W pierwszym odruchu myślałam, że to mleczno-beżowy błyszczyk, ponieważ ma identyczne opakowanie i stał w tym samym miejscu na displayu, ale jest to baza pod cienie, która ma za zadanie utrzymać makijaż powiek na miejscu w lecie. Jest to kremowa baza - lekka, przejrzysta, rozświetlająca i matująca okolice oczu.
Mam powieki zupełnie przeciętne, czyli ani niezbyt suche, ani też nie z tych przetłuszczających się ponad miarę, na których niewiele cieni wytrzymuje bez rolowania, więc nie umiem powiedzieć jak produkt zachowa się na takich. Na moich efekt jest spektakularny - zauważalne rozjaśnienie i maksymalnie naturalny efekt. Baza ma jeden odcień, dosyć jasny i przy ciemniejszej oliwkowej karnacji warto sprawdzić jak wygląda na skórze.
Nawet nałożona w większej ilości wygląda naturalnie i moim zdaniem lepiej od średniopółkowego korektora i bardzo blisko rozświetlacza do oczu selektywnej marki. Nie tyle pokrywa jednolitą warstwą skórę, co właśnie delikatnie ją rozświetla. Zastanawiam się co jest sekretem tego kosmetyku i wydaje mi się, że jest to jego bardzo zmikronizowana konsystencja. Pyłek pudrowy zmielony jest do najdrobniejszej konsystencji i nie obciąża skóry, zresztą tym różnią się kosmetyki nowej generacji od starszych - są szyfonowe, wręcz jedwabiste. Oprócz tego baza ładnie matuje i może być użyta punktowo zamiast korektora, choć raczej w trybie awaryjnym i na pewno nie przy większych problemach.
Opakowanie to estetyczna, typowa dla błyszczyków, przezroczysta buteleczka ze srebrną zakrętką, na szczęście zamiast gąbeczki ma supermiękki pędzelek. Włoski nieco mu się "podkręcają" przy zakręcaniu, ale absolutnie nie przeszkadza to w użytkowaniu. Kosmetyk jest w zasadzie bezzapachowy.
Cienie nabierają na tej bazie ładnego, bardziej intensywnego odcienia, a oczy - wypoczętego blasku. Nawet przy upałach nie ma niespodzianek, choć czasem dla zasady przesuwam palcem po powiece.
Producent | Pierre Rene |
---|---|
Kategoria | Twarz |
Rodzaj | Bazy pod makijaż |
Przybliżona cena | 6.00 PLN |