Małżeństwo z rozsądku – ma szansę przetrwać?
MAGDALENA TRAWIŃSKA-GOSIK • dawno temuZnam kilka kobiet, które po trzydziestce zdecydowały się na małżeństwo z rozsądku dlatego, że bały się samotności i chciały zostać matkami. Różnie się teraz u nich dzieje. Czy małżeństwa z rozsądku mają szansę przetrwać? Czy w Waszym otoczeniu są takie pary? Udało się im... A może któraś z Was wyszła za mąż bez miłości, kierowała się nie sercem, a rozumem? Piszcie.
Przy okazji jednej z rozmów z kobietami (do reportażu) zeszło na temat małżeństwa z rozsądku. Moje rozmówczynie najpierw się oburzyły, że za mąż wyszły z miłości, a nie z rozsądku. Jednak potem niektóre przyznały, że serce nie sługa, ale przy ostatecznym wyborze kierowały się także rozumem.
Jedna z nich – Ala – przyznała, że względy finansowe miały duże znaczenie. Kiedyś miała jeszcze jednego kandydata, o którym myślała jak o mężu i kochała go, ale okazał się on biedny jak mysz kościelna i kompletnie "nieudaczny", więc koniec końców zrezygnowała z niego. Kolejnego, który się pojawił (obecnego męża) nie tylko pokochała, ale wiedziała także, że zapewni byt jej i ich rodzinie. Miała rację, o mieszkanie i samochód nie musieli się długo starać. Są szczęśliwą parą, nadal zakochani.
Druga – Gosia – przyznała, że z jej mężem połączyli ją właściwie rodzice. Przechodziła burzliwy romans z żonatym mężczyzną, niestety skończył się tragicznie dla Gosi, żonaty rzucił ją dla kolejnej nieżonatej. Wtedy z pomocą przyszli rodzice. Podsunęli jej spokojnego, zrównoważonego prawnika, syna znajomych. Powoli znajomość przerodziła się w przyjaźń — mieli wiele wspólnych zainteresowań (rodzice o to zadbali), grali w tenisa i chodzili razem na kurs tanga argentyńskiego. I udało się, w końcu się zakochali i po latach wzięli ślub.
Gosia bije się w pierś, że najważniejsza była miłość, ale przyznaje też, że gdyby wybranek okazał się równie szalony i niezrównoważony jak jego poprzednik, o którym przecież też myślała jak o mężu (obiecywał rozwód), nie wyszłaby za niego. Bo przekonała się, że to czego szuka, to przede wszystkim oparcie, poczucie bezpieczeństwa, zaufanie.
Ostatnia – Dorota – po dwugodzinnej rozmowie, wreszcie przyznała się, że wychodząc za swojego obecnego męża, nie kochała go, ale pokochała go potem i jest naprawdę szczęśliwa. Z czasem się zgrali, razem stworzyli rodzinę opartą na zaufaniu, choć najpierw uczyli się siebie.
Dorota pragnęła miłości na długo zanim wyszła za mąż, ale ta nie przychodziła. Nie chciała chwilowych, pobieżnych związków, nie szukała wrażeń, pragnęła małżeństwa, szczęścia u boku męża. Ale żaden kandydat nie był nią zainteresowany, a ci, którzy koło niej się kręcili, na pewno na męża się nie nadawali. Czekała, zegar tykał, aż w końcu zaczęła wykonywać nerwowe ruchy, była przerażona, że zostanie sama, że nie znajdzie nikogo interesującego. Obwiniała siebie, że jest zbyt wybredna, że może nie o miłość w życiu chodzi. Znajomi podpowiadali jej, że miłość przemija, że potem jest trudna codzienność, którą trzeba dzielić z drugą osobą na dobre i na złe. Więc przestała szukać miłości. Męża wybrała z rozsądku. Mówi, że to poczciwy, dobry człowiek, którego po latach pokochała ze wzajemnością.
Sama znam kilka kobiet, które grubo po trzydziestce zdecydowały się na małżeństwa z rozsądku właśnie dlatego, że miłość nie przychodziła, a mężczyźni wokół nich interesowali się coraz młodszymi. Wreszcie zdecydowały się nie czekać i nie przebierać, bo bały się samotności i chciały zostać matkami. Różnie się teraz dzieje w ich małżeństwach.
Dlatego podczas tamtej rozmowy przyszło mi do głowy, żeby Was zapytać — czy małżeństwa z rozsądku mają szansę przetrwać? Czy w Waszym otoczeniu są takie pary? Udało się im… A może któraś z Was wyszła za mąż bez miłości, kierowała się nie sercem, a rozumem? Piszcie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze