Bartek Michalec o poszukiwaniu prostego szczęścia, najnowszej kolekcji i studiach w elitarnej szkole w Antwerpii
MAŁGORZATA BOY • dawno temuUbrany w czarne rurki, białe tenisówki, szary top i kamizelkę. "Stylu nie zmienił, zawsze boski…" pomyślałam, kiedy zobaczyłam BARTKA MICHALCA zmierzającego w moim kierunku na rowerze. To typ, który zawsze kojarzył mi się z Samanthą Ronson — totalny luz, czarny melonik na głowie, białe Ray Bany na nosie. Te ostatnie zastąpił właśnie okularami spawalniczymi z Leroy Merlin. — Ray Bany nosiłem 2 lata temu, teraz nie noszę, bo mają je wszyscy — wyjaśnia mi później. Gdyby nie powiedział mi, że najnowszy nabytek kupił w markecie budowlanym za 35 złotych, pomyślałabym, że to designerskie szkła, za które trzeba zapłacić majątek.
23-letni projektant i stylista zafascynował mnie już dawno temu. Pamiętam jak dziś, kiedy w garderobie redakcji Twojego Stylu zobaczyłam na wieszakach kilka kreacji z jego kolekcji Uterus. Proste, perfekcyjnie wykończone ubrania, w których zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Krótko potem nosiłam za ówcześnie 21 — letnim Bartkiem ciężkie torby, wypełnione ciuchami (jak to się zwykle robi, zaczynając karierę w branży modowej) podczas gdy on stylizował topowe polskie gwiazdy. Od tego czasu upłynęło sporo wody w Wiśle, dlatego postanowiłam sprawdzić, co się u Michalca zmieniło.
Po tygodniu, stu wykonanych połączeniach na komórkę Bartka, udaje mi się w końcu umówić z nim na rozmowę. Miejsce: Park Szczęśliwicki. Piknik na trawniku z widokiem na wodę. Siedzimy po turecku i pijemy ciepłą herbatkę rumiankową z termosu Bartka. Czy może być bardziej idealne miejsce na wywiad z kimś, kto za chwilę zawojuje zagraniczny rynek mody?
JEJ MODA: Trudno Cię ostatnio namierzyć…
BARTEK MICHALEC: Bo ja w ogóle nie wychodzę z domu. Ciężko pracuję. Naprawdę mam taki dobry, twórczy czas.
JEJ MODA: Czym się dokładnie zajmujesz?
B.M.: Pracuję nad nową kolekcją i kilkoma projektami związanymi z modą, ale nie będącymi modą samą w sobie. To rodzaje mediów związane z instalacjami. Ale moim głównym fokusem teraz jest dostanie się na studia w Antwerpii. To mój najważniejszy cel. Jestem w 100% pewien, że tego właśnie chcę. To przewartościowało całkowicie moje funkcjonowanie i działanie twórcze. Dostrzegłem w końcu, że przez lata pracy jako stylista, gdzie współtworzyłem wiele rzeczy mainstreamowych, zostałem zamknięty w pewne ramy komercji i w konsekwencji zacząłem sam siebie ograniczać. Wiesz jak to działa? Mówisz sobie: klientowi to się nie spodoba, albo tego nie sprzedamy, to jest za awangardowe, to jest za mocne, a to może kogoś obrazić. Wiadomo, że design to nie sztuka galeryjna. Dlatego naturalne jest, że na pewnym etapie zaczynasz myśleć pod odbiorcę. Ale ja mam 23 lata i nagle uświadomiłem sobie, że ominął mnie okres takiego tworzenia, gdzie nic mnie nie ogranicza.
JEJ MODA: Do czego są Ci potrzebne studia? Przecież w wieku 23 lat jesteś na zawodowym Mont Evereście — ubierasz i stylizujesz gwiazdy.
B.M.: Ja zawsze chciałem posiąść edukację w jakiejś dobrej szkole za granicą. W Polsce można się nauczyć warsztatu, krawiectwa, ale nikt nie uczy podejścia biznesowego. Bo tutaj nie ma tego biznesu i nie ma ludzi, wykładowców, którzy kiedykolwiek tego doświadczyli.
JEJ MODA: Jak będą wyglądały Twoje studia w Antwerpii?
B.M.: Na pierwszym roku studenci mają trzy elementy ubioru do wykonania z jednej tkaniny. I to jest pierwszy rok, który ma cię nauczyć myślenia przestrzennego, konstrukcji, bo ubranie to przecież rzeźba. Na drugim roku przez pierwszy kwartał studenci poznają historię mody i mają za zadanie odtworzyć jeden kostium z wybranej epoki. Jeśli np. wybiorę malarstwo Rafaela i zafascynuje mnie portret kobiety w jakiejś pięknej sukni, która będzie punktem wyjścia dla mnie, to przez pierwszy kwartał będę odtwarzał ją co do detalu. Przez kolejne dwa kwartały, student robi kolekcję inspirowaną danym okresem. Trzeci rok poświęcony jest etnice. Studenci odtwarzają jeden charakterystyczny kostium ludowy, a potem robią kolekcję. Na czwartym, dyplomowym roku, studenci mają już wolną rękę i robią kolekcję tak jak czują, bazując na doświadczeniach z poprzednich trzech lat.
JEJ MODA: Czym różni się studiowanie w Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Antwerpii od studiowania na polskich uczelniach?
B.M.: Przede wszystkim wykładowcy nie zamykają głowy studentowi. Starają się poszerzyć twoje horyzonty. Oni nie szukają tam żółtodziobów, tylko już ukształtowanych ludzi. Jak ktoś zdaje w wieku 19, 20 lat to mu mówią na dzień dobry — jesteś za młody na tą szkołę. Średnia wieku studenta na pierwszym roku to 24 lata. Tam szukają ludzi, którzy wiedzą już czego chcą. Do tej szkoły nie dostają się przypadkowe osoby.
JEJ MODA: Co potem?
B.M.: Chcę podziałać chwilę w modzie, a potem zająć się jedną rzeczą o której zawsze marzyłem — studiami w Stanach Zjednoczonych. Mam ustalony plan, który chcę zrealizować przed 30 — tką.
JEJ MODA: Możesz nam zdradzić szczegóły?
B.M.: Nie, to jest jeden z moich sekretów.
JEJ MODA: Jak będzie zmieniała się Twoja moda w przyszłości?
B.M.: Na pewno nie mam zamiaru budować swojej marki. To jest tak naprawdę ciężka robota. Żyjemy w dobie kryzysu, gdzie znani projektanci bankrutują. Weźmy chociażby Veronique Branquinho, która zamknęła aktualnie całą firmę. Poza tym jak zaczynasz prowadzić swój biznes, to moim zdaniem tracisz to, co mi teraz sprawia przyjemność — wolne myślenie. Zamiast tego tylko liczysz pieniądze. Mnie bardziej interesuje praca w zespole projektowym jakiegoś domu mody. Z tego co opowiadał mi Wojtek Dziedzic, który pracował dla Alberty Ferretti i Jil Sander, to jest dopiero niesamowite przeżycie.
JEJ MODA: Jeśli mógłbyś wybierać, z którym z domów mody chciałbyś współpracować?
B.M.: Mega trudne pytanie! Nigdy się nad tym tak naprawdę nie zastanawiałem, bo lubię przeróżną estetykę. Ale chodzi Ci o pracę zespołową?
JEJ MODA: Jak najbardziej.
B.M.: To już wtedy zależałoby raczej nie od samego domu mody a od projektanta tam panującego. Bo np. uważam, że Givenchy za Macdonalda było złe, a teraz, za Tisciego, uwielbiam. Gdyby mi zaproponowano, mógłbym zacząć dla nich pracować choćby od jutra.
JEJ MODA: Czy jest jakiś projektant, oprócz Ricardo Tisciego, którego twórczość wyjątkowo cenisz?
B.M.: Jest ich wielu. Na pewno cała Antwerpska Szóstka . Poza tym fascynują mnie Japończycy — Yohji Yamamoto, Issey Miyake czy Rei Kawakubo, z tych starych wyg.
JEJ MODA: A współcześnie?
B.M.: Ostatnio jestem zachwycony Christopherem Kanem. To jeden z niewielu debiutantów, który naprawdę trzyma poziom z sezonu na sezon. Jest niesamowity. Jego kolekcja Resort 2010 z nadrukami grzyba atomowego kompletnie mnie rozwaliła. Byłem pod ogromnym wrażeniem….
JEJ MODA: Cały czas mówimy o zagranicznych projektantach. A kto Twoim zdaniem jest godny uwagi w Polsce?
B.M.: Gosia Baczyńska. Absolutnie! Za konstrukcje i za genialny patent estetyczny, który sobie na to wszystko wymyśliła. Nie tylko prowadzi fajny biznes, ale nadal pozostaje artystką.
JEJ MODA: Czym się inspirujesz tworząc?
B.M.: Przeróżnymi rzeczami (lawina śmiechu) - na maksa. Kolekcja Uterus była inspirowana głównie elżbietańskimi czasami, detalem typu kryza. Najbardziej chyba inspiruje mnie natura, formy, kształty, struktury. Aktualnie pracuję nad projektem, gdzie forma ubrań będzie prosta, za to nadruki będą miały kluczowe znaczenie. W tym celu zjeździłem Polskę z aparatem, fotografując pewne detale z natury — patyki, gałęzie sosny, kwiaty.
JEJ MODA: Czyli kolekcja będzie bardzo eko?
B.M.: Ja bym tego tak nie nazwał. Niemniej jednak jestem propagatorem takiego trybu życia na luzie, blisko natury. Jeżdżę na rowerze, lubię pójść na piknik do parku, jak sama widzisz. W tym projekcie zwracam uwagę na proste rzeczy, detale, których na co dzień nie dostrzegamy żyjąc w mieście. Eksperymentuję z fakturą nadruków. Na przykład rękawy pokrywam nadrukiem róży a front patykami. Całość jest jeszcze przeskalowana, przetworzona graficznie, jest realistyczna ale kompletnie nierzeczywista. Oddaje trójwymiar. Patrząc, może się wydawać, że marynarka jest przezroczysta. Gdyby postawić osobę ubraną w coś takiego w lesie wyglądałaby jakby nic na sobie nie miała.
JEJ MODA: Co chcesz ludziom przekazać jako artysta?
B.M.: Tak naprawdę nie mam zamiaru niczego przekazywać innym. Ja traktuję modę jako rodzaj pamiętnika, swego rodzaju ekshibicjonizm. To jest tak jak z poezją — większość ludzi jej nie rozumie i nie ma im się co dziwić, bo jest to najintymniejsza forma literatury. Tak samo jest z modą, którą chcę robić. Nie chcę przekazywać ludziom wzniosłych myśli społeczno-politycznych. Japończycy wychodzą z założenia, że sztuka powinna być interpretowana tak jak chcemy. I ja chciałbym, żeby moja twórczość była czytana dowolnie, ale jednocześnie, żeby budziła raczej przyjemne skojarzenia, a nie oburzenie, jak było chociażby w przypadku ukrzyżowanego penisa Nieznalskiej. Zupełnie nie interesuje mnie takie tanie szokowanie.
JEJ MODA: Ale przecież dzięki tej aferze Nieznalska zaistniała w szerszej świadomości…
B.M.: Oczywiście, ale to nie jest droga idealna. Jest łatwa na chwilę, a potem nagle znikasz. Ja chcę zbudować solidny fundament siebie w spojrzeniu społeczności, która nas otacza. Moim marzeniem zawsze były nie pieniądze, nie sława, tylko to żeby być autorytetem dla ludzi. Zapisać się na łamach kultury jako człowiek, który wniósł coś w intelekt tego społeczeństwa.
JEJ MODA: Emanuje z ciebie spokój i błogostan… Mam wrażenie, że zaraz zaczniesz unosić się nad ziemią jak fakir albo jak balonik odlecisz mi gdzieś w górę…
B.M.: Bo ja odnalazłem wreszcie wewnętrzny spokój. I to nie takimi metodami typu jakieś wierzenia, ćwiczenia relaksujące, diety itd.
JEJ MODA: Żadnej Kabały?
B.M.: Nie! (śmiech) Bardzo nie lubię ulegania popkulturze.
JEJ MODA: Jakie jest polskie środowisko modowe?
B.M.: Ciężko się do niego dostać, bo jest hermetyczne. Przeszkadza mi też tutaj fokus na dobra materialne i sławę. U nas nie ma przestrzeni do rozwoju. Ta drabina sukcesu gdzieś się kiedyś kończy. Ja czuję, że na mojej już zabrakło szczebelków. Bo dla mnie zrobienie kolejnej okładki jakiegoś prestiżowego magazynu dla kobiet, nie jest już niczym wyjątkowym. I wiem, że w Polsce nie mogę osiągnąć już nic więcej oprócz zarabiania pieniędzy. A one, tak jak wcześniej powiedziałem, nie są dla mnie celem.
JEJ MODA: Czas na zmiany?
B.M.: Tak. Czuję po prostu, że nie ma tu dla mnie miejsca. Czasami jest mi smutno, kiedy patrzę na te nasze konkursy mody. To jest taka zasłona dymna, za którą żyje większość ludzi. W Polsce mamy mnóstwo zdolnych jednostek, ale większość z nich, niestety, nigdy się nie wybije, bo nigdy nie dostanie takiej szansy.
JEJ MODA: Dlaczego tak jest?
B.M.: Po pierwsze ta hermetyczność, o której rozmawialiśmy, na to nie pozwala. Trzeba wiedzieć jak się wdrożyć w środowisko i jak w nim funkcjonować. Poza tym bardzo ważna jest osobowość. I nieważne czy tutaj, czy za zagranicą — trzeba być silnym, żeby się przebić. Często zdarzają się mega zdolni ludzie, ale brakuje im charyzmy. Oni nie są w stanie odnieść samodzielnie sukcesu. Mogą pracować jedynie jako szara mysz w zespole projektowym. Obecnie projektanci markują twarzami swoje dokonania. Żeby odnieść sukces trzeba być charyzmatyczną, odważną postacią, wychodzić do ludzi, być inicjatorem wydarzeń.
JEJ MODA: Dla kogo projektujesz?
B.M.: Nigdy się nad tym nie zastanawiałem i nigdy nie chciałem tego kategoryzować. Uważam, że to bez sensu. Tym bardziej, że robiąc modę robisz tak jak czujesz i klienci sami się do Ciebie zgłaszają. Wiadomo, że nie przyjdzie do mnie gwiazdka serialu X uszyć sobie suknię na Telekamery, ale przychodzą np. Monika Brodka, która gra koncerty w moich ubraniach czy Marysia Peszek, dla której zaprojektowałem część kostiumów na trasę. Konkretni ludzie.
JEJ MODA: Czy Twoim targetem są tylko gwiazdy?
B.M.: Bynajmniej! Wolę kiedy moje ubrania noszą zwykli ludzie. To jest niesamowite przeżycie, kiedy idziesz ulicą i widzisz nagle kogoś, ubranego w twoje ciuchy. To jest wtedy takie wielkie wow! Obca osoba, nosząca moje ubrania to dla mnie największy komplement.
JEJ MODA: Gdzie można kupić Twoje ubrania?
B.M.: Teraz tak naprawdę nigdzie, oprócz telefonu do mnie.
JEJ MODA: Czy oprócz mody masz jakieś nałogi?
B.M.: Moda nie jest moim nałogiem. W ogóle. Jest takim luzem. Ja nie mam jazdy na modę w ten sposób, że główkuję jak się dziś wystylizować. Moim nałogiem jest na pewno palenie papierosów — nie wyobrażam sobie życia bez nich. Imprezowanie to też bardzo ważny aspekt. Lubię nocne życie i nie chodzi o to, żeby upić się na umór choć zdarza mi się czasami upić, ale to funkcjonowanie do białego rana, przebycie całej nocy w towarzystwie, na maksa to lubię. No i jestem totalnie uzależniony od kina. Przez ostanie 3 lata, prawie codziennie, obejrzałem inny film. Zresztą zawsze pracuję przy filmie w tle. Filmy same w sobie mnie nie inspirują, ale dają mi taki motor wyciszenia.
JEJ MODA: Czy jak pracujesz wyłączasz telefon, odcinasz się od ludzi?
B.M.: Nie, nie wyłączam telefonu, ale jak ludzie dzwonią to on w końcu w którymś momencie pada i potem już go nie włączam.
(Lawina śmiechu)
JEJ MODA: Wiem coś o tym…
B.M.: No właśnie, jak jestem skupiony na pracy to po prostu nie odbieram telefonu, wyciszam go i znikam. Musisz mi to wybaczyć, ale w końcu się spotkaliśmy.
JEJ MODA: Wybaczam, przekupiłeś mnie rumiankową herbatką.
A pamiętasz moment w którym zdecydowałeś, że chcesz zostać projektantem?
B.M.: Miałem ze 13 lat kiedy zaczęła fascynować mnie moda, jako medium. Wcześniej zawsze interesowało mnie malarstwo rysunek, dużo czytałem na temat sztuki i zawsze ciekawiła mnie historia sztuki, ale zupełnie nie spodziewałem się, że pociągnie mnie w stronę mody. Opowieści typu że ktoś miał trzy lata i ubierał lalki i miśki — mnie kompletnie ominęła taka historia.
JEJ MODA: Z jaką gwiazdą najlepiej Ci się pracowało?
B.M.: Z Amandą Lepore pracowało mi się najlepiej. Przyjechała na imprezę Absoluta i zrobiliśmy jej okładkę do Machiny z całą sesją. W życiu nie widziałam tak miłej, pokornej, i mega profesjonalnie przygotowanej osoby. Na sesję przyszła sama — umalowana i uczesana i muszę Ci powiedzieć, że chyba w życiu nie widziałem tak perfekcyjnego makijażu. Przywiozła też swoje rzeczy. Pełen profesjonalizm. Na luzie, bez żadnych ciśnień, awantur, pełne zaufanie.
Ale z polskimi gwiazdami też mi się świetnie pracuje — z Marysią Seweryn, Moniką Brodką. Z takimi babkami na luzie.
JEJ MODA: A poza pracą? Masz jeszcze czas na życie osobiste, na związki?
B.M.: Nie, właśnie o to chodzi że ja jestem typem samotnika. Najlepiej jest mi samemu, z przyjaciółmi wyłącznie, których mogę odstawić. Tak jest najwygodniej. Z jednej strony jestem duszą towarzystwa, ale potrzebuję od czasu do czasy pobyć pustelnikiem. Dobrze mi jest samemu.
JEJ MODA: Obecnie pracujesz sam?
B.M.: Nie. Robię jeden projekt z Moniką Brodką.
JEJ MODA: Czy Monika zajęła się teraz projektowaniem?
B.M.: Nie (uśmiecha się zalotnie). Ale mogę zdradzić, że przygotowujemy razem całą akcję artystyczną, rodzaj performancu, który chcę zrobić pod koniec sierpnia.
JEJ MODA: Zaprosisz Jej Modę?
B.M.: Absolutnie, że tak! Zdradzę, że to będzie mały event. Chcę odejść od tych wieczornych pokazów z bankietami. Show będzie w ciągu dnia, ponieważ interesuje mnie światło dzienne, to jak te ubrania funkcjonują w rzeczywistości.
Rozmawiała Małgorzata Boy
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze