Choć nie zawsze mam odwagę, czy ochotę na mocno nasycony makijaż we wszystkich kolorach tęczy, to właśnie ze względu na ciekawe odcienie i mocną pigmentację uwielbiam palety cieni Sleek.
Na dzień dzisiejszy mam aż 8 różnych zestawów (i to zapewne nie koniec), w każdym jest zawsze 12 odcieni. Gdy mój mąż zobaczył piramidkę z nich ułożoną, zaczął kręcić nosem (jak to faceci, „po co Ci tyle tego?”), ale gdy przyjrzał się im bliżej – stwierdził, że faktycznie – każda jest inna! Fantastyczne jest to, że kolory dobrane są tematycznie. Bad Girl to na przykład granaty i szarości w angielskim stylu, Storm to kolory burzy, a Caribbean Curacao to żar tropików i wakacje.
W zestawieniach znajdują się cienie matowe i perłowe, w różnych proporcjach. Warto to sprawdzić przed wyborem swojej palety, bo osoby preferujące cienie matowe nie będą zadowolone, gdy trafią na zestaw głównie perłowy (np. Storm lub Original). Na dodatek perła jest taka dość „gruboziarnista” (ale nie brokatowa), zwłaszcza w starszych edycjach - nowsze są już delikatniejsze i prezentują się lepiej. Nie warto też porywać się na pięknie wyglądające zestawienia o nietypowych kolorach, bo jaskrawe pomarańcze, czerwienie, czy groszkowa zieleń to nie są kolory, które da się używać na co dzień. Na start najlepiej wybrać neutralne zestawienie, które będzie można używać często i na co dzień, tak żeby poznać i polubić (lub nie) cienie Sleek. Do dziennego makijażu sprawdzają się zwłaszcza Nude Au Naturel i Oh So Special.
Cienie bazują na mineralnych pigmentach, ale tak do końca mineralne nie są. Nieco inna jest też technika aplikacji, która na początku może frustrować, bowiem pojedynczym kolorem dość trudno jest zrobić cieniowanie, tak jak zwykłym cieniem. Zamiast tego trzeba rozcierać ciemniejszy kolor jaśniejszym, ale taka technika daje o wiele więcej możliwości i ciekawszy efekt. Ten nieco większy wysiłek rekompensuje świetna trwałość – u mnie bez bazy trzymają się do wczesnych godzin porannych do wieczora, bez poważniejszych poprawek.
I jeszcze słówko o opakowaniu – przypomina malutki laptop (7,5 x 13,5 cm), jest matowo czarne (w limitowanych edycjach bywały też białe i czerwone), w środku mieści się naprawdę duże lusterko i dwustronna, gąbkowa pacynka (szkoda, że nie pędzelek, bo sprawdziłby się lepiej przy tych cieniach). Są wykonane solidnie – spadały mi nie raz i nic się nie posypało. Każda paletka oryginalnie zapakowana jest w kolorowe, kartonowe pudełko.
Są entuzjastki, są i sceptyczki, ale dla mnie cienie Sleek to czysta rewelacja i polecam je wszystkim swoim znajomym i nieznajomym.
Skład: mica, talc, paraffinum liquidum, magnesium stearate, ethylhexyl palmitate, dimethicone, propylparaben, methylparaben, pigment
Producent | Sleek |
---|---|
Kategoria | Oczy |
Rodzaj | Cienie w kamieniu |
Przybliżona cena | 30.00 PLN |