Chcesz stracić przyjaciela? Zacznij z nim pracować!
REDAKCJA • dawno temuTrudno powiedzieć, czy to czasy są złe i wpływają źle na ludzi, czy też po prostu – pewnych rzeczy nie wolno łączyć, np. przyjaźni z biznesem? Dla mnie utrata przyjaciela jest zawsze wielkim bólem. Ale moi znajomi twierdzą, że taki koniec przyjaźni oznacza, że tej przyjaźni nigdy nie było...
Gdy 12 lat temu, po krótkim nieudanym małżeństwie wróciłam na tarczy z Paryża, natychmiast wyciągnął do mnie pomocną dłoń najlepszy przyjaciel, dajmy mu na imię Jurek. Znaliśmy się z podwórka, ze szkoły, z harcerstwa, ze studiów, od 5. roku życia z przerwami zawsze razem na stopie przyjacielskiej, bez seksu. Wypłakiwaliśmy się sobie nawzajem w rękaw po nieudanych miłościach z innymi, wspólnie przeżywaliśmy wzloty i upadki.
Jurek w ciągu 2 miesięcy "urobił" szefa i załatwił mi świetną pracę w swojej firmie. Oczywiście, była to prywata, ale też ufaliśmy sobie i wiedział, że jestem fachowa, dobra, uczciwa, pracowita etc… Nie podrzucił szefowi kukułczego jaja.
Pracowałam tak, jak umiem i chcę: na maksa, bez obijania się. A Jurek był moim bezpośrednim przełożonym. I już w pierwszym tygodniu zwyzywał mnie kilka razy od perfekcjonistek oraz idealistek:-). Potem było już między nami tylko coraz gorzej.
W jego oczach wchodziłam mu w drogę i w paradę, podgryzałam, próbowałam udowodnić, że jestem od niego lepsza i wszystko, co najgorsze. Prześladował mnie za 10 sekund spóźnienia, zagiętą karteczkę w prezentacji, kubek po kawie na biurku… Ja, 30-latka po 2 fakultetach, płakałam po nocach przez jego prześladowania, nabawiłam się ciężkiej nerwicy. W końcu poszłam po rozum do głowy i tym samym poszłam sobie precz, samodzielnie znalazłam lepszą pracę – ale wymagało to kilku miesięcy wizytowania u psychologa, bo przez Jureczka czułam się jak najgorszy śmieć, leń i beztalencie. Umiał to sprawić.
Nigdy więcej nie rozmawialiśmy ze sobą ani nie widzieliśmy się na oczy. Znajomi twierdzili, że to była zawiść, seksizm, ukryte pragnienia seksualne, kompleksy, rywalizacja, poczucie zagrożenia.
Minęły lata, urodziłam świadomie nieślubne dziecko, potrzebowałam więcej pieniędzy. Nauka poszła w las i w zapomnienie – przyjęłam się do pracy, do przyjaciółki tym razem, nazwijmy ją Kasią. Tu już powiem w skrócie: miałyśmy zostać wspólniczkami, a spotkałyśmy się… w sądzie. Podobno też usiłowałam udowodnić, że jestem od Kasi we wszystkim lepsza, ale w tzw. realu zostałam po prostu okradziona i pozostawiona z niczym, choć pracowałam dla niej 12 godzin na dobę, zaniedbując dziecko i siebie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze