„Dom na skraju nocy” Catherine Banner – recenzja
ALICJA BARSZCZ • dawno temuLubię sagi rodzinne. Częstokroć zastanawiałam się, czy z historii mojej własnej rodziny mogłaby wyjść ciekawa powieść i myślę, że tak naprawdę każda familia może poszczycić się ciekawymi, zaskakującymi, barwnymi, zabawnymi a czasem smutnymi epizodami, z których mogłaby powstać przepiękna saga.
Tak też dzieje się w przypadku Espositów. Rodzina, jakich z pewnością wiele na świecie, a jednak wyjątkowa. Samotność i przyjaźń, romans i prawdziwa miłość, narodziny i śmierć – wszystko to przewija się przez karty powieści „Dom na skraju nocy” autorstwa Catherine Banner. W tle zaś rozgrywa się historia – druga wojna światowa, czerwona rewolucja, pierwsze komputery, kryzys gospodarczy i rozwój turystyki.
W niewielkiej miejscowości, na wyspie Castellamare, żyją zapomniani przez ludzi ze stałego lądu mieszkańcy oddający hołd świętej Agacie. Na tę właśnie wyspę trafia Amadeo Esposito, lekarz szukający swojego miejsca na ziemi. Spisywał zasłyszane historie, gdyż nie mógł pochwalić się żadną swoją własną. Przerośnięty podrzutek bez rodziny, który po prostu chciał być przydatny i pragnął wreszcie przynależeć do jakiejś społeczności.
Wyspa Castellamare urzeka go od pierwszej chwili swoją naturalnością i tak Amadeo znajduje na niej szczęście, którego szukał całe swoje dotychczasowe życie. Odnajduje spełnienie, prowadząc bar Dom na Skraju Nocy, pokątnie służąc swoim lekarskim fachem. Zakochuje się, zakłada rodzinę i, mimo kontrowersyjnych poczynań, jest bardzo szanowany i lubiany. Wraz z żoną Piną wychowują trzech synów i córkę, potem wnuków, by już spoza tego świata obserwować swoją prawnuczkę.
Dom na Skraju Nocy dzięki staraniom całej rodziny Espositów staje się swego rodzaju ostoją całej wyspy. Mimo wielu przewrotów historycznych, reżimów, które po sobie następują, bar ciągle trwa. Kolejne pokolenia unowocześniają go i remontują, jednak nie traci on nic na swoim klimacie, nie daje się złamać ani wojnie, ani przełomowi, jaki następuje wraz z pojawieniem się na wyspie banku czy hotelu.
Wyspa miała również swoje własne legendy, które ją budowały i które z takim zamiłowaniem studiował i spisywał Amadeo: klątwa łez, jaskinia czaszek, cuda świętej Agaty. Sam Esposito stał się przyczynkiem do powstania kolejnych legend , np. bliźnięta urodzone z innych matek, syn wyrzucony z morza, którego rany wojenne nie chciały goić się poza wyspą.
Castellamare miało to do siebie, że jednocześnie przytłaczało swoją małością, wąskimi uliczkami, wścibskimi nosami, jaki i stawało się konieczne do życia dla wielu jego mieszkańców, nie pozwalało o sobie zapomnieć i wywoływało niezwykłą tęsknotę u tych, którzy zdecydowali się je opuścić.
Cztery pokolenia rodu Espositów zostały osadzone głęboko w historycznych wydarzeniach, które mimo że nie dosięgały bezpośrednio wyspy Castellamare, miały na nią bezdyskusyjny wpływ.
Tajemniczość powieści podkreśla już jej okładka, która od razu zwróciła moją uwagę. Treść została podzielona na 5 części, z których każda jest poprzedzona piękną i znaczącą legendą. Powieść kipi emocjami, ale jednocześnie narracja jest prowadzona bardzo spokojnie, bez pośpiechu.
Saga przedstawia zwyczajnych ludzi o zwyczajnych problemach, dlatego od pierwszych stron staje się tak bliska czytelnikowi. Widzimy w niej nieuniknione przemijanie i nastawanie nowego. Ktoś umiera, by ktoś inny mógł żyć, jeden dom trzeba zburzyć, by na jego miejscu powstał nowy. I taka właśnie jest kolej rzeczy…
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze