Gdzie jest pilot?
LAURA BAKALARSKA • dawno temuKiedy męscy przodkowie Jacka wracali z polowania, siadali w jaskini i milcząc, wpatrywali się w płonący ogień. Być może pili przy tym jakiś prototyp piwa, ale to nie jest pewne. Kobiety nie polowały. Całymi dniami siedziały w jaskini i pilnowały dzieci. Musiały dbać o dobre stosunki z innymi kobietami, a do tego niezbędna była umiejętność prowadzenia rozmowy. Powinny więc wiedzieć kto, z kim, dlaczego – ze wszystkimi szczegółami.
Mam takich znajomych – Wiesławę i Jacka. Dla niepoznaki, na okoliczność tego tekstu, nazwijmy ich Kwasigrochami. Są to ludzie cywilizowani, jednak coś niecoś odziedziczyli po swoich przodkach żyjących w jaskiniach.
Jacek Kwasigroch nie musiał chodzić na polowania, żeby utrzymać swoją kobietę i nie mieszkał w jaskini. Naturalną konsekwencją rozwoju cywilizacji jest to, że polowania zastąpiła praca, jaskinię – mieszkanie, a ognisko – telewizor. Gdy więc Jacek wracał z pracy, pragnął tylko jednego: oglądać telewizję.
– Żebyś ty oglądał program, jak wszyscy normalni ludzie! – jazgotała Wiesława. – Ale nie, ty latasz po tych kanałach jak głupi!
Ze swojego punktu widzenia Wiesława miała rację. Jej mąż istotnie, dzierżąc pilota w dłoni jak jakiś symbol władzy, przemieszczał się bez ładu i składu z kanału na kanał. Kwasigrochowie byli podłączeni do kablówki i oferowana przez nią liczba kanałów dawała Jackowi spore pole do popisu. Zazwyczaj jego uwaga skupiała się na programie około dwóch minut. Maksymalnie było to minut dziewięć, co Wiesława kiedyś zmierzyła ze stoperem w ręku. Ta przerzutność uwagi męża nie pozwalała Kwasigrochowej poznać bliżej bohaterów programu. Ledwo ledwo czegoś się o nich zaczynała dowiadywać, a tu – pstryk! I oglądali, dajmy na to, boks zawodowy.
Dodać należy, że Jacek bronił pilota przed żoną jak niepodległości.Pewnego wieczoru, pod koniec kwietnia, Kwasigrochowie zasiedli do kolacji. Jacek, jak zwykle, dzierżył w ręce pilota. Ale tego dnia na kolację Wiesława podała spaghetti. Wymagało ono posługiwania się łyżką i widelcem. Jacka natura obdarzyła tylko dwiema rękami i kiedy zajął je obie sztućcami, zabrakło mu kończyny na pilota. Dzięki temu Wieśka spokojnie mogła obejrzeć prognozę pogody.
– W życiu nie pojmę, dlaczego ta głupia prognoza ma dla ciebie takie znacznie! – marudził Jacek, zbierając talerze po kolacji. – Co to za różnica, czy będzie dziesięć, czy dwanaście stopni!
– Pewnie, jak się wozi samochodem, to żadna różnica! – odparowała natychmiast Wiesława.
– Ale dla kogoś, kto kataru i żylaków dostaje na przystankach, ma podstawowe znaczenie!
– Trzeba było zrobić sobie prawo jazdy! – odszczeknął Jacek.
– Gdybym miała normalnego, odpowiedzialnego męża, to miałabym i prawo jazdy! – warknęła Wiesława. – Tylko jaśnie panu z dzieckiem nie chciało się samemu zostać. To przez ciebie nic w życiu nie osiągnęłam!
Po czym zgarnęła ze stołu obrus, wyszła na balkon i wytrzepała go z taką złością, jakby to był jej ślubny. Kwasigrochowie mieszkali na siedemnastym piętrze.Jacek z kuchni przyniósł herbatę, postawił na odświeżonym obrusie, a po chwili zaczął nerwowo obmacywać teren wokół siebie. Na jego twarzy malował się wyraz głębokiego cierpienia. Wiesława natychmiast domyśliła się, w czym rzecz, i uśmiechnęła pod nosem z wielką satysfakcją. Oto jej mąż chce zmienić kanał, a tak przed nią schował pilota, że sam go teraz nie może znaleźć! Po pięciu minutach obmacywania foteli, kanapy i stołu Jacek zapytał podejrzliwie:
– Gdzie jest pilot?
Wiesława uległa nastrojowi paniki. Przeszukiwali cały pokój. Pilota nie było. Wreszcie Jacek powiedział rozdzierającym głosem:
– Czy ty go przypadkiem nie wytrzepałaś przez balkon?! Już tak wytrzepałaś solniczkę, talerz, zegarek…
I z krzykiem:
– Kobieto, na drugi raz myśl, jak coś robisz! – założył buty, narzucił kurtkę i pobiegł do windy.Wrócił po kwadransie. Odnalazł wprawdzie pilota, ale roztrzaskanego, który w tej postaci zupełnie się nie nadawał do użytku.
– Co my teraz zrobimy? – biadolił. – Długi weekend się zbliża. Święta bez telewizji, masz pojęcie! To przez tę twoją manię porządku!
– Nie bądź dziecko. Kanały można zmieniać ręcznie – pouczył Jacka Kwasigrocha jego nastoletni syn Jakub. – Na przednim panelu jest klapka. Pod klapką są guziczki. Trrrach! I gotowe!
To powiedziawszy, udał się do swojego pokoju. Miał w nim własny telewizor, czarno-biały, bez pilota – zabytek, rzec można. Ale wiedział jedno: jemu nikt kanałów nie zmieni.Kwasigroch starszy poszedł za radą syna. Cały wieczór majstrował przy panelu przednim telewizora. Sprawa była jednak beznadziejna. Okulista kazał Kwasigrochom oglądać program z czterometrowej odległości, ile razy więc Jacek chciał zmienić kanał, musiał wstać. O jedenastej wieczorem, przebrany już w piżamę, wyjęczał zbolałym głosem:
– No, pięknie! Nie mamy telewizji! I co my będziemy robić wieczorami?!
– He, he! Cała Polska czyta dzieciom, możesz i ty mi poczytać! – zaśmiał się ze swojego pokoju Jakub.
Jacek to sobie zapamiętał. Następnego wieczoru polecił czytać Jakubowi. Przy okazji wyszło na jaw, że młody człowiek nie umie płynnie czytać. Ten wieczór nie należał do przyjemności – ani dla lektora, ani dla słuchaczy. Kolejnego postanowili posłuchać muzyki, przy czym zanim jeszcze zaczęli jej słuchać, wybuchła awantura. Wiesława chciała puścić Bacha albo Vivaldiego. Jacek krzyczał, że koniecznie chce być oryginalna i się wywyższać, w dodatku Bach i Vivaldi pasują do adwentu, a nie do weekendu majowego. W rezultacie zwyciężył i Wiesława cierpiała, bo Kwasigroch włączył Ich Troje, których ona nie cierpi.
Trzeciego wieczoru Jacek zaprosił Wiesławę do kina, po raz pierwszy od czasów narzeczeńskich. W kinie śmierdziało popcornem, ludzie hałasowali, głośniki wyły na cały regulator, a w dodatku Wieśka przez cały seans toczyła wojnę o podłokietnik z jakimś typem po jej lewej stronie.Czwartego wieczoru Jacek zabijał czas, naprawiając skrzynię na pościel. Pokaleczył się przy tym i nastukał młotkiem głównie we własne palce. Piątego, kiedy tylko długi weekend dobiegł końca, Jacek pojechał do sklepu Piloty – Wszystkie Typy, a po powrocie z niego triumfalnie zasiadł przed telewizorem i tkwił tam aż do późnej nocy.Przez cały następny tydzień Kwasigrochowie opowiadali wszystkim znajomym, jak wspaniałe i twórcze jest życie bez telewizora.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze