Dieta cud wróży grób
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuObserwuję renesans diety doktora Dukana (zwanego Pierdukanem w pewnych kręgach). Parę lat temu stosowali ją wszyscy, a mój drogi przyjaciel napisał nawet książkę wespół w zespół z rzeczonym Francuzem. Śmiechu było co niemiara z tymi znajomkami na diecie, mówię wam. Jeden miał fazę proteinową, drugi jeszcze jakąś, trzeci dzień wolny, a wszyscy siadali przy jednym stole. Tylko napić się nie było komu.
Obserwuję renesans diety doktora Dukana (zwanego Pierdukanem w pewnych kręgach). Parę lat temu stosowali ją wszyscy, a mój drogi przyjaciel napisał nawet książkę wespół w zespół z rzeczonym Francuzem. Śmiechu było co niemiara z tymi znajomkami na diecie, mówię wam. Jeden miał fazę proteinową, drugi jeszcze jakąś, trzeci dzień wolny, a wszyscy siadali przy jednym stole. Tylko napić się nie było komu.
Kłóciłem się o tę dietę dla czystej zabawy. Znalazłem w niej nawet mechanizm, który sprawia, że choć nie działa, winny czuje się ten, który z niej korzysta i tyje. Po prostu utrzymanie rygoru wymyślonego przez doktora Dukana okazuje się niewykonalne. Argumentacja jest nazbyt skomplikowana, aby ją tu przytoczyć.
Sam nie wierzę w żadne cudowne diety i każdemu polecam ten rodzaj sceptycyzmu. Jeśli chcecie schudnąć lub utrzymać wagę, istnieje prosty sposób: mniej żreć. Posiłki należy przyjmować o stałych porach i nigdy na noc. Warto unikać słodyczy i uprawiać sport, najlepiej od najmłodszych lat. Każdy rodzic, który zwalnia dziecko z wuefu powinien dostać w kły. Od siebie dodam, że wysoko cenię sobie rolę papierosów jako czynnika wyszczuplającego.
To co piszę, powinno wystarczyć. Pod warunkiem, że nie mamy problemów hormonalnych.
Jeszcze niedawno narzekano na otyłość Polaków. Teraz obserwuję zjawisko przeciwne – przesadną dbałość o siebie, psie przywiązanie do zdrowego stylu życia.
Istnieją dwie postawy, skrajnie sobie przeciwstawne. Pierwszą uosabia maniak fitnessu zasłuchany w nauczanie swojego dietetyka, taki co nie skusi się nawet na pączka w tłusty czwartek. Typ drugi to menel, który daje w palnik od rana i śpi w żywopłocie. Trudno wyobrazić sobie przeciwieństwa większe niż tych dwóch facetów. A jednak, ulegli podobnemu szaleństwu.
Te postawy mam za awers i rewers tej samej monety, a krańcowa głupota spełnia tutaj funkcję wspólnego mianownika. Maniak fitnessu i pijaczyna realizują dwa skrajne modele życia, a jednak są mniej więcej takimi samymi idiotami. Tkwią w niewoli. Jeden zdrowego stylu życia, drugi alkoholu. Co gorsze, tego nie wiem. Przypuszczam jednak, że zdrowy styl życia jest bardzo niezdrowy.
Istnieje piękna przestrzeń pośrodku. Ludzie rozumni powinni poruszać się w jej obszarze. Posłużę się tutaj przykładem najpiękniejszym, czyli moim. Nie wyobrażam sobie życia bez sportu. Chodzę na pakę, na basen, a od września zapisuję się na boks. Jedzenie nie sprawia mi żadnej przyjemności, więc wybieram raczej zdrowe potrawy (skoro i tak nie lubię jeść, to głupotą byłoby sięganie po to, co szkodzi) i zdarza mi się umyć zęby przed snem. Jednocześnie, nie wyobrażam sobie takiego dnia jak dziś bez dwóch kufli zimnego piwa, elegancko uzupełnionych papieroskiem. Rezygnacja z cotygodniowej wódeczki również ani mi w głowie. Jestem skłonny nawet uprawiać seks bez zabezpieczenia. No bo właściwie czemu nie?
Nie obchodzi mnie, że za sprawą papierosków przepłynę basen o sekundę wolniej. Co z tego, że wódeczka hamuje przyrost mięśni? Choroby weneryczne można wyleczyć, AIDS nie zabija tak jak kiedyś, a Słowacja jest piękna o tej porze roku. Przecież chodzi tylko o to, by życie miało smak. Mocny, wyrazisty. Jakiś.
Odnoszę wrażenie, że osoby zafascynowane zdrowym stylem życia zapomniały, dlaczego to robią. Po co im ten fitness i dieta bezglutenowa (swoją drogą, nie mam pojęcia co to takiego)? Na diabła ganiają po parku w swoich śmiesznych butach?
Styl życia – jakikolwiek – musi czemuś służyć. Dbam o siebie w określonym celu: chcę cieszyć się długim, dobrym życiem żeby móc, na przykład, zwiedzać świat, mieć dużo kobiet, albo i pić dobre alkohole. Czemu nie? Każdemu co jego. Ale przecież zdrowe życie prowadzone tylko dla zdrowego życia jest czymś absurdalnym i idiotycznym. To już lepiej być słabym i chorym.
Zapytam wprost: chcecie być wysportowani, silni i zdrowi? Super! Pragniecie żyć długo, w dobrym zdrowiu? Jeszcze lepiej! Ale do czego wam ta siła, zdrowie i młodość przedłużona ma posłużyć? W jaki sposób zamierzacie ją wykorzystać? Warto sobie odpowiedzieć na to pytanie.
Wydaje mi się nawet, że długie życie samo w sobie nie jest wartością. Ja mogę na przykład żyć krótko. Albo średnio. Przecież liczy się nie długość, ale jakość życia. To czego doświadczyliśmy. Trzydzieści dwa lata Aleksandra Macedońskiego liczy się więcej niż całe piętro w domu seniora dla menedżerów. Wiem, że moja wódeczka, papieroski (a także trening na siłowni) odejmuje mi miesięcy, lat. Trudno, niech tak będzie. Pożyję dekadę mniej. Co z tego? Mam piękne, bogate życie, widziałem kawał świata, miałem tysiąc przygód, a imprez, spotkań z ludźmi – jeszcze więcej. Cena dziesięciu lat jest w tym kontekście śmiesznie mała. W gruncie rzeczy, mógłby mnie szlag trafić już w tej chwili.
Mam wielkie szczęście. Życzę każdemu, by tak mógł o sobie powiedzieć.
Wreszcie, skoro z tematu diety i zdrowego trybu życia zeszliśmy na śmierć. To bardzo ciekawe. Więc, kiedy będę umierał, mam jedno życzenie. Chciałbym być chory. Nie mam szczególnych preferencji odnośnie tej choroby. Niech będzie nie upokarzająca i umiarkowanie bolesna. Poza tym jest mi wszystko jedno. Chcę umrzeć chory i już.
A Wy, wielbiciele diet, kiełków i fitnessu umrzecie zdrowi. I będzie Wam wtedy głupio.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze