Chcę do niego wrócić
REDAKCJA • dawno temuPrzez 6 lat mieszkałam z chłopakiem. Byliśmy osamotnieni, ciągle brakowało nam pieniędzy na jedzenie i czynsz, a co tu mówić o rozrywkach towarzyskich. On pracował jako sprzątacz, ja – za dwoje, jako „elita” z dyplomem. Kiedy się rozstaliśmy, z mojej inicjatywy, znajomi triumfowali: nareszcie! Znajdziesz sobie kogoś na swoim poziomie! Teraz, kiedy jesteśmy od siebie całkowicie niezależni, mam ochotę do niego wrócić...
Przez 6 lat mieszkałam z chłopakiem, który miał jedną zasadniczą zaletę, ale to przecież nie jest rubryka: Czytelniczki piszą, PLAYBOY odpowiada, prawda? Zmilczmy zatem.
Inne odnotowane przeze mnie pozytywy: nigdy nie pytał, o której obiad. Zgłodniawszy, szedł do kuchni i sam coś przygotowywał – dla siebie lub dla nas, jeśli chciałam. Umiał nastawić i powiesić pranie, zrobić zakupy, posprzątać, pomalować mieszkanie. Zabierał psa na długie spacery do parku, na co ja nie miałam siły lub czasu. Chodził nocami po papierosy, gdy pracowałam przy komputerze. Farbował mi włosy i mył plecy antybakteryjną szczotką, gdy zaatakował mnie trądzik mało młodzieńczy. Nigdy nie podlizywał się nikomu ani nie był miły dla kogoś, kogo nie lubił i nie cenił.
Wiem, że to ostatnie z przyczyn praktycznych (współżycie w grupie) można uznać za wadę. Tak, wewnętrzna wolność przynosi problemy, nie kokosy. Zwłaszcza gdy facet ma tylko podstawówkę, nie ma prawa jazdy i nie zna żadnego języka obcego… Dlatego mój chłopak problemy miał liczne, a przez niego – ja też. Byliśmy osamotnieni, ciągle brakowało nam pieniędzy na jedzenie i czynsz, a co tu mówić o rozrywkach towarzyskich. On pracował jako sprzątacz, ja – za dwoje, jako „elita” z dyplomem. Kiedy traciłam pracę, bywało mało śmiesznie.
Otoczenie starało się mnie uzdrowić, uświadomić mi mezalians. O czym Ty z nim gadasz? Komu możesz przedstawić? Jakie zabezpieczenie daje Ci na przyszłość? Odpowiadałam zawsze tak samo: to moja sprawa. Nie tłumaczyłam im, że przeczytał prawdopodobnie więcej książek, niż my wszyscy razem wzięci.Kiedy się rozstaliśmy, z mojej inicjatywy zresztą (powodu nie zdradzę), znajomi triumfowali: nareszcie! Znajdziesz sobie kogoś na swoim poziomie! A mój eks zamieszkał w namiocie nad Wisłą, ponieważ nie miał dokąd pójść. Na szczęście było lato:).
Kontaktowaliśmy się często i życzliwie, czym nikomu się nie chwaliłam, by nie słyszeć komentarzy. Namówiłam go po wielkich bojach na wystąpienie do miasta o mieszkanie kwaterunkowe. Pożyczałam małe kwoty, z których część oddawał, w miarę swojej sytuacji. Było mi bez niego troszkę lżej, a i on chyba beze mnie zaczął coś niecoś kapować z życia, zawężać swoją bezkompromisową definicję wolności.
W końcu dostał niepełnowartościową, 20-metrową pracownię na dachu wieżowca z płyty. Wziął niewielki kredyt na remont, znalazł drugie i trzecie sprzątanie. Stanął na nogi. Niedawno byłam u niego na 2-osobowej parapetówce, jedliśmy przy świecach makaron z parmezanem, wspominaliśmy, gapiliśmy się na panoramę miasta. Teraz, kiedy jesteśmy od siebie całkowicie niezależni, mam ochotę do niego wrócić i kto wie, czy mu o tym wkrótce nie powiem.
Dlatego proszę Was przy okazji, przyjaciółki, znajomi, mamo, tato, bracie! Nie zadawajcie mi pytań, nie oceniajcie, nie kręćcie nosami. Lubicie fajne auta, wakacje w Hiszpanii, rozmowy o podwyżkach, premiach, polisach i inwestycjach? Super, popieram. A to jest moje życie, mój wybór i mój facet. Moja osobista sprawa. Popierajcie lub spadajcie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze