Kopiec Kopciuszka
REDAKCJA • dawno temuMiałam sen. Nawiedził mnie w noc po koncercie Beyonce. Piosenkarka objęła mnie ramionami mocno jak anioł i uniosła w Kosmos, czyli tam, skąd przybyła. Osoby szczególnie wrażliwe na obrzydlistwa lub głęboko moralne niech czytają dalej wyłącznie na własną odpowiedzialność, ostrzegam, to był autentyczny koszmar i horror.
Miałam sen.
Nawiedził mnie w noc po koncercie Beyonce. Piosenkarka objęła mnie ramionami mocno jak anioł i uniosła w Kosmos, czyli tam, skąd przybyła.
Osoby szczególnie wrażliwe na obrzydlistwa lub głęboko moralne niech czytają dalej wyłącznie na własną odpowiedzialność, ostrzegam, to był autentyczny koszmar i horror.
Beyonce upuściła mnie na małej migotliwej planetce i odleciała w siną dal. Centralnym obiektem planety był gigantyczny i przerażający, niebosiężny kopiec. Główną jego konstrukcję stanowiły monstrualne ilości dolnych damskich żeber w stanie nienaruszonym oraz całe szkielety, jakby rozerwane przez mikroeksplozję od wewnątrz – domyśliłam się, że należały do zastępczych matek, zeszpeconych i unicestwionych porodami zbyt dorodnych dzieci.
Na tej solidnej kostnej bazie majtały się krwawosine skrawki przeróżnych tkanek – ze zwężonych pochw, niedoskonałych gruczołów piersiowych, nadprogramowej skóry z obwisłych brzuchów, za dużych uszu, wyciętego z nosów nadmiaru chrząstki… Cały kopiec zalany był grubą warstwą ohydnego, odessanego tłuszczu i posypany, niczym wiórkami kokosowymi, całkiem na moje oko zdrowymi, białymi zębami. Myślałam, że mam przywidzenia w przywidzeniach, dostrzegłam też jednak wyraźnie kilka odciętych palców u nóg.
Przed kopcem (antylogika snu!) stały z zadartymi głowami Wellman, Latifah i Adele. Na ich pięknych, pełnych buziach malowało się głębokie zastanowienie przemieszane z ciekawością. Wyłapałam również szczyptę niepewności, samokrytycyzmu może? Wreszcie pani Dorota odezwała się nieśmiało pierwsza:
— Słuchajcie, laski, może my jednak robimy coś nie tak, nie robiąc nic?
Dziewczyny spojrzały po sobie z powątpiewaniem… Przez sen poczułam odór gnijącego kopca i obudził mnie potężny odruch wymiotny. Usiadłam na łóżku, opanowując spazmy i dreszcze. Zlewał mnie zimny pot. Już do rana nie było mowy o odpoczynku.
Gdy tylko budzik obwieścił siódmą rano, chwyciłam komórkę i wcisnęłam numer mojego przyjaciela, znakomitego i nieustraszonego kaskadera samochodowego, który jest samotnym gejem z wyboru. Usłyszałam jego ciepły głos… Chciałam się tylko upewnić, że nie zmienił testamentu, w którym zapisał mi nerki, serce, wątrobę, gałki oczne i coś tam jeszcze. Ma piękną skórę, którą w sumie na upartego też dałoby się przeszczepić. Ale jego mózgu chyba bym nie chciała, sama nie wiem… Na razie nie mówię: hop!
Co i Wam serdecznie doradzam. Jest presja, jest konkurencja, czy mądrze byłoby to lekceważyć?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze