„Wysokowartościowe, odżywcze substancje pochodzenia czysto roślinnego farbując włosy nie uszkadzają ich struktury ani naturalnych pigmentów, lecz równocześnie zapewniają dodatkową pielęgnację włosów. Włosy uzyskują ładny połysk, są aksamitne i łatwo się rozczesują”.
Używałam odcienia złoty blond. Mam włosy średniej długości, do ucha, więc użyłam tylko jednego opakowania (100 g). Następnym razem zużyję tylko połowę, bo sporo mi jej zostało. Zgodnie z zaleceniami na ulotce, przed farbowaniem umyłam włosy - szamponem oczyszczającym bez silikonu.
Proszek rozrobiłam z ciepłą wodą (nie wrzątek) w plastikowej miseczce drewnianą łyżką do uzyskania konsystencji gęstej śmietany. Ważne, żeby nie była też za rzadka, bo będzie spływać. W celu pogłębienia intensywności koloru, dodałam jeszcze esencję z czarnej herbaty. Rozrobioną i przestygniętą hennę od razu nałożyłam na lekko wilgotne włosy specjalnym fryzjerskim pędzlem włosy, oczywiście w rękawiczkach. Kontakt dłoni z henną w trakcie farbowania może sprawić, że ręce pozostaną pomarańczowobrązowe. Warto włożyć miseczkę do gorącej wody wtedy henna nie zastyga (jest lejąca) i utrzymuje właściwą temperaturę.
Po zakończeniu nałożyłam na głowę czepek, który był dołączony do opakowania. Położyłam jeszcze dodatkowo ręcznik (turban). Całość trzymałam na głowie 2 godziny i 20 minut. Niektórzy uważają, że henna ma niemiły zapach, mi on nie przeszkadzał. Spłukałam całość ciepłą wodą. Robiłam to trzymając głowę nad miską, która jest w wannie, by nie pobrudzić łazienki.
Producent zaleca umyć włosy szamponem i zastosować odżywkę. Niestety to może spowodować, że kolor nie zwiąże się odpowiednio z włosem i szybciej się wypłucze. Także nic z nimi nie robiłam.
Kolor nie spełnił moich oczekiwań, jest nijaki i nierównomierny. Po 24 godzinach od farbowania włosy lekko się przyciemniły.
Ogólnie jestem zadowolona z samej henny - zero chemii i odżywienie włosów, coś w sam raz dla mnie.