„Ti ti ti ślićny bobasku”, czyli o mówieniu do dziecka
URSZULA ROGALSKA • dawno temuKażdy w swoim życiu zapewne spotkał się z takimi słowami:„nyny”, „amu”, „ti ti ti”, „niunio” itd.Można by wymieniać i wymieniać, aż strony, by nie starczyło. Kto takich słów używa? Nie, nie dzieci….tylko dorośli do dziecka, po to, by porozumieć się z dzieckiem. Czy faktycznie taki język dziecko lepiej rozumie? Hmm….
Ciocie, babcie, sąsiadki, mamusie i tatusiowie – zapamiętajcie, że mówienie do dziecka za pomocą znacznego zmiękczania i tzw. „pieszczenia się” niczego dobrego nie wnosi. Jedynie może przynieść szkody.
Dzieci na początku swojego rozwoju uczą się poprzez naśladownictwo. To my dorośli uczymy ich pierwszych słów i zdań. Dlatego też tak ważne jest, by do dzieci mówić normalnym językiem. Wszelkiego rodzaje „specjalne” nazwy nikomu nie służą. Oczywiście na początku wnoszą wiele radości i „słodyczy” do kontaktu z małym dzieckiem. Lecz kiedy maluch dorasta, źle się słucha dziecka, które ma kończyć przedszkole i nie potrafi poprawnie wymówić zwykłych rzeczy takich jak: „chcę jeść”, „daj mi cukierka” itp.
Ponadtonależy pamiętać, że trudno jest odzwyczaić dziecko od tzw. pieszeczenia się. Bywa, że dzieciom taki sposób mówienia pozostaje na długo prowadząc do wady wymowy i/lub zaburzonego słuchu fonemowego, odpowiedzialnego za prawidłowy zapis słyszanych wyrazów.
Niech każdy sam przeanalizuje, czy warto zatem do dzieci mówić normalnie czy używając zdrobnień?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze