Wybory Małej Miss, Mali Giganci. Te mamy mówią: NIE. Zobacz, jak zarażają swoje dzieci pasją
EWA ORACZ • dawno temuModa na wybory małych ślicznotek, która dotarła do nas zza Oceanu zawsze wzbudzała wiele emocji. Ma tyle samo przeciwników co i zwolenników wśród rodziców. Konkursy „Mała Miss”, bo o tym mowa, to prężny biznes, który pomimo miażdżącej krytyki psychologów trwa, bo jest na to zapotrzebowanie. Pytanie jaki rodzic wysyła swoją córkę na wybory „Mała Miss Polski”? Co jest oceniane na takim konkursie? Jakie korzyści rozwojowe może przynieść udział w takich wyborach?
Formuła konkursu w Polsce zdecydowanie różni się od amerykańskiej, już samą nagrodą. Za Oceanem małe dziewczynki walczą o naprawdę duże pieniądze. U nas to raczej zabawki lub udział w sesji zdjęciowej. Dopiero po konkursie mogą posypać się propozycje udziału w reklamach, a w tym przypadku możemy już mówić o sporych wynagrodzeniach. Druga sprawa to reżim w jakim żyją malutkie uczestniczki wyścigu po koronę za wielką wodą. Dieta, ćwiczenia, próby makijażu, przymiarki kiecek to codzienność. Do tego dochodzą jeszcze coraz częstsze operacje plastyczne. Pozostaje się cieszyć, że tego typu pomysły nie przeszły na nasz kraj, choć obawiam się, że to może być kwestia czasu.
Dużo mniej kontrowersyjny wydaje się być program „Mali Giganci”. Jednak cecha, która łączy wszystkie tego rodzaju występy to nienaturalność. Stare-maleńkie dzieci, które nie wiedzieć czemu tak wzruszają zdziecinniałych jurorów i pewnie miliony przed telewizorami. Nie wiem czy pięciolatka śpiewająca dorosły i poważny tekst, z którego nic nie rozumie, to powód do wzruszeń. Jaki płynie przekaz dla dziecka z takiego programu? Tłumaczenie, że to praca nad rozwijaniem talentów to jakaś bzdura. Od tego są nauczyciele, szkoły i ćwiczenia. Małe dzieci chłoną jak gąbki świat swoich rodziców. Wyrastają w przekonaniu, że rodzic ma zawsze rację, że to co jest w ich domu, to prawidłowy świat. Z taką wiarą buduje się ich osobowość. Co robią dzieci w takich programach? Czy przypadkiem nie realizują ukrytych niezwerbalizowanych często marzeń rodziców, którzy to projektują je na swoje pociechy? Niebezpieczna to przypadłość, szczególnie gdy dotyczy takich maluchów.
Na szczęście większość dzieci nie dostaje się do takich programów. A czasem można przypadkiem trafić na niecodzienne przykłady, gdzie inicjatywa najmłodszych przekracza niejednokrotnie zapał i przedsiębiorczość dorosłych. Przedstawię wam trzy dziewczynki, które cechuje niesamowita energia do tworzenia. Gabrysia, Gosia i Helenka, dziewczynki, które mają niewiele lat i łączy je pasja tworzenia.
Gosia z Podkowy Leśnej pisze o sobie na Facebooku tak:
Nazywam się Gosia i mam 12 lat. Moją pasją jest tworzenie: szyję, lepię, kleję, rysuję, gotuję, piekę. Lubię wszystko, co jest twórcze.
Dziewczynka założyła na portalu społecznościowym stronę o sympatycznej nazwie Przytulna Pracownia. Gosia szyje zabawki, robi sztuczne kwiaty z bibuły i wiele innych rzeczy. Ostatnio zajmowała się ogromnymi materiałowymi medalami na III Bieg Sto-Nogi w Milanówku, gdzie mieszka, zresztą to nie jedyny bieg, który ozdabiała zrobionymi przez siebie nagrodami. Mała artystka wzięła udział razem ze swoją mamą w Targach „Przedsiębiorczość jest Kobieca” wystawiając na nich swoje przytulanki. Poza zabawkami poprzytulać można także poduszeczki samochodowe i podgłówki dla dzieci. Gosia nie marnuje starych swetrów tylko przerabia je na sweterkowe zwierzaczki.
— Każda przygotowana przeze mnie rzecz jest unikatowa. Ponieważ wszystko robię ręcznie, a czasami kończą się materiały i pojawiają inne, nie ma dwóch identycznych zabawek. Na specjalne zamówienia zrobiłam papugę, tchórzofretkę i Patryka.
Ten facebookowy wpis jest dość stary, Gosia nie sądziła wtedy, że będzie miała hurtowe zamówienia. Wszystkie projekty są wyłącznie jej autorstwa i prototypy wykonuje sama, choć zdarza się, że w trudniejszych sprawach pomaga jej nieco mama, która jest w tym działaniu wsparciem. Przytulna Pracownia to tylko jedno z miejsc tworzonych przez rezolutną Gosię, następna to „Gotowanie z Pasją Gosi”.
Mała Helenka z Warszawy już od najmłodszych lat uczestniczyła z mamą w zajęciach na ASP. Jej mama zajmuje się projektowaniem szkła. Zabierała ze sobą córeczkę na zajęcia, co zapewne w dużym stopniu wpłynęło na jej zainteresowania.
- Środowisko twórcze jest jej naturalnym środowiskiem - mówi jej mama - a ASP to jej drugi dom, który nazywa „naszą pracownią”.
Helenka jeździła razem z mamą na targi designu i zapragnęła mieć coś swojego. Tak pojawił się pomysł na maskotki — kosmitów. Obecnie szyciem zabawek zajmuje się zaprzyjaźniona krawcowa, u której zamawiane są poszczególne serie. Za projekty odpowiada mała Helenka, która sama decyduje, jakie mają być tkaniny, kolory, guziki i inne ozdoby. Mama i córka mają sterty (mama mówi, że tony) projektów na kartkach, które rysuje, wycina i wykleja Helena. Dlaczego kosmici?
— Kosmici są zabawni i prości w projekcie, a to robi wrażenie, wszyscy się śmieją jak ich widzą, dzieci je natychmiast przytulają do siebie, a nawet dorośli, zabawne jest obserwowanie spacerującego po targach dorosłego przytulającego się do kosmity.
Dlaczego opisuję te dziewczynki w kontekście wyborów „Małej Miss” i „Małych Gigantów”? By pokazać jak wiele zależy od rodziców i tego jak ukierunkują rozwój własnych dzieci. Jakim lustrem dla rodziców może być dzieciństwo ich pociech. Jak dzieci czerpią z otoczenia wzorce i styl życia, bycia i podejścia do samych siebie. Dziewczynki często chcą być takie jak ich mamy. Jakie są mamy małych miss? Jakimi osobami są mamy przekłuwające uszy swoim kilkumiesięcznym córeczkom?
Gabi z Milanówka też podpatrzyła swoją mamę artystkę, która zajmuje się między innymi starym rzemiosłem, kulturą Słowian i Wikingów, pisze też książki. Pani Małgorzata robiła bawełniane spaghetti, z którego później jej córka bardzo chciała coś zrobić, aż w końcu „wykombinowała” supełki dla zwierzaków. Mało tego, wymyśliła sposób na charytatywną „dystrybucję”.
Z profilu mamy Gabrysi:
— Moja Gabrysia podjęła decyzję, że zajmie się zbiórką słodyczy dla dzieci — tym razem z okazji Dnia Dziecka. Oczywiście jest to akcja "SUPEŁEK ZA ŻELEK". W skrócie polega ona na wymianie — od Gabi dostaje się supełek-szarpak dla zwierzaka (psa, kota) w zamian za słodycze dla dzieciaków. Na święta Bożego Narodzenia zebrała słodkości tyle, że zrobiła kilkanaście paczek. Mam nadzieję, że i tym razem ją wesprzecie — supełki można odbierać od nas w domu, od mojej Mamy albo na imprezach historycznych — w zamian dowolną ilość dowolnych słodyczy. Szarpaki wykonywane są przez Gabrysię wieczorami z bawełnianego spaghetti- więc także jeśli ktoś może podarować już pocięte to chętnie przyjmiemy. Dla niewtajemniczonych — Gabi ma lat 11 i silną potrzebę pomagania, co kończy się jej pracą do późnej nocy.
Wzruszające, prawda?
Do was-nas rodziców należy wybór, w jakim kierunku popchniemy rozwój naszych dzieci. I choć daleka jestem od oceniania kogokolwiek, szczególnie od czasu, gdy z autopsji wiem, jak trudne jest wychowywanie małego człowieka, to ogromnie mi żal tych wszystkich małych księżniczek, całych w różu i ozdobach od maleńkości. Oby miały na tyle silny charakter, by iść w tym kierunku, który same wybiorą, bez zaspokajania ambicji swoich rodziców. Tylko, czy udział w takich konkursach nie pozostawi trwałych śladów? Nie nauczy rywalizacji o pierwsze miejsce i tego, że atrakcyjny wygląd jest kluczem do sukcesu? To właśnie rodzice z pasją zarażają poszukiwaniem jej własne dzieci.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze