma na celu jedynie ograniczyć grono podejrzanych. To nie profiler zatrzymuje sprawcę, lecz detektywi, policjanci, którzy w Polsce działają pod nadzorem prokuratury. Rola profilera dla śledztwa jest jednak kluczowa zwłaszcza „na gorąco”, kiedy jest jeszcze niewiele danych, czas ucieka, a wszyscy wiedzą, że z każdą godziną szanse na złapanie zmyślnego zabójcy spadają, ponieważ skutecznie będzie zacierał za sobą ślady, ukrywał się lub też mataczył i niszczył dowody. Niestety, mimo iż w Polsce już dziś każdy wie, kim jest tego rodzaju ekspert, nadal nie ma zbyt wielu pieniędzy na szkolenia, etaty dla psychologów, a ludzie, którzy zajmują się tą dziedziną na co dzień, posiadają mnóstwo innego typu, zdecydowanie bardziej prozaicznych, obowiązków. W Polsce ten typ biegłego musi być również policjantem, w przeciwnym razie nie mógłby uczestniczyć np. w oględzinach, wizji lokalnej, czy zwyczajnie przesłuchiwać podejrzanego na terenie komendy. Cywil nie ma takich specjalnych praw i z tego, co wiem, na zmiany się nie zapowiada. W efekcie w Polsce wykonują tę pracę nadal sami zapaleńcy, którzy sami biorą na karb swoje szkolenie lub też osoby, które mają wybitny ku temu dar i ich metodologia się sprawdziła jako skuteczna. Nie jest to również dziedzina wolna od obciążeń psychicznych. Powiedziałabym nawet, że jest szczególnie infekująca.
Na jakich bohaterach literatury albo autentycznych postaciach wzorowała się Pani, pisząc o Hubercie Meyerze i Saszy Załuskiej? Z jakich źródeł albo czyjej pomocy korzysta Pani, żeby szczegóły w Pani powieściach były wiarygodne?
Pierwowzorami obydwojga postaci są autentyczni profilerzy: Meyer ma swojego protoplastę w emerytowanym policjancie z Katowic, natomiast Sasza w profilerce z Instytutu Psychologii Śledczej stworzonym przez Davida Cantera w Huddersfield. Zawsze też korzystam z innych źródeł: rozmawiam z prokuratorami, sędziami, technikami kryminalistyki, dochodzeniowcami czy ludźmi z CBS. Lista osób, które pomagają mi merytorycznie jest bardzo długa. Wystarczy otworzyć którekolwiek posłowie do moich książek. Nie wierzę, że można wymyślić wiarygodną opowieść z wątkiem kryminalnym bez sprawdzenia tych danych u źródeł.
Czy pracuje już Pani nad kolejną powieścią o Saszy? Czy może Pani zdradzić jakieś szczegóły?
„Lampiony” są trzecią częścią przygód Saszy Załuskiej i rządzi nimi żywioł ognia. Będę więc dużo wysadzać i podpalać. Pojawi się całkiem nowe miejsce akcji. Niestety nie mogę zdradzić jeszcze nazwy tego miasta, ale nie ma jeszcze swojego współczesnego kryminału, co bardzo mnie cieszy, gdyż od dawna na to zasługuje. Sasza będzie w tym tomie musiała zmierzyć się także ze swoimi demonami z przeszłości, a także pojawi się wątek osobisty, który został już wstępnie przedstawiony w „Okularniku”. Moi czytelnicy zapewne czekają na rozwiązanie tego sekretu. To, co mogę jeszcze powiedzieć o trzecim tomie, to tyle, że będzie to tym razem opowieść „chłopacka”. Żadnych historycznych elementów, trochę tylko obyczaju i wycieczek lokalizacyjnych, jak to u mnie nie zabraknie tematu przewodniego, znacznie szerzej traktuję bowiem opowieść z wątkiem kryminalnym, niż rozwiązanie zagadki „kto zabił”. Jeśli zaś chodzi o całkiem nową i z pewnością ciekawą dziedzinę kryminalistyki, związaną rzecz jasna z przyświecającym „Lampionom” żywiołem ognia, moi wierni czytelnicy się nie zawiodą. Zamierzam państwa zabrać do Hadesu i z powrotem. Nie gwarantuję jednak pakietu gwarancyjnego. Literatura, którą uprawiam nie służy od poklepywania po plecach, lecz grzebania w brzuchu czytelnika i zadawania ważkich pytań, zwłaszcza, że stawką jest jak zwykle ludzkie życie.
Pani wiedza kryminalistyczna jest tak duża, że została Pani ekspertką programu „Prawdziwe zbrodnie”, emitowanym przez stację 13 Ulica. Na czym polegała Pani praca przy programie?
Było to niezwykle ciekawe doświadczenie, ponieważ miałam szansę obejrzeć odcinki przed emisją, a nawet przeczytać scenariusz wraz z dodatkowymi materiałami, które nawet poznawczo są bardzo ciekawe dla osoby nie zajmującej się na co dzień tematyką przestępstw. Autorom programu chodziło przede wszystkim o przeniesienie głównych tematów na nasz polski grunt i ukazanie widzowi, jak to wyglądałoby u nas. To jest szczególnie interesujące, ponieważ różnimy się nie tylko jako społeczeństwo, które zdecydowanie jest bardziej homogeniczne, a także mieszkamy na mniej rozległym terenie, lecz także występują różnice — i to znaczne – na przestrzeni przepisów, prawodawstwa, orzecznictwa, jak również podejścia do tych spraw ekspertów, choćby z dziedziny psychiatrii. Te wszystkie sprawy, choć motywy zbrodni zawsze, w każdej szerokości geograficznej, są podobne, różnią nasze postrzeganie, budują lub pozbawiają tolerancji, a także najzwyczajniej w świecie szokują lub też zachęcają do zrozumienia. W trakcie nagrania, na antenie spieraliśmy się często z ekspertami, co myślę dla widza również jest ciekawe, ponieważ zmusza do refleksji, a następnie do dyskusji, co mnie osobiście najbardziej cieszy. Jak wiadomo, najgorsze, co może być w takim programie to nacisk na element sensacyjny zbrodni. Jest to powierzchowne patrzenie na tę tematykę i przynajmniej jeśli chodzi o mnie, najmniej mnie interesuje. Tutaj ten ciężar został zastąpiony elementem dyskusji.
W pierwszym odcinku programu, z Pani udziałem, omawiana będzie głośna sprawa Krystiana Bali. Co w niej Panią zainteresowało?
Sprawa ta, przed laty, wydawała mi się arcyciekawa. Teraz, po latach, kiedy bardzo wiele elementów „wyszło na jaw” w trakcie procesu, a także dzięki pracy wnikliwych dziennikarzy i dokumentalistów, uważam ją za doskonały fundament do opowieści fabularnej, ponieważ ujawnia wąski aspekt, na który zwykle nie zwracamy uwagi, a mianowicie podświadome pragnienie sprawcy przestępstwa do bycia ukaranym lub wręcz złapanym. Tutaj dochodzimy do sedna – gdyby nie jeden głupi ruch przestępcy (motyw z telefonem komórkowym i zmyślny prokurator, który wpadł na ten trop – nie chcę spojlerować, odsyłam do odcinka, który zostanie wyemitowany 14 października na kanale 13 Ulica) mielibyśmy do czynienia ze zbrodnią doskonałą, a więc tym, co od dawien dawna interesowało zawsze pisarzy i dramaturgów. Wedle mojej wiedzy, na tyle, na ile miałam do czynienia z procesami sądowymi i wnioskując z rozmów z ludźmi, którzy na co dzień stykają się z materiałem śledztwa, a później procesu, zawsze pojawia się taki detal, który pozwala na dojście do sprawcy. W tej sprawie widać to jak w soczewce. Takie historie winny trzymać w napięciu, a jednocześnie pozwalać na zrozumienie motywacji sprawcy i myślę, że tę robotę wykonano tutaj wzorowo.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze