Gadanie cipką
REDAKCJA • dawno temuJako feministka z przekonania mam wrażenie od jakiegoś czasu poczucie przeciążenia tematem waginy. Nawet samego słowa nie lubię – wagina-machina, wagina-walkiria, coś monstrualnego i groźnego. Tymczasem mamy takie sympatyczne, ładnie zdrabniające się słowo „pochwa”… Bardzo wymowne, pasujące jak rękawiczka do wiecie czego:).
Jako feministka z przekonania mam wrażenie od jakiegoś czasu poczucie przeciążenia tematem waginy. Nawet samego słowa nie lubię – wagina-machina, wagina-walkiria, coś monstrualnego i groźnego. Tymczasem mamy takie sympatyczne, ładnie zdrabniające się słowo „pochwa”… Bardzo wymowne, pasujące jak rękawiczka do wiecie czego:).
Czy nielubienie słowa „wagina” to sygnał ostrzegawczy, że coś u mnie nie halo z samoakceptacją? Wątpię. O eksperymencie z lusterkiem czytałam 20 lat temu w Cosmopolitanie i bardzo się zdziwiłam, bo już przedtem wpadłam na to sama, żeby się dokładnie „tam”:) obejrzeć.
Drażnią mnie również nieścisłości w temacie. Notorycznie pisze się i mówi o „wyglądzie waginy”. Wagina nie wygląda – chyba że mamy prywatny aparat do usg z odpowiednią końcówką lub wibrator z kamerą. Ewentualnie trochę wygląda, kiedy zaczyna wypadać. To, o czym powszechnie mowa, to WEJŚCIE do pochwy, nie sama pochwa – nieudolna kalka z angielskiego, gdzie tego słowa używa się zamiennie, pewnie dla uproszczenia, częstego w tym języku. Przeraża mnie wizja wywracania waginy na lewą stronę w celu przyjrzenia się jej, bo prostszej metody chałupniczej chyba nie ma.
Wejście do pochwy jednak to zaledwie znikoma (acz niewątpliwie centralna) część cipki. Jest jeszcze mnóstwo warg sromowych, łechtaczka, wzgórek łonowy rozdarty dylematem: golić się czy nie? Czasami razem z cipką wrzuca się do jednego worka odbyt, jako że bywa wyeksponowany podczas seksu, a wygląda w realu nieco inaczej niż w filmach porno. Jeśli jesteśmy perfekcjonistkami i estetkami przy kasie, możemy go sobie wybielić, a wargi sromowe przyciąć, aby nie furkotały jak falbanki na wietrze i nie przysparzały nam dyskomfortu, że obwisają jak biust.
Co ja prywatnie mogę powiedzieć o cipce? Wiem, że istnieje, że ma wiele zastosowań, że jest ważna… Ze stwierdzeniem, iż stanowi kwintesencję oraz istotę mojej kobiecości, zgodzić się niestety nie mogę, bo byłoby to wstecznictwo wobec zdobyczy feminizmu i wyrażenie zgody na epitety typu „głupia cipa”. Przecież miałam być człowiekiem i szukać istoty człowieczeństwa, a nie wprowadzać kolejne linie podziału, prawda? Cipka mnie nie wyróżnia, nawet jeśli jest niepowtarzalna jak odcisk palca. Wyróżnia mnie mózg — ma więcej zwojów i uważam, że stanowczo za mało o nim wiemy, dyskutujemy, piszemy. To on przecież decyduje o tym, czy lubię swoją cipkę, jak się o nią troszczę i jak jej używam.
Wierzę, że są kobiety, które wstydzą się rozebrać, nie wiedzą, skąd się biorą dzieci ani ile razy dziennie trzeba się podmywać i w jakim kierunku. Potrzebują pomocy. Ale boję się, że jeszcze trochę wałkowania tematu, a zacznę… mówić cipką, pomylą mi się wargi.
Przeczytałam w necie wypowiedź zbulwersowanego i chyba rozbawionego ginekologa: pacjentka przed badaniem przeprosiła go za to, że nie zdążyła się wydepilować! To już jest niestety myślenie cipką, tylko w innym znaczeniu niż kiedyś. Namawiam do umiaru, celem uniknięcia kolejnej obsesji, którą trzeba będzie leczyć u terapeuty.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze