Zachoruj i pomyśl nad sobą
REDAKCJA • dawno temu„Obracam się” w kręgach niższej klasy średniej. Mój statystyczny znajomy mieszka w dużym mieście, zarabia ok. 5000 zł netto i spłaca trzy kredyty: na kawalerkę z metalowym balkonem, na mały samochód z klimą o wartości 40 tys. złotych i na komplet kanciastych mebli BRW, Agata czy Bodzio w odcieniu ciemnego fioletu. Nie ma w domu książek, tylko puste ściany w kolorze kanarkowym, podobno pasujące do fioletowego (w tym sezonie). Posiada smartfon i laptop. Jak to powiedział dziś w tv Michał Ogórek, jeśli tak świat się kręci, to stop, ja wysiadam:). Nie jestem i nie lubiłabym być fragmentem fioletowo-kanarkowej masy, lecz więźniem i niewolnikiem świata opisanego jestem na pewno.


„Obracam się” w kręgach niższej klasy średniej. Mój statystyczny znajomy mieszka w dużym mieście, zarabia ok. 5000 zł netto i spłaca trzy kredyty: na kawalerkę z metalowym balkonem, na mały samochód z klimą o wartości 40 tys. złotych i na komplet kanciastych mebli BRW, Agata czy Bodzio w odcieniu ciemnego fioletu. Nie ma w domu książek, tylko puste ściany w kolorze kanarkowym, podobno pasujące do fioletowego (w tym sezonie). Posiada smartfon i laptop.
Jak to powiedział dziś w tv Michał Ogórek, jeśli tak świat się kręci, to stop, ja wysiadam:). Nie jestem i nie lubiłabym być fragmentem fioletowo-kanarkowej masy, lecz więźniem i niewolnikiem świata opisanego jestem na pewno. Upewnił mnie w tym hardkorowy horror, w którym zagrałam ostatnio główną rolę. Rozegrał się w ciągu dwóch godzin w czasie realnym.

Zachorowałam na zapalenie płuc i dostałam 2 tygodnie zwolnienia. Bałam się znikać z pracy na tak długo, ale lekarz mnie solidnie postraszył. Ostatnim rzutem na taśmę przytaszczyłam do domu wielkie zakupy. Przez pierwsze 3 dni z trudem wstawałam z łóżka na siusiu. Czwartego dnia zadzwonili z pracy, że szukają superpilnie i bez skutku jakiegoś tam dokumentu mojego autorstwa. Po licznych wskazówkach, gdzie w kompie może być, skapitulowaliśmy. Obiecałam znaleźć u siebie i podesłać. Rozmowa zahaczyła jeszcze o moje zdrowie i przeciągnęła się do 40 minut.
W chwili rozłączenia zauważyłam, że wyczerpała się bateria. Telefonu stacjonarnego nie mam. Tak, może to dziwny przypadek, ale ładowarkę zostawiłam w biurze:). Po odpaleniu komputera okazało się, że nie zapuszcza się internet mobilny. Nie i już. Gości nie oczekiwałam, uprzedziłam wszystkich, że zarażam.
Założyłam dwa szlafroki i obeszłam sąsiadów z mojego piętra (pozostałych nie znam). Była godzina 14.00, nikogo nie było w domu. Mam w budynku restaurację z wifi, ale nie mam laptopa… Z 39 stopniami gorączki ubrałam się bez kąpania. Najbliższy bankomat jest 3 przystanki ode mnie (fajnie, że pamiętam swój pin). Pojechałam na gapę, bo pani w moim kiosku nie ma terminala. Pozwoliłaby mi wysłać esemesa, ale nie znam na pamięć żadnego numeru.
Zaczęłam panikować: co robić? Szukać kawiarni internetowej czy sklepu z akcesoriami komórkowymi? Czułam się bardzo źle, wyglądałam jeszcze gorzej. Pomimo tego ludzie prowadzący mały hostel w kamienicy (dosłownie potknęłam się o szyld) za darmo pozwolili mi zadzwonić i skorzystać z netu. Powiedzieli też, gdzie niedaleko mogę kupić ładowarkę, nawet chcieli mnie wyręczyć. Telefonu nie zabrałam ze sobą, na szczęście pamiętałam, co to za cudo…

Kiedy wróciłam do domu, okazało się, że przepociłam na wylot 3 warstwy ubrania. To nie było zapalenie płuc, tylko mózgu! Śmiertelne przerażenie, nerwowe drgawki, atak paniki… Moim największym marzeniem była w tym momencie pocieszająca pogawędka z przyjacielem, który od kilku lat mieszka na wsi w dość szczelnym szałasie (nazywanym dumnie kolibą). Niestety, jest lato i od czerwca nie pojawił się ani razu na fejsie, co znaczy, że celowo nie ma netu.
Poczułam zazdrość i złość. On wieczorem przerzuci sobie 10 papierowych stroniczek ulubionej powieści przy naftówce, wypije kieliszek samogonu, pogłaszcze kozę i błogo zaśnie. Nie zależy od nikogo i niczego, co najwyżej musi się witać z sołtysem. Ma wszystko, nie mając nic. Odkąd pracuje fizycznie pośród roślin i zwierząt, jest zdrowy jak ryba, nigdy nie zażywał antybiotyków. A ja mam alergię na pyłki…
Gdyby to do mnie należała decyzja, w którą stronę popchnąć rozwój świata, wybrałabym na pewno jego stronę. Nawet gdyby wszyscy orzekli, że to uwstecznienie. Bo tak sobie myślę, że my, pozamykani w swoich szklanych klateczkach i samochodzikach, obarczeni laptopikami, telefonikami, tablecikami i talią kart, sprawdzający 2 razy dziennie kurs franka, faszerujący się antydepresantami i energetyzerami, robimy sobie wielką krzywdę.
Nie żałuję tych 2 tygodni w domu. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam się bezpieczna, wyluzowana, zadowolona z tego, gdzie jestem i co robię. Choroba przywróciła mi sensowne widzenie i zamierzam coś z tym zrobić.

Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze